Sunday, July 1, 2012

HOPLA, ŻYJEMY!




Oboje mają ponad siedemdziesiąt lat. Spotykają się po ponad pięćdziesięciu, by przeżyć to, czego nie udało się w młodości. Miłość, seks, radość bycia razem. W końcu są szczęśliwi. Kurtyna. „Hopla, żyjemy!” to nie jest jednak przedstawienie o odzyskanej miłości (nie ma też kurtyny). Krystynie Meissner chodzi o odzyskanie starości jako normalnego okresu ludzkiego życia, bez etykiet, specjalnego traktowania, bez społecznych granic. Dlatego rozbiera grających główne role Ewę Dałkowską i Jacka Piątkowskiego, dlatego też zaprasza do wspólnotowego doświadczenia. Na początku Meissner otwiera nawias, wprowadzając scenicznych pensjonariuszy tzw. domu spokojnej starości w role: wariatki, melancholika, dowcipnisia, podrywacza, bigotki czy zgreda (tu w wersji żeńskiej). Jasne jest, że plejada aktorów w jesiennej części swojego życia będzie grać. Nawias zostanie zamknięty w scenie finałowej, przypominającej koniec koncertu, okolicznościowej gali (brakuje tylko wyświetlonych gdzieś słów piosenki do współśpiewania przez publiczność). A to, co się dzieje pomiędzy jest mieszanką gorzkiego realizmu, kwaśnej komedii, słonej edukacyjnej pogadanki. Jedna z postaci powtarza słowo „Niedobrze”, no bo rzeczywiście niedobrze, że wepchnięto starość w zamknięty, gatunkowo sformułowany rozdział księgi życia. A starość chce lub może się z niszy wyrwać.

Zdaje się, że 2012 to Europejski Rok Aktywności Osób Starszych i Solidarności Międzypokoleniowej i spektakl Krystyny Meissner idealnie się w takie hasło wpisuje. Nawet w Cannes w tym roku zwyciężyła „Miłość” Hanekego, film o starym małżeństwie. Ale temat starości to żadna nowość w sztuce, tytułów dałoby się wymienić przynajmniej dziesiątki. „Hopla, żyjemy!” miał być adaptacją powieści Marqueza „Miłość w czasach zarazy”, mnie podczas oglądania przypominała się „Niewinność” Paula Coxa, momentami także „Chłopcy” Stanisława Grochowiaka. W „Niewinności” była miłość na przekór i na szczęście, z kolei w „Chłopcach” codzienne zmagania podopiecznych z siostrami w przyzakonnym domu opieki. Meissner zaproponowała to wszystko we własnej pigule, wołając (i śpiewając) o prawo starszych ludzi do pełni życia. Parafrazując tytuł pewnego filmu, to jest spektakl dla starych ludzi, choć młodsi też wyniosą z niego pożytek. Może przyjrzą się swoim rodzicom z innego punktu widzenia, może mijając wiekowych sąsiadów albo stojąc za kimś niemłodym w kolejce do kasy, spojrzą nowym okiem. „Hopla, żyjemy!” trochę w takiej odmianie pomóc może. Trochę, bo tak mocne wyakcentowanie wątku erotycznego osłabia pozostałe, nie wiem, nie mam pojęcia, czy ważniejsze, czy nie - napiszę, jeśli dożyję do emerytury.

W teatrze Krystyny Meissner nudzić się nie sposób. Odchodząca ze stanowiska dyrektorki po 13 latach reżyserka zawsze dbała o kontakt z publicznością. Nie obawiała się naiwności, mówienia wprost, nie odmawiała widzom scenicznych atrakcji. Język teatralnego dialogu Meissner z widownią to mowa uniwersalna, trafiająca w umysł argumentem, przestrzenie emocji zdobywająca nie tylko słowem i fabułą, także obrazem i dźwiękiem. W „Hopla, żyjemy!” oprócz dyskretnie znaczącej muzyki Piotra Dziubka brzmią przeboje The Eagles, świetnie działają w scenie snu odgłosy natury, a obrusowo-firankowa scenografia Łukasza Błażejewskiego wchodzi pod próg zmysłowej recepcji, tworząc Aurę. Warto zwrócić uwagę na epizody, bo każdy z aktorów i każda z aktorek grających pensjonariuszy to artyści wielkiej klasy, z pokaźną biografią i osiągnięciami. Proszę popatrzeć, jak są jednocześnie charakterystyczni i indywidualni, gdy mają te minutę na solo, kiedy istnieją w tle. Ewa Dałkowska z Jackiem Piątkowskim tworzą przekonującą parę ludzi świadomych niełatwego wejścia w związek po związkach, w miłość po uniesieniach, w nowe po starym. On śni o jędrności dawnych kochanek, ona o stabilizacji przy mężu przewidywalnym, mimo to decydują się na wspólną euforię, bo tylko ona da im uwolnienie.

Po premierowym spektaklu odbyły się we Współczesnym pożegnalne rytuały. Mówiło się o szczęśliwej trzynastce szefowania, przemawiał również Bogdan Zdrojewski, który, wtedy w roli prezydenta miasta, wymyślił, że na fotelu dyrektorskim usiądzie właśnie Krystyna Meissner. Dzisiejszy minister przytoczył zapamiętane skądś zdanie reżyserki o rozróżnieniu między teatrem eklektycznym a różnorodnym. Jej Współczesny miał być różnorodny, co rzeczywiście doskonale się udało. Najważniejszą jednak definicję teatru usłyszałem od Krystyny Meissner na zakończenie radiowego wywiadu:

- Czym jest teatr? – zapytałem.
- Radością – padła odpowiedź.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
HOPLA, ŻYJEMY, reż. Krystyna Meissner, Wrocławski Teatr Współczesny, 29 czerwca 2012