Sunday, July 6, 2014

ANDRZEJ I MIKOŁAJ GRABOWSCY. JAK BRAT Z BRATEM


Kiedy się jedzie autostradą A4 między Krakowem a Katowicami, płacąc te 18 złotych za 60 kilometrów, niedaleko miejsca, gdzie jakiś czas temu wyrosły budynki w kształcie kopuł, można zobaczyć tablicę z napisem Alwernia. To kilkutysięczna teraz miejscowość założona przez kasztelana Krzysztofa Korycińskiego i nazwana mianem toskańskiej góry, na której św. Franciszek otrzymał stygmaty. Symbolem Alwerni nie jest dziś jednak ani klasztor, ani Muzeum Straży Pożarnej, lecz duet artystów stamtąd się wywodzących.

Andrzej i Mikołaj Grabowscy w złożonej przez dziennikarkę Hannę Halek książce JAK BRAT Z BRATEM prowadzą nas od swego alwerskiego dzieciństwa po dzień dzisiejszy. Ich dialogi przenoszą do różnych okresów powojennej Polski, a i zahaczają o przedwojenną panikę, gdy tych kilkuset mieszkańców zobaczyło po raz pierwszy w życiu lecący nad wsią samolot i nie wiedząc, co to, pouciekali do domