Saturday, May 20, 2017

PANNA NIKT (Wrocławski Teatr Współczesny)

od lewej: Paweł Passini, Katarzyna Pietruska, Artur Pałyga w Radiu Wrocław Kultura

Wreszcie! Mamy na dużej scenie Współczesnego spektakl inscenizacyjnie spełniony, z pomysłem, bardzo dobrymi rolami, spektakl ważny i ciekawy.

Dla kogo? Idealnie chyba dla młodzieży, dla rodziców tej młodzieży oraz dla wszystkich, którzy lubią teatr. Poszczególne elementy pracują tu na całość wysoką jakością estetyczną i motoryczną.

Chociaż obecny na widowni autor Tomek Tryzna szczerze oklaskiwał artystów po zakończeniu przedstawienia, to fani jego powieści nie ukrywali w rozmowach, że mają wątpliwości. Jeśli ktoś szuka tego nieustającego książkowego monologu Marysi, to rzeczywiście, w wersji Pałygi-Passiniego na pierwszy plan wysuwają się ekwiwalenty. Nic w tym złego, przeciwnie, w końcu teatr to nie książka, lecz i ja mam pewien problem z akceptacją zmiany narratora. Nie Marysia bowiem, ale niejaki Pan Nikt jest naszym przewodnikiem - obserwator, pisarz, ktoś, kto przychodzi z drugiego świata. Z życia po życiu, a może po prostu ze świata sztuki. Czytając powieść Tryzny, jesteśmy w emocjach bohaterki, bo przez nią tę historię poznajemy, w przypadku adaptacji tkwi między nami a Marysią pośrednik. Intrygujący i znakomicie zagrany przez Krzysztofa Boczkowskiego. Nie wiem, czy potrzebny.

Z drugiej strony, ów zabieg podwojenia uprawnia sama opowieść o trudnym okresie dojrzewania, okresie pomiędzy dzieciństwem a dorosłością, tych przedziwnych kilku latach, kiedy nie wiemy, kim jesteśmy i co ze sobą zrobić, ulegamy wpływom, nasłuchując siebie, czując jeszcze dziecko, jakim już przestajemy być.

                                     fot. Natalia Kabanow

Uboższa jest za to bezpośrednia, realistyczna siła oddziaływania tej opowieści. Coś za coś. Wyraźnie akcent przesuwa się na wewnętrzny kosmos nastolatki, osłabiając impulsy środowiskowe. Passini z Pałygą wydobywają na wierzch zło czy też pierwiastek szaleństwa dochodzący do głosu w osobowości Marysi, w tło spychając społeczne aspekty dochodzenia do samobójstwa. Rozmowa koleżanek (Kasi i Ewy) dzieje się w off-ie, jakby autorzy spektaklu sugerowali, że werdykt został podjęty wcześniej, że ostateczny lot Marysi nie był skutkiem splotu wydarzeń, lecz wynikał z samej osobowości dziewczyny.

Może mają rację, pojemna powieść Tryzny daje i tę możliwość interpretacyjną. Zastanawiam się, czy do objęcia takiego kierunku przez inscenizatorów nie przyczyniła się odtwórczyni roli tytułowej Katarzyna Pietruska, aktorka, którą ogląda się z podziwem, tak intensywna w swej scenicznej obecności, że może aż się prosi, by jej postaci oddać decyzję. 


Na sukces tego przedstawienia składają się wszyscy aktorzy, bez wyjątku świetni, w epizodach i partiach wiodących. Obok niesamowitej Katarzyny Pietruskiej (ile daje edukacja aktora-lalkarza plus doświadczenie antropologicznego Teatru Wierszalin!) na szczególne wyróżnienie zasługuje Aleksandra Karpiuk w roli Kasi. Wulkan emocji, chwilami na granicy szarży. Kto wie, czy to nie będzie kiedyś jedna z największych polskich aktorek*. Doskonała jest kryminalno-ekranowa scenografia Zuzanny Srebrnej, znaczące kostiumy Elbruzdy, sugestywnie steruje naszą percepcją muzyka (i piosenka) skomponowana przez Łukasza Wójcika (przy współpracy z Pawłem Passinim).
Ogromna to przyjemność widzieć tak udany spektakl na scenie, która powoli zapominała o tym, że to tutaj działy się kiedyś rzeczy nawet historyczne. 'Panna Nikt' dołącza do istotnych premier w dziejach Współczesnego, na pewno jest numerem jeden ostatniej pięciolatki. To naprawdę wiele, Współczesny ma spore szanse na festiwalowe laury.

