Saturday, September 26, 2020

LAZARUS (Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu)


Piękny spektakl! Pełen świadomości, co robi z człowiekiem (kosmitą też) nasz świat, a jednak spektakl młodzieńczy. Gdy niezrównany Marcin Czarnik (Newton) mówi bezpretensjonalnie o nadziei, którą poczuł wraz z pojawieniem się wyimaginowanej Dziewczyny (bardzo dobra rola Klaudii Waszak), czujemy się niemal nastolatkami. Finałowa scena - tak, wiem, melomusicalowa - dodaje przedstawieniu jeszcze jeden przymiotnik. Bo to ogromnie potrzebny spektakl dziś. Kiedy patrzymy na autorytaryzmy i fanatyzmy, niby ślepi nie jesteśmy, jednak nie widzimy, żyjemy jakoś, godzimy się. A przecież rzeczywiście możemy być heroes choćby przez chwilę, choćby we śnie. To już coś, co może dać dużo więcej, po przebudzeniu. 

Są w spektaklu Capitolu wyraźne sygnały wielkich tematów gorących. Najwyraźniej brzmi (a raczej się wizualizuje multimedialnie) migracyjny, bo łatwo sobie wyobrazić siebie/ludzkość za czas jakiś, kiedy będzie zmuszona szukać nowych lądów, nowej planety z powodów klimatycznych, a może i atomowych. Wtedy Polak stanie się Syryjczykiem. Amerykanin też. Ale „Lazarus” to również opowieść intymna, osobista, małżeńska, tożsamościowa, męska, gejowska, kobieca (kolejna znakomita rola Ewy Szlempo-Kruszyńskiej, wyrastającej na jedną z najciekawszych osobowości polskiego teatru muzycznego). Można to dzieło analizować i rozkładać na wątki. Zauważać poszczególne sceny, dźwięki, rozwiązania (Maćko Prusak idealnie rozegrał ruch w synchronicznym duecie Ewy ze scenicznym mężem, udanie debiutującym w Capitolu Albertem Pyśkiem). Mnie urzeka w „Lazarusie” całość, dojrzały namysł nad światem i niezatracenie owej młodzieńczej siły nadziei, a raczej marzenia. I – owszem – przesłanie tak wyrażone może się wydać oczywiste, powtarzalne, nieodkrywcze. Lecz przekonacie się – oglądając spektakl – że daje się jeszcze we współczesnym teatrze zrobić coś naprawdę, otwarcie, nienaiwnie, rzemieślniczo wybitnie, artystycznie cudownie, gdzie Szatan zbiera żniwo, upokarza, zabija miłość (i Konrad Imiela w tego Szatana w dublurze za Ceziego Studniaka celnie się wciela), a jednocześnie zawsze życie, trwanie, wiosna przychodzi, śpiewa. 

W „Lazarusie” wszyscy wykonawcy śpiewają świetnie, muzycy grają fantastycznie, nie ma tutaj musicalowych swad i spłaszczeń, kompozycje Bowiego zostają w większości wiernie odtworzone. I nie może to być tym razem zarzut, bo to przecież najlepsze co z tak doskonałymi piosenkami powinno się robić. Z początku zastanawiałem się nad zostawieniem w songach języka oryginału (dialogi są polskie), i to bez tłumaczących napisów, po pół godzinie przestałem, wchodząc w relacje bohaterów ze sobą i światem. Skoro tak to działa, OK. Trafna – choć zapewne niełatwa w podjęciu – strategia. Mirek Kaczmarek (scenografia, kostiumy, światło) przypomniał, że jest w swoich fachach mistrzem, a Jan Klata wrócił do Wrocławia w formie wręcz arcymistrzowskiej. Jest sztuką zrobienie spektaklu według licencji, a z siebie. Lazarusowa licencja na pełne poważnej refleksji, nie ckliwości, wzruszenie prowadzi do najbardziej od kilku lat zasłużonych stojących wrocławskich owacji. 

Jeszcze raz: piękny spektakl!

[0-6] > 6
Grzegorz Chojnowski – DAB+Teatr, wtorek 16:00, powtórka w środę od 7:00

........

