Monday, April 23, 2007

Szymon Majewski SHOWMAN, CZYLI SPOWIEDŹ ŚWIRA

W szkole byłem bramkarzem, a dziewczyny mogłem zdobyć żartami. Podobnie jak kolegów ze starszych klas. Bo „byłem chudy, cienki, blady – cera papierowa, patykowate nóżki. Nazywali mnie Piszczel lub Sroczka”. Tak opisuje siebie Szymon Majewski, podobno świr, człowiek, który wydał właśnie biografię, w formie wywiadu, przyznając się np. do tego, że „gdy zakładał spodenki, dziewczyny nic pod tymi spodenkami nie widziały”. Potem zdobywamy równie pasjonującą wiedzę na temat rodziny Majewskiego, nocnych początków w Radiu Zet, imprezy-chałtury w PZPN, okołotelewizyjnych anegdot (choćby o podejściach do Giertycha), jest i dramatyczna przygoda szpitalna oraz poborowy happy end. I tak dalej. Bycie świrem ujawniało się u Szymonka od początku, nawet podczas komunii w parafii św. Jakuba to on jedyny się wykrzywił. Wybrany, genialny, fantastyczny.

Mieliśmy naczelnego kowboja Rzeczpospolitej, mamy naczelnego świra. Ale. Kowboj wydaje opowieści z egzotycznych podróży, a od świra z pamiętnego filmu Koterskiego Majewski różni się profesjonalnie. U niego wszystko jest nienaturalne, wymyślone, pokazowe, kabaretowe. Majewski to błazen w krótkich spodenkach, które bywają liliowym błyszczącym garniturem, nieustannie robi oko, stawia włosy, kpi bez ograniczeń, a teraz naciąga swoich fanów na parę złotych, wydając autobiografię. Kłopot w tym, że autobiografia błazna to rzecz nieistotna. Tak jak nieistotne są frazesy gaduły. Nikt sobie jego dworowania do serca nie bierze, nikt się nie obraża. Prawda, że taki dowcip pomaga nieść sens w czasach zarazy, w epoce demokratycznej normy staje się jednak sztuką dla sztuki. Sztuką terapeutycznie potrzebną, jeśli śmieszna i jeśli uderza w sedno absurdu rzeczywistości. Ten, kto stoi za nią, jego własna historia, znaczenie ma marginalne, ciekawostkowe, plotkarskie, jeżeli nie potrafi unieść się ponad dowcip.

Tak właśnie bezrefleksyjnie opisuje swoje życie Szymon Majewski. Jak pamiętnik wiecznego rozrabiaki. „Spowiedź świra” to żadne wyznanie, po prostu zbiór kawałków wspomnień z albumowymi zdjęciami. Żaden świr i żadna spowiedź, zaledwie obliczona na bestseller pozycja, wykorzystująca popularność programu. Mimo deklarowanego dystansu autora do świata i siebie, nie znajdziemy tutaj nic oprócz niewyjątkowej biografii kolejnej postaci z kolorowej telewizji. Pierwsza miłość i kłopoty z leżakowaniem. I tak dalej. Byłby z tej książki niezły wywiad dla miesięcznika dla pań, koniecznie z płytowym dodatkiem „Szymon Majewski Show – najlepsze momenty”.

To dobrze, że jest taki program w telewizji. Można włączyć, trochę się pośmiać. Można przyjść i się pokazać, w tandetnej oprawie podbić bębenek gwiazdorskiej popularności. Album na temat prywatnego życia błazna, podany w podobnej, farsowej formie, razi zwyczajnością. Każdy z czytelników i czytelniczek (tych będzie w tym przypadku znacznie więcej) skleciłby równie błahy zestaw wydarzeń z lat szkolnych. „Spowiedź świra” warto przejrzeć dopiero od połowy, jeżeli ktoś poważnie myśli o zrobieniu kariery w mediach. W niepoważnym słowotoku autora da się zauważyć wycinek istotnych dziejów radia i telewizji w III Rzeczpospolitej. Dość pouczający dla początkujących.

„Wielokrotnie miałem propozycje sklepania miski – pisze Majewski. - Wielokrotnie musiałem zwiewać. Akurat biegałem szybko, miałem tę przewagę”. Teraz to on rozdaje ciosy, bawi się, a przy okazji kłuje ekranową satyrą, o której Polska zapomina po tygodniu. Wydaje też książkę, która się nie liczy. Jest, a jakby jej nie było.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...........................................................................................
Szymon Majewski SHOWMAN, CZYLI SPOWIEDŹ ŚWIRA, Publicat, 2007