Ocena (0-6): 5.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI
------------------------------------
Tomek Tryzna PANNA NIKT, reż. Paweł Passini, scenariusz Artur Pałyga, Wrocławski Teatr Współczesny, Duża Scena, rząd IV, miejsce 2


Tuesday, May 16, 2017

TECHNOLOGIA JEST ISTOTĄ (Cloud Theater)


Mimo pół żartem, pół serio rzuconej frazy 'nie próbujcie niczego zrozumieć', nie da się oczywiście nie myśleć, o czym to jest opowieść. Samo zanurzenie w na żywo tworzone efemeryczne wizje plastyczne i mocną, pełną przestrzeni muzykę nie jest możliwe. Za dużo w spektaklu Cloud Theater przestojów. Czego brakuje do pełnego zanurzenia? Choreografii. Gdyby dołożyć ten element, nie chciałbym chyba namawiać twórców do skrótów i rezygnacji z kilku mielizn. Bo cyfrowo-mechaniczno-artystyczno-estetyczny potencjał Cloud Theater ma ogromny, momentami wręcz imponująco realizowany (np. scena, którą nazwałem 'zbiorową', scena 'gwiezdna' lub scena 'jedności').

Intelektualnie ciągle jesteśmy w czasie spektaklu aktywni, zastanawiając się, co znaczą symbole i obrazy, sceniczne działania czwórki aktorów. Nie sposób się uwolnić od spostrzeżenia, że jakkolwiek sami posługujemy się technologiami, urządzeniami, systemami operacyjnymi, również i my jesteśmy taką technologią z kosmicznej perspektywy. I to najciekawsza z myśli zakwitających w głowie analogowego widza.

Intrygującym pomysłem wydaje się sporadyczne zintegrowanie sceny z widownią poprzez drobne zachowania agentów siedzących wśród publiczności, udających ją, przeszkadzających włączeniem świetlistego ekranu telefonu komórkowego czy przepychaniem się po to, by wejść na scenę i doświadczyć tamtego świata, zagubić się w nim. Nie zapominając o powrocie na swoje miejsce. Właściwie mamy ochotę zrobić to samo, i warto pójść za podobnym pragnieniem. Reżyser obecny, więc odpowiednio zareaguje. Już kiedyś Ivo van Hove w hali dawnej Wytwórni Filmów Fabularnych do fizycznego uczestnictwa w 'Tragediach rzymskich' zachęcał.

Lecz to, co najważniejsze, to, co jest istotą tego teatru na dziś, to forma. Teo Dumski znalazł formę, którą trzeba teraz tylko szlifować, no i włączyć w nią historię, która albo zainteresuje widzów fabularnie, albo poniesie ich emocjonalnie. A najlepiej jeśli wydarzy się i jedno, i drugie. Przewinęła się w moim umyśle nieraz w trakcie oglądania chmura z pytaniem, czy może warto w takim stylu spróbować opowiedzieć którąś z historii klasycznych. Choćby dla sprawdzenia, jak się ten teatr obroni i jak zadziała, mając solidny dramatyczny grunt. Traktując tę próbę jako etap w drodze do... arcydzieła.

Ocena (0-6): 4 z plusem.
GCH
.........................................
REŻYSERIA LIVE: TEO DUMSKI
MUZYKA LIVE: IGOR GAWLIKOWSKI
GRAFICY LIVE: SEBASTIAN SIEPIETOWSKI, ADAM SIOD KABAT
SPEC. TECHNOLOGICZNY: FRANCISZEK MAROSZEK
KOSTIUMY: GABRIELA BUDZYŃSKA
OBRAZ I VIDEO: EDGAR DE PORAY
PRZYGOTOWANIE MOTORYCZNE: SŁAWOMIR CHOMIAK
KONSULTACJA ARTYSTYCZNA: PATRYCJA OBARA, TOBIASZ PAPUCZYS
ASYSTENT REŻYSERA: ALEKSANDER TATAREK
WYSTĘPUJĄ: Bożena Bukowska, Magdalena Górnicka-Jottard/Magdalena Bocianowska, Davit Baroyan, Kamil Dysiewicz, Ola Sakowska
Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu, 15 maja 2017, rząd III

Friday, May 12, 2017

JÓZEF K. i KOBIETY (Studium Musicalowe Capitol)


Niesamowita muzyka Piotra Dziubka, sensowna scenografia Grzegorza Policińskiego, dokładna reżyseria i inteligentnie skonstruowana adaptacja Jacka Bończyka prowadzą młodych dyplomantów Studium Musicalowego przez bardzo dobry spektakl o zaskakującym potencjale interpretacyjnym. Kafkowski spleen o mechanizmach władzy zyskuje tu bowiem świeży, dodatkowy rym.

Uwolnienie niemożliwe, pozorne uwolnienie, przewleczenie, o których z przerażeniem dowiaduje się bohater, mogą się wydać także tytułami uwikłań męsko-damskich, wcale nie spłycając odbioru genialnego dzieła praskiego nieszczęśnika. Dzięki temu, jak blisko i intensywnie w wycyzelowanych scenach znajdują się aktorki i aktor, można na 'Proces' spojrzeć inaczej.


To z pewnością - oprócz adaptacji - rezultat bezbłędnego obsadzenia poszczególnych ról. Od nieznośnych strażniczek i ich przywódczyni, przez galerię kobiecych postaci niby innych, a mających tę jedną, najważniejszą cechę wspólną: przemożną tęsknotę za bliskością i miłością.

