Tuesday, April 24, 2007

Krzysztof Varga NAGROBEK Z LASTRYKO

Na zdjęciu z drugiej strony okładki jest pisarz przed czterdziestką, godnie łysiejący, z widoczną w twarzowym owalu nadwagą i spojrzeniem, które nieprzychylnemu obserwatorowi zda się znakiem tępego dystansu, choć może też wyrażać znacznie głębszą ciężkość bytu.

Polskie czasy na początku wieku XXI do łatwych bowiem nie należały. Pisarzom ambitnych powieści żyło się gorzej niż autorom literackich śmieci do wyżucia za 19,99 albo 37, zależnie od twardości oprawy, zażółcenia papieru lub widzimisię wydawcy. Ludzie chodzili wtedy najchętniej do hipermarketu, jeśli miewali w ręku bilety do teatru, to te wygrywane w konkursach „wystarczy do nas zadzwonić”. Szynkę jedli wodnistą, chleb zdatny do spożycia jedynie w dniu zakupu, za to wódki pili mniej od przodków, mimo niskiej, jak nigdy wcześniej, ceny whisky. Zalewała ich krew z powodu skrupulatnie przez media rasowanych skandali politycznych, emocjonalny upust znajdowali w wysyłaniu sms-ów do „Szkła kontaktowego” i pisaniu postów-komentarzy do www.onet.pl. Naród w tamtych czasach nie mówił jednym głosem, lubił patrzeć jak tańczą i śpiewają gwiazdy, właśnie przestał brać udział w „Wielkiej grze”, masowo wyjeżdżał do pracy w fabryce „Wielka Brytania”. Wierzono w Boga (a może Papieża), Ligę Mistrzów, Rodzinę. To nie były złe lata. Psy wolności jeszcze merdały ogonem, z nadzieją dając się prowadzić na skórzanym łańcuchu przemijania.

Książkę „Nagrobek z lastryko” przeczytało kilka tysięcy najbardziej zainteresowanych czytelników, nie tylko z kręgu „Gazety Wyborczej”, w której autor, Krzysztof Varga, był redaktorem działu kulturalnego. Niejeden odbiorca widział siebie samego (lub samą) w postaciach dziadka i babci głównego bohatera. Niejeden dotarł do jej końca, czyli do roku 2071, kiedy Dominik Fratnerski, dawniej Frattner, obywatel VI Rzeczpospolitej, w dwa lata po sprzedaży kolekcji starych gazetek z hipermarketu, wypowiedział ostatnie słowa powieści. Między rokiem 2005 a 2071, między dziadkowymi wakacjami w Chorwacji a niecnym czynem wnuka, zdarzyła się wojna z II powstaniem warszawskim i jego ofiarami, panika w Częstochowie, klęska 1:7 z Botswaną. Po 2.04.2005, po 21.37 ta cała narodowa zabawa musiała się skończyć źle.

Jeśli dziadek Dominika, Piotr Paweł, był niewolnikiem czasu i PIN-kodów, jego prasyn stał się już tylko kulturowym desperatem, utylizatorem uczuć i istnień, bezpotomnym pracownikiem firmy „Rozwody i Pogrzeby”, skrzyżowania gazety „Fakt” i IPN-u. Grzebiąc się w brudzie człowieczych łachmanów, zakopywał cywilizację nadziei i radości, pamięci i tożsamości. Winą za zniszczenia obarczeni zostali Polacy z pierwszej dekady wieku, który, jak kiedyś wierzono, miał być epoką odnowienia międzyludzkich więzi. Według apokaliptycznej wizji Krzysztofa Vargi, przyszłość zwróciła się w odwrotnym kierunku.

Tę żarliwą przestrogę przed światem człowieka bez przyszłości napisał autor bezczelny, błyskotliwy i przejęty. Może za bardzo. Nie znajdziemy tutaj słabego akapitu, warsztatowego kłamstwa, ale nie ma też przestrzeni. Varga sportretował siebie i swojego czytelnika ostro, wiarygodnie, ale jednostronnie. Problemem tej powieści jest monotonia, dająca się odczuć po pierwszej setce stron. Z każdym kolejnym rozdziałem robi się coraz bardziej mdło z goryczy – smaku przewodniego dla przeklętego narratora. Przydałoby się trochę więcej epickiego rozmachu, bo w tej epizodyczno-opisowej formie antyutopijny wydźwięk słabnie pod naporem nadmiaru pomysłów. Żeby kogoś opamiętać, wystarczy czasem poruszający dialog, którego w „Nagrobku…” wyraźnie brakuje.

Potrząsającą sagę na temat początków końca cywilizacji kultury radzę czytać w odcinkach, niekoniecznie strona po stronie. Chronologia zdarzeń nie ma znaczenia, skoro i tak wszystko poszło zupełnie inną drogą, bo „przyszłość jest nieodgadniona”.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.............................................................................
Krzysztof Varga NAGROBEK Z LASTRYKO, Czarne, 2007