Sunday, March 27, 2011

ANIOŁY W KOLORZE (32. PPA)

Skończyła się 32. edycja Przeglądu Piosenki Aktorskiej, o którym można powiedzieć wiele, trzeba jedno: to była poważna propozycja dla widza-słuchacza poszukującego artystycznej różnorodności, pragnącego wrażeń nieoczywistych i skrajnych. Magda Umer i Basia Raduszkiewicz obok Tanyi Tagaq, Meredith Monk. Mocna "Samotność pól bawełnianych" o homoseksualno-teatralnej wymianie towaru i Chór Kobiet z ambicjami protestu kulturowego. Zjawiska dotąd w Polsce prawie nieznane (Jorane) skojarzone z głośnym "Spamalotem" czy nawiązującym do chałturniczych piosenkarskich występów na festynach "Dżobem". Gwiazda West Endu i Broadwayu Frances Ruffelle w repertuarze porterowo-gershwinowym oraz skromna, lecz wielka Karolina Cicha śpiewająca wiersze Różewicza. I tak dalej.

Najważniejszym wydarzeniem PPA jest od lat koncert galowy, najdroższy realizacyjnie i biletowo. Wygórowanym oczekiwaniom bywalców festiwalu niełatwo sprostać, zwłaszcza że ostatnio szef artystyczny całości, Konrad Imiela, zaprasza do reżyserowania gal młodych twórców. A oni nie chcą powielać klasycznej formuły, lecz proponują krok w przód. W tym roku Paweł Passini zamiast jedynie oddać hołd pieśniom znanym z pomnikowych wykonań Ewy Demarczyk postanowił te pieśni przerobić, by zabrzmiały świeżo, nowocześnie, inaczej, by zaistniały w przestrzeni artystycznej wyobraźni naszego dzisiaj. Wraz z Piotrem Dziubkiem, kierownikiem muzycznym koncertu, i plejadą doskonałych, wyrazistych wokalistek zaplanowali wieczór, który będzie się pamiętać długo. Nie tylko zaprezentowano wygięte aranżacje piosenek Koniecznego, Zaryckiego do tekstów Tuwima czy Białoszewskiego, ale również została na wrocławskiej scenie opowiedziana wyjątkowa historia kobiecej emocjonalności, wrażliwości, świadomości. Passini streszcza swoją ideę idealnie:



Koncert zaczyna Justyna Steczkowska stylowo, celowo manierycznie (i znakomicie) śpiewając "Grande Valse Brillante", tak jakby to zrobiła naśladowczyni Demarczyk. Za nią scenograficzna głowa-gigant i rusztowania obok. Napis: "Roboty na scenie". Kiedy natchniona pieśniarka wciela się w czarną madonnę, wychodzi sobie z lewej strony mężczyzna-robotnik z przyczepionymi niby-anielskimi skrzydłami i naturalnie wyhodowanym brzuszkiem. Wiemy już mniej więcej, co nas czeka. Po Steczkowskiej niesamowita Justyna Szafran wykonuje najtrudniejszy numer gali ("Czarne anioły" do tekstu Wiesława Dymnego"). Tylko pewna swej sztuki, odważna, otwarta i doświadczona artystka potrafi wejść w taką ekspresję jak Szafran tutaj. "Czarne anioły choć białoskrzydłe / A na ich twarzach miny obrzydłe (...) / Anioły śmierci z głowami węża / I latają w górze i czas swój mitrężą / I trzeba by wszystkie je razem połapać / I w pęczki powiązać i wapnem pochlapać / I wpuścić do nieba czy trzeba nie trzeba". Te "anioły z mojej stodoły" wyznaczają też wizualny rytm koncertu-spektaklu. Bo gdy kobiety-wokalistki, w kostiumach często z pokazu mody, wyśpiewują własne opowieści o życiu z, bez, obok, oprócz, mężczyźni-tancerze przebrani za białoskrzydłych roboli pląsają w tle, szczerzą się do widzów, przypominając raczej niezainteresowane tym całym światem uczuć chochliki.

A kobiety są na poważnie (Kinga Preis w "Garbusie", Natalia Grosiak w "Tomaszowie", Renate Jett w "Nähe des Geliebten" wg Goethego), jedynie momentami pozwalają sobie na, również przecież kobiecy, wdzięczny odjazd. Gaba Kulka swinguje "Sur le pont d'Avignion", a Natalia Przybysz jazzowo-soulowo rozwibrowuje "Karuzelę z madonnami". Słyszałem osoby, które tego niewątpliwego muzycznego skoku na legendarne (i archaiczne) nagrania Ewy Demarczyk nie zaakceptowały, rozumiem dystans miłośników talentu pieśniarki z Krakowa. Ale to właśnie dzięki takim kierunkom i takim wersjom te teatralne piosenki zdobywają współczesny teren i nowego słuchacza. Przy okazji mówią też coś innego o innej kobiecie. "Rebeka" Mai Kleszcz pobrzmiewa wyznaniem złej na siebie samą panny, co dała się wpuścić w miłosną złudę, podobnie "Pocałunki" Justyny Antoniak to ballada z pazurem, nie tęskny smętek. Największe wrażenie robi powtórzony na koniec koncertu "Grande Valse Brillante". Gdy na scenę wkracza Stanisława Celińska w czarnej halce, niosąc stołek, na którym zaraz usiądzie, robi się cicho, męskie aniołki znikają. Celińska śpiewa wspaniały tekst Tuwima a capella, wyrażając w pełni dramat porażki, ale i pogodzenia, miłości, żalu, rozczulenia. Coś absolutnie niezwykłego, wzruszającego i porywającego. Stanisława Celińska jest tu po prostu boska!

Nie mam pojęcia, jaki będzie żywot piosenek znanych z repertuaru Ewy Demarczyk w kolejnych dekadach naszego wieku, pewnie niezbyt eksponowany, bo to nie są kawałki do radiowego music boxu. Wiem natomiast, że gala Pawła Passiniego zostanie w dziejach wrocławskiego festiwalu jedną z tych najważniejszych, najspójniejszych, najbardziej pamiętnych. Grzechem godnym potępienia byłoby nie zrobić z tego płyty.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...................
ANIOŁY W KOLORZE, scenariusz i reż. P. Passini, 32. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, 26.03.2011