W zetknięciu z kobiecością Józef K stoi na pozycji przegranej, mimo żałosnych prób zachowania dumy i zdobycia dominacji. Nie, jego życiem sterują one, równie bezradne: Panna Burstner, ciotka, malarka sądowa (powieściowy Titorelli wymieniony na Titorellę, również narratorkę) czy rudowłosa Leni w układzie z uzależnioną od niej adwokatką.

I to wszystko zanurzone w aurze niepokojącego muzycznego komentarza Piotra Dziubka, szefa Studium Musicalowego, naprawdę działa z siłą 10 beaufortów. Jasne, jest co szlifować, ale co ciekawe, właściwie brak tutaj piosenek, aktorki i aktor posługują się słowem, gestem, ruchem i rytmem. Duże Brawa za ten dyplom, rezerwujcie bezpłatne wejściówki, szykujcie się na czerwcowy festiwal Studium na Scenie Ciśnień Capitolu!

Narrator – Karolina Micuła 
Józef K. – Filip Zaszewski
Nieznajoma 1 – Małgorzata Urbanowicz 
Nieznajoma 2 – Natalia Borysiewicz 
Nieznajoma 3 – Katarzyna Szkudlarek 
Nieznajoma 4 – Agata Daniluk 
Pani Grubach – Alicja Konarska 
Nadzorca – Malwina Stępińska
Panna Burstner – Natalia Brudniak 
Ciotka – Anna Malek 
Leni – Paulina Jeżewska 
Pani A – Sylwia Rubczak

Ocena (0-6): 5.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI
----------------------------
JÓZEF K. i KOBIETY (na motywach 'Procesu' Franza Kafki), reż. Jacek Bończyk, muzyka Piotr Dziubek, Scena Studium Musicalowego Capitol, 12 maja 2017 (zdjęcia ze strony Studium)

Sunday, May 7, 2017

POCZEKALNIA sześć-dwa-zero (Teatr PWST we Wrocławiu)


To kolejny bardzo udany dyplom wrocławskiej szkoły teatralnej. Znakomicie zagrany - można pozazdrościć młodym aktorom palety środków, pamiętając ich role w poprzednich spektaklach: 'Szantażu' i 'Miłości'. Naprawdę, świetny rok, następny zresztą.

No i - uwaga - to chyba najlepsza, obok 'Zamku' - premiera przedstawienia w reżyserii Marka Fiedora we Wrocławiu. Energia młodzieży pobudziła teatr dyrektora Współczesnego do twórczego działania. Przydałoby się trochę tej świeżej krwi na stałe przy Rzeźniczej.

Udany to dyplom, mimo nie do końca (mnie) przekonującego tekstu Marty Guśniowskiej. Rozumiem, że gra się tu absurdem, ale przecież nie całkiem. Za wiele tu umowności, ja bym szedł w absurd piętrowy. Zatrzymanie w pół drogi zawsze w sztuce utrąca zachwyty. To pewnie dlatego śmiech z tej godnej momentami rozpaczy komedii pojawia się nie od razu. Musimy się do czegoś przyzwyczaić, tak jak pewnie autorka musiała finalnie zdecydować, jaki obrać kierunek.

To, co w tym przypadku odmienne od innych dyplomów, to rozdanie ról. Nie każdy ma tyle samo do zagrania. Jak w repertuarowym teatrze, jedni mogą rozpościerać skrzydła, inni muszą pozostać w drugim planie, ciesząc się z epizodów. Wszyscy stanęli na wysokości swoich aktorskich zadań, niezależnie od wielkości roli. Zdaje się, że ci niezwykle zdolni młodzi aktorzy po prostu wiedzą, na czym ten zawód polega, potrafią z drobiazgu uczynić kawałek sztuki.

Tytułowa poczekalnia oznacza życie bez pomysłu na życie, wegetację w oczekiwaniu na z góry wiadome nic specjalnego. Skąd my to znamy. Ale czy nas ruszy z piastowanych posad historia fajtłapowatego męża, emeryta-ignoranta, aktorki walczącej o swoje 5 minut? Mnie ruszyło od kwestii 'gryczotto z liofilizowanym jarmużem na kleksie z owsianej śmietany z łodygą karmelizowanego szczypioru'. Do śmiechu, nie do refleksji nad ludzkim charakterem. I dobrze!

Ocena (0-6): 4,5.
GCH
.............................
Marta Guśniowska POCZEKALNIA sześć-dwa-zero, reż. Marek Fiedor, obsada: Michał Bajor, Mariusz Bąkowski, Malwina Brych, Kacper Gaduła-Zawratyński, Janiszewska Katarzyna, Jan Kardasiński, Grzegorz Karłowicz, Igor Kowalunas, Monika Kulczyk, Magdalena Lamża, Jakub Łopatka, Aleksandra Pałka, Krzysztof Satała, Tomasz Taranta, Adam Turczyk, Mateusz Wiśniewski, Paulina Wosik.