Pierwszy
wiersz najnowszego tomu Bohdana Zadury mówi o tytułowej nieprzydatności autora
do wielu zawodów, od strażaka po muzealnika. Każdy z nas ma taką listę. Ta
książka mogłaby się za to nazywać PRZYDATNOŚĆ, bo dzięki poezji Zadury poezja
współczesna ma szanse dotarcia do współczesnego czytelnika, nawet niekoniecznie
pasjonującego się tym – co tu kryć – cokolwiek zepchniętym na margines rodzajem
literackim. Zamiast tak lubianego przez jurorów nagród tzw. nowego języka mamy
tu bowiem polszczyznę codzienną.
Masakra, cycki, a nawet Twitter (i przymiotnik pierdolony) to nie są słowa obce
autorowi KROPKI NAD I. W tej językowej zwykłości i potoczności podobny jest
Zadura do Szymborskiej. Tytuł tomu też mi się skojarzył z Noblistkowym
DWUKROPKIEM. Ale oczywiście różnica zasadnicza polega na perspektywie poetyckiego
oglądu świata. Zadura w nim uczestniczy osobiście, Szymborska robiła to z
rzadka.
Osobistość
KROPKI NAD I najmocniej się realizuje, gdy poeta relacjonuje własny zawał i
pobyt w szpitalu. Dwa właściwie poematy o tym właśnie wydarzeniu w życiorysie
tworzą kulminację książki. Charakterystyczna dla pana Bohdana ironia zestawiona
z poważną chorobą musi działać i działa na mnie (zdaje się, że ostatnia część
tego zdania to mimowolny cytat z Kasi Kowalskiej). W „Pierwszym od 1963 roku wierszu
bez papierosów” czytamy na przykład: „po pierwsze / ta okropna kobieta / Aneta
Wiatr / która wiedziała / gdzie zadzwonić / i najpierw zadzwoniła / a dopiero
później / z krzesła z którego spadłem / zdjęła poduszkę / zwinęła ją / i
podłożyła mi / pod głowę”. Aneta Wiatr pojawi się jeszcze dwukrotnie jako ta,
co wraz z doktorami i ratownikiem medycznym zapobiegła „odejściu [poety] w
pełni władz umysłowych”, „w pracy / co zawsze jest bardziej chwalebne / a mniej
krępujące / niż śmierć w jakimś łóżku”. Oczywiście Aneta Wiatr (świetna filolożka)
okropna Zadurze nie jest, choć może i chciałby odejść w pracy, czyli nagle (jak
każdy, jak Łomnicki, ale jeszcze nie teraz, panie Bohdanie). Okropna to jest
praktyka prezenterów telewizyjnych, zapowiadających następną pozycję
programową, przed którą trzeba wytrzymać długie bloki reklamowe. „dlaczego / w
żywe oczy – pyta poeta i odpowiada: bo są władzą / nie szkodzi że czwartą”. A
komentatorzy Eurosportu uprzedzają, że „teraz krótka przerwa reklamowa”...
Sportowych
tematów w tomie Zadury zabraknąć nie może. Tutaj dość nawet frywolnie
potraktowanych. Istnieje prawdopodobieństwo, że ktoś w dobie poprawności
społecznej zarzuci sześćdziesięcioparoletniemu
autorowi przedmiotowe spojrzenie na tenisistki w utworze „Australian Open”. O przebijających
przez sukienkę sutkach Any Ivanovic, nieprzebijających Agnieszki Radwańskiej (czyli
„Polki, naszej Pisi” – od sympatii do jednej z partii politycznych) czy biuście
Sereny Williams (zwłaszcza w jednym wierszu) wspominać dziś ryzykownie. Kto
jednak zabroni pozawałowcowi, który w innym miejscu konstatuje: „Minister
zdrowia pisze do mnie: / ‘Bądź mężczyzną!’ / Mam dużo szczęścia / wyobrażam
sobie / jakbym się czuł / będąc ciotą / ale i tak pod siedemdziesiątkę /
odczuwam to jako drwinę” („Korespondencja”). Taki ten Zadura po prostu jest:
niby poważny szef miesięcznika literackiego, tłumacz węgierskiego PANA TADEUSZA
(za chwilę wyjdzie), laureat tego i owego, lecz i niepoważny, częstujący świat
i siebie obserwacją, która kłuje, a nie boli. Ciekawe zjawisko, prawda? Jeśli
na chwilę znieczulająca moc dystansu znika (gdy mowa o przyjaciołach Ukraińcach
walczących o kraj), zaraz zbalansuje ją tekst o lżejszym kalibrze.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.............................................
Bohdan Zadura KROPKA NAD I, Biuro Literackie, 2014