„Jeśli w
dzień Belmispara przez punkt Belmispara przejdzie łańcuch Belmispara, to z całą
pewnością jedna osoba z sześciu go tworzących popełni samobójstwo” – twierdzi Edward
Popielski w najnowszej książce Marka Krajewskiego. Brzmi dziwnie i trochę jak
baśń? Zdaje się, że za to właśnie (między innymi) fani powieści wrocławskiego
autora wysupłują co roku 30 złotych. Kryminał retro jest przecież jak baśń,
przenosi w inną krainę, a malowniczo zaprezentowane zło zawsze przegrywa.
Tym razem w
mieście za siedmioma dekadami Popielski stara się rozwikłać zagadkę serii
samobójstw, które samobójstwami nie są. Słuszny już w latach były lwowski
gliniarz pracuje u pewnego mecenasa jako detektyw, w zbieraniu tzw. materiału
procesowego nieraz ucieka się do gróźb i szantażu. Jest niemal tropikalne lato 1956
roku, ale Wrocław jednak oddalony od Poznania i polityka ustępuje miejsca
matematyce. Wymysł szalonego uczonego reprezentującego tę dziedzinę nauki ma
zweryfikować Popielski. Zagłębiamy się wraz z nim w zakamarki czującego ciągle woń
wojny miasta, poznajemy mieszkańców – jak to u Krajewskiego – ze sfer różnych:
od grabiszyńskiego gangstera o ksywie Bokser po „operetkowego hrabiego”
Zaranek-Platera. Oprowadza nas po tym świecie detektyw właściwie z pamiętnika
pozostawionego swemu „ukochanemu synowi Wacławowi”, jak się dowiadujemy na
początku powieści. Wacław Remus to profesor uniwersytetu, po ojcu dziedziczy
trzy nierozwiązane sprawy (ta jest druga) i doprowadza je do końca już w
czasach nam współczesnych. Za rok poznamy trzecie rozpoczęte przez Popielskiego
niegdyś śledztwo i będzie to – według zapowiedzi Marka Krajewskiego – ostatni kryminał
z Edwardem w roli głównej. Ostatni przynajmniej na dłuższą chwilę, bo w 2016 (i
dwóch kolejnych latach) powróci Eberhard Mock. Możliwe więc, że Popielski też
doczeka się come-backu.
WŁADCA LICZB
to udana książka, zawierająca wszystkie charakterystyczne elementy prozy
Krajewskiego: barwny drugi plan, kilka mocnych scen, grozę, mrok, ale i sporo
ironicznego momentami humoru. Znajdzie się również miejsce na erotyczny wątek
(Edwardowi dają damy najwyżej sześćdziesiątkę) z zaskakującymi konsekwencjami,
no i sugestywny, oddziałujący na zmysły rysunek dawnej miejskiej przestrzeni, w
czym wrocławski autor jest mistrzem. Literacka menażeria Krajewskiego na
pierwszy rzut oka może się wydawać kolekcją ryzykowną. Małpka w klatce, wróżka,
szurnięty naukowiec, grubas-milicjant oraz przedwojenni z ducha i ubioru dżentelmeni,
profesorowie wyższych uczelni, dealer narkotyków, łysy detektyw poruszający się
po Wrocławiu motocyklem marki Panonia (w wózku bocznym, żeby było śmieszniej),
mieszkający z nieocenioną kuzynką Leokadią – galeria osobliwości, trzeba
przyznać. A jednak ramy gatunku i współbrzmiący z nimi autorski styl sprawiają,
że coś, co a priori nazwać wypada tingel-tanglem, okazuje się porządnie skonstruowanym
thrillerem. Następny za rok.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Marek Krajewski WŁADCA LICZB, Znak, 2014
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Marek Krajewski WŁADCA LICZB, Znak, 2014