26 września 2020, rząd IX, miejsce 1

Thursday, September 3, 2020

Jacek Głomb musi odejść? Albo uchwała nr 2531/VI/20


Nie wiem, czy Państwo w to uwierzą, ale zapewniam, że to fakt: Zarząd Województwa Dolnośląskiego podjął 27 sierpnia uchwałę (nr 2531/VI/20) o zamiarze przeprowadzenia konkursu na stanowisko dyrektora Teatru Modrzejewskiej w Legnicy. Aktualnemu dyrektorowi Jackowi Głombowi kończy się w przyszłym roku kontrakt, zgodnie z prawem urząd musi ogłosić zamiar konkursowy w roku poprzedzającym etc. Musi, ale nie powinien. Musi, ale może tego nie robić. Musi, ale gdyby tego nie zrobił, okazałby się zarządem, który chce w końcu z rozumem zarządzać dolnośląską kulturą. Tymczasem dał właśnie znak, że niekoniecznie.

Nie mógł się Legnicy trafić lepszy dyrektor teatru, to wiedzą wszyscy, którzy odrobinę się na kulturze znają. Nie znajdą Państwo osoby mającej inne zdanie, a zajmującej się polskim teatrem. I można by tu wyliczać liczne sukcesy Drużyny Modrzejewskiej z okresu 26 lat dyrekcji Jacka Głomba, może trzeba by o nich przypomnieć, skoro Cezary Przybylski – marszałek odpowiedzialny od pewnego czasu w zarządzie za kulturę – pozwala na uchwałę nr 2531. Piszę: pozwala, bo nie wierzę, że chce zmiany szefa legnickiego teatru. Mam nadzieję, że dla koalicyjnego spokoju tę uchwałę przyjęto i nic z konkursu nie wyjdzie. Nie, nie będę dziś streszczał sagi z Modrzejewskimi osiągnięciami, odsyłam do analiz, felietonów i wywiadów łatwych do znalezienia w Internecie. Moja jubileuszowa rozmowa z dyrektorem Głombem TUTAJ.

No właśnie: jubileuszowa… Z Jackiem Głombem nigdy nie rozmawia się historycznie (mimo że już jest postacią historyczną i zapewne będzie kiedyś w Legnicy ulica Głomba), on zawsze od 26 lat myśli naprzód, o czymś kolejnym, nowym, gasi pożary finansowo-kwarantannowe, a w głowie ma teatr za chwilę, nie tylko teraz. Można się nie lubić, nie zgadzać z wizją, mieć za złe jakiś spektakl, małostkowo mścić się za krytykę i opozycję, można, ale po co? Przecież szefowanie Głomba w niczym dzisiejszej władzy nie zaszkodziło, żaden ‘Hymn narodowy’ ani ‘Popiół i diament’. Takiego dyrektora się nie wymienia konkursem, którym najczęściej ostatnio w naszych realiach rządzi przypadek albo polityczne animozje. Od razu Państwu z zarządu województwa to powiem: nikt poważny się do ewentualnego konkursu nie zgłosi, wybieralibyście spośród kandydatów bezsensownych. Ludzie kultury już dziś to wiedzą, posłuchajcie nas chociaż raz. Nie słuchaliście w sprawie Teatru Polskiego we Wrocławiu, nie popełniajcie tego błędu przy okazji Legnicy.

Uprzedzając typową argumentację: konkurs jest po to, by procedury były transparentne, by wszyscy mieli równe szanse i możliwości. Taka będzie pewnie linia urzędu. Z obowiązkowym dodatkiem: dyrektor Głomb może się również zgłosić. Tak, tak, przerabialiśmy to nieraz. Jan Klata, były szef Starego Teatru w Krakowie (nomen omen: imienia Heleny Modrzejewskiej), mógłby co nieco o tym opowiedzieć. Albo na przykład, na świeżo, Dorota Ignatjew z lubelskiego Osterwy. Wiemy to doskonale: konkurs ogłasza się po to, by się kogoś pozbyć. Powołali Państwo dzisiejszych dyrektorów Teatru Polskiego we Wrocławiu bez konkursu, prawda? Zostawcie sobie zatem wymówkę o transparentności i konkursowości w szufladzie z napisem: nie wyjmować do końca sejmikowej kadencji.

Do tej samej szuflady niech trafi uchwała nr 2531/VI/20. Jeśli jeszcze tam nie trafiła.

GCH