Saturday, March 5, 2011

Sara Antczak, Aleksander Małecki WOLNY I DE KLESZ


Jest w tej książce wiele dobrego. Po drugie język, który prawie niczego nie udaje, nie jest ani specjalnie literacko przetworzony, ani skrajnie imitujący. Po pierwsze jednak: intryga. Ma się nieodpartą ochotę poczytać to, co napisali Sara Antczak i Aleksander Małecki. Oczywiście, z podejrzliwością podchodzi czytelnik do duetowego autorstwa, bo to ciągle jeszcze nietradycyjny sposób i brak nam przyzwyczajenia, ale w tym przypadku łatwo o tym zapomnieć. Wpadając w fabułę. Młody, 24-letni nauczyciel zaczyna pracę w jednym z renomowanych wrocławskich liceów. Ma konto pełne pieniędzy, mógłby nic nie robić, ale wybrał życiową rolę polonisty. Po co? "Chciałem się bawić - wyznaje. - To był mój cel. Nie miałem zamiaru pozwolić, żeby dorosłość stanęła mi na drodze. Więc bujałem się tu i tam. I tak nagle znalazłem praktyki w liceach. I wierzcie mi na słowo, poczułem pieprzone powołanie". Na słowo, rzecz jasna, trudno mu dać wiarę.

Michał Wolny, czyli nauczyciel, chodzi w markowych ciuchach (Adidas, Reserved, H&M - więc nie takich znowu markowych), jeździ wspaniałą furą, a nauczycielstwo kojarzy mu się z kontaktem z atrakcyjnie niepełnoletnimi pannami. Jedna z nich zresztą od razu ląduje w jego łóżku i przysporzy mu potem pewnych kłopotów. Ale nie martwcie się, przyszli czytelnicy, nie aż takich, o których myślicie. Michał przejmuje najtrudniejszą klasę w szkole, pełną zbuntowanych nastolatków pałających nienawiścią do każdego, kto kojarzy im się z władzą i życiowym oportunizmem. Początkujący anarchiści znaczą swój świat niechęcią do innych, gettowością, lecz także traumą. Kacpra bije bezwzględny bogaty ojciec, Ninę wychowuje samotna 33-letnia matka-dziennikarka, Ewelina matki już nie ma. Biedne dzieci. Wolny się miota. W końcu jak zabawa, to zabawa. Jednakże rola urzędnika publicznego, wychowawcy zobowiązuje. "Daj spokój, bycie nauczycielem jest do dupy - perswaduje Michałowi kolega chirurg (ksywa Skalpel). - Wracasz, a tu telefony to od uczniów, to od policji. Brak czasu wolnego. Musisz brać odpowiedzialność za to, co oni zrobią. Poderwie cię uczennica i wylatujesz. Pobijesz ucznia i masz sprawę w sądzie". Ale Wolny się uparł.

Relacja między młodym nauczycielem a tylko kilka lat młodszymi licealistami powinna być tutaj kręgosłupem, bo to właśnie ten element naprawdę interesuje, zwłaszcza tu i teraz, w kraju przemian, które jeszcze może da się uformować ku lepszej szkolnej przyszłości następnych pokoleń. Chociaż pewnie się nie da, skoro nikt sobie z problemem anarchizowania się młodzieży nie poradził. Radzi sobie życie, prędzej czy później usamodzielniając i, siłą fatalną, uspołeczniając zapalonych faszystów, anarchistów, punkowców, alterglobalistów. Ale tego jeszcze w tej książce nie znajdziemy. "Wolny i De Klesz" zatrzymuje w kadrze okres licealny, jedynie szkicując ciąg dalszy poprzez żywot Michała lub jego umiarkowanie wyluzowanych kumpli. Wraz z postępem akcji proporcje się chwieją. O Wolnym pisze się coraz mniej, o ludziach z klasy 1D coraz więcej. I coraz bardziej konwencjonalnie, niestety. Pojawiają się nieśmiertelni ikoniczni: Cobain, Morrison, Curtis (czarną tasiemkę z ich nazwiskami nosi Majka). Ważnym punktem staje się koncert Sex Pistols, na który wędrują dwudziestopierwszowieczni fani bez krytycyzmu. Żeby co? Zobaczyć pięćdziesięcioletniego Rottena w Hali Stulecia?

Dolega więc tej powieści literacki anarchizm, czyli brak decyzji, kto tu jest bohaterem. Kacper czy Michał? Jednostki czy zbiorowość? Układ między przeciwnymi stronami czy układziki w ramach stron? Trudno czasem zaakceptować radosną umowność i prosty pokoleniowy psychologizm, brak punktu dojścia, schematyzm, nagłe moralizatorskie ciągoty. Ale wygrywają emocje. To dlatego czytamy powieść Antczak i Małeckiego z czymś więcej niż zainteresowaniem. Chcemy przecież poznać dzisiejszą młodzież, nasze dzieci, kilkunastoletnie poczucie humoru, honoru i hormonów, spojrzeć na świat ich oczami, zrozumieć i współodczuć. Rozczarujemy się w finale, lecz bez żalu. Bo młodzi autorzy potrafią wciągnąć w tzw. świat przedstawiony, zarysować naprawdę wyraziste portrety postaci. Wcale niemało jak na debiut. "Wolny i De Klesz" to 300 stron prozy, którą po prostu świetnie się czyta. Bardzo jestem ciekawy następnej książki wrocławskich autorów.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
Sara Antczak, Aleksander Małecki WOLNY I DE KLESZ, Jirafa Roja, 2011