Robert Bondara,
choreograf najnowszej baletowej premiery Opery Wrocławskiej, pokazał talent.
Tancerze wrocławskiego zespołu zaprezentowali się znakomicie. A jednak do pełni
satysfakcji z zobaczenia składanego spektaklu trochę zabrakło.
Przede wszystkim
zawiódł OGNISTY PTAK. Dzieło Strawińskiego w oryginalnej wersji libretta Fokina
to baśń z ducha braci Grimm (choć ludowa rosyjska). Groza miesza się tam z
miłością. Dzieje się w ogrodzie, jaskini, wśród postaci mamy dziewice,
księżniczkę, maga Kościeja, młodego księcia, no i tytułowego ptaka. U Bondary
widzimy szary, ponury szpital, w którym chłopiec kuruje się pod okiem
pielęgniarki i nielubianego lekarza. Chłopiec czyta książkę, potem zasypia i
śni sen o sobie nieco starszym, zakochanym w pielęgniarce. Doktor jest
Kościejem czyhającym na życie pacjenta, dziewczyny trzyma nie w ogrodzie, lecz
na szpitalnym oddziale. Taki pomysł inscenizacyjny sprawia, że ulatnia się
całkowicie magiczność libretta, mimo wysiłków tancerek i tancerzy. Kilka ciekawych
układów umyka uwadze, bo błahą obserwujemy historię. Słynny korowód w formie
okładania się poduszkami przez dziewczęta dobry byłby tylko w przedstawieniu
przedszkolnym.
Nie dla dzieci
przeznaczona jest druga część wieczoru, czyli CUDOWNY MANDARYN Bartoka, więc
właściwie tych widzów, którzy mogą mieć jakąś przyjemność z odbioru OGNISTEGO
PTAKA, trzeba by w przerwie wypraszać z sali. MANDARYN bowiem to opowieść o
przestępcach zwabiających przechodniów do mieszkania (wabi piękna kobieta), by
okraść i pobić szukające erotycznych wrażeń ofiary. Ten odcinek spektaklu
naprawdę zaciekawia, zarówno choreografią, wykonaniem (doskonali bez wyjątku
soliści), jak fabułą, bo tkwi w niej tajemnica i siła, a przemoc styka się tu z
pożądaniem. Doceniam również zamierzone zapewne sprytne zestawienie czerwonej
plamy-rany Mandaryna z piórem ptaka z poprzedniej części, znajduję wcale nie
wymuszone spojenia dwóch muzycznie klejących się świetnie baletów, ale na
głębszą refleksję nie ma co liczyć. A było tak blisko. Gdyby kolorową
baśniowość OGNISTEGO PTAKA (czyli cechę nieobecną w przedstawieniu) zestawić z
miejskim realizmem CUDOWNEGO MANDARYNA (to się pokazać udaje), wyszłoby dzieło
czytelnie mówiące o złych mocach uwalnianych i w świecie wyobraźni, i w życiu.
Bondara wybrał estetyczną spójność i wybrał niemądrze, bo pozbawił publiczność
radości oglądania. Rzuca to cień na jego wrocławski debiut, nie odbiera szansy
na kolejną współpracę z operą przy Świdnickiej.
Niestety, sama opera
zawiodła po raz kolejny, upierając się przy muzyce z płyty, taśmy (czy też może
dziś z twardego dysku). Porządny teatr muzyczny powinien zawsze grać na żywo, i
operę, i balet. Oszczędnościowe tłumaczenia działają pewnie na urzędników,
widzowie muszą być rozczarowani. Znam takich, którzy słysząc, że nie będzie
orkiestry, rezygnują z przyjścia. I bardzo dobrze ich rozumiem. Tym razem w
dodatku oszczędzono na plakacie (patrz wyżej), skłaniając nie tylko mnie do
przykrego wniosku: oj, nie przepada ktoś w Operze Wrocławskiej za baletem i
chyba się cieszy, iż ta premiera w tym sezonie już za nami. Nieognista, lecz w
drugiej części godna zainteresowania i oklasków.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
Igor Strawiński
OGNISTY PTAK / Bela Bartok CUDOWNY MANDARYN, balet Opery Wrocławskiej, 13
września 2014, I balkon