Saturday, April 1, 2017

38 PRZEGLĄD PIOSENKI AKTORSKIEJ II


Końcówka 38. Przeglądu Piosenki Aktorskiej wprowadziła trochę zamieszania w emocjach widzów, ale nikogo obojętnym nie pozostawiła. Tegoroczny przegląd jest zaangażowany w świat (kraj) i wydarzenia, ale warsztat artystyczny i forma trzymają się mocno.

Dobrze było to widać w galowym spektaklu Pożaru w Burdelu, który zaprosił publiczność do Muzeum Wolności. Padały ze sceny słowa nienadające się do powtórzenia, skecze na tematy aktualne, dostaliśmy ironię, ostry i śmieszny dowcip, a najważniejsze okazały się idea organizująca całość (znaleźliśmy się w przyszłości, kiedy wolność to tylko jedna ze sfer do kontrolowania) oraz konkretny kontekst. To wszystko połączone z wykonawczym mistrzostwem zaowocowały galą znakomitą, chwilami poruszającą. Słyszałem śmiech, widziałem łzy. Mówiąc skrótem: Maciej Stuhr (jako minister kultury) bawił, Marta Zięba wzruszyła, przedstawiając się nazwiskami osób zwolnionych przez dyrektora Cezarego Morawskiego z teatru, w którym gala się odbywała. Schizofreniczna ta sytuacja zdominowała mój odbiór spektaklu, przypominając, że poczucie kompletnie niesprawiedliwej krzywdy wyrządzonej ludziom (artystom, publiczności) i tej scenie (Teatrowi Polskiemu we Wrocławiu)  w okresie apogeum rozwoju będzie czymś, co będę przywoływał do końca życia w rozmowach-wspomnieniach-sentymentach. Obrywa dyrektor Morawski zasłużenie (bo podjął się realizacji snu o kierowaniu teatrem w złym miejscu, czasie, stylu), ale w prezentowanym przez Pożar w Burdelu (inteligentne teksty Michała Walczaka, Macieja Łubieńskiego, dynamiczne aranżacje Wiktora Stokowskiego) systemie zmiany dla zmiany i Morawski staje się ofiarą. Tak łatwo - czy tylko scenicznie? - dyrektora wymienić.

Kabaret to nie jest mój gatunek sztuki, nieważne, czy Qui Pro Quo, Starszych Panów, czy Hrabi. Jednak wrocławski Pożar w Burdelu swoją błyskotliwością, przewrotnością i jakością nie tylko mnie postawił na nogi do niejednych owacji. Podziw budzi swoboda istnienia w tej formule aktorów na stałe związanych z Pożarem (od Andrzeja Konopki po Karolinę Czarnecką, wciąż świeżo pamiętaną za tutejszy występ w konkursie) i naturalne odnalezienie się w niej gwiazd. Od Aplikacji Muzealnej 'Wolność' (Magdaleny Cieleckiej) nie sposób oderwać słuchu i wzroku, podobnie dzieje się w przypadku Szatana-Chochlika (Bartosza Porczyka). Magda Umer (kustoszka działu Piosenka) zdobywa nas z miejsca pierwszą zaśpiewaną frazą, a Anja Orthodox (Królowa Minoga) wbija w fotel własnym przebojem 'W moim kraju' (z albumu 'Violet' z 1993 roku). Niezwykła potrafi być moc i przenikliwość piosenki. 5 października Pożar w Burdelu znów wystąpi we Wrocławiu i zapewne wypełni Halę Stulecia.

                                                                            fot. A. Owczarek

Podtrzymał opinie o wysokim poziomie finał tegorocznego Konkursu Aktorskiej Interpretacji Piosenki. Zaskoczeniem było zwycięstwo Marcina Januszkiewicza, bo w drugim etapie nie wszystkich przekonał zwłaszcza drugim utworem ('Nim wstanie dzień'). Gdy odpalił w finale - jeszcze raz, ale o niebo lepiej śpiewając Osiecką/Komedę plus narodowy hymn - sześć koleżanek musiało ustąpić pola doświadczonemu w przeglądowych bojach artyście. Jak mówił tuż po werdykcie, na ostatnią prostą trzeba zostawić największy gaz. Publiczność postawiła na czytelną protestsongową kreację Karoliny Micuły, wyróżnienia zdobyły Alicja Juszkiewicz (minimalistyczny w środkach mądry teatr piosenki) i Julita Wawreszuk (wielkie możliwości interpretacyjne). Żal pozostałych: Katarzyny Janiszewskiej, Katarzyny Kłaczek, a także Doroty Kuzieli. Kto wie, co by się zdarzyło, gdyby repertuar dobrały inaczej. Gdyby Janiszewska zaśpiewała tę drugą piosenkę Waitsa ('Jesteś tą formą zła, co ja'), Kłaczek 'Brudną Dariannę' zamiast Waitsa, a Kuziela autorską 'Łajkę', a nie nużący 'Taki pejzaż'...


Wymęczyła widzów Agata Duda-Gracz, która wraz z Piotrem Dziubkiem przygotowała 'Dziubaninę'. Bodaj najbardziej nieprzewidywalna inscenizatorka polskiego teatru zawsze idzie na sto procent, nigdy na kompromis, czasem przestrzeliwując. Spójna to była i godna szacunku wizja twórczej niemocy, niewiele wszakże wspólnego miała z rzeczywistością. Bohater wieczoru - Piotr Dziubek - na 'composer's block' nie cierpiał nigdy, a poza tym zawsze przesada (w dodatku serio podana) błądzi. Miotające się po scenie postaci może i niosły sens, tylko za długo, za ciężko, za chaotycznie. Akustyczne przeszkody w dotarciu do słuchaczy również skutecznie odrywały uwagę, zamiast w trans wprowadzając w letarg. Wokaliści w większości ginęli w ścianie Dziubkowych dźwięków. Szkoda, muzyka Piotra zasługuje na panteon. Lżej podana broni się sama, co słychać na właśnie wydanej płycie.


To, czego nie udało się osiągnąć reżysersko (tym razem) Agacie Dudzie-Gracz, z nawiązką powiodło się w przypadku Agaty-autorki tekstów. Jej poezja inspirowana przepięknymi obrazami ojca zabrzmiała w wykonaniu Kwartetu Prowincjonalnego z Mają Kleszcz na czele wprost uskrzydlająco. Czwartkowy audiowizualny koncert na Scenie Ciśnień Capitolu pozostanie moim numerem jeden premier tegorocznego, niezwykle wprost, udanego Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Tego rodzaju uniesienie za sprawą sztuki, muzyki, literatury to rzadkość. Wybrane przez córkę płótna ojca wciągały w swój świat bez reszty, dzieląc się znaczeniami dzięki muzyce i tekstom. Koncert-marzenie! W poniedziałek pędzę po album, mający tego dnia wydawniczy debiut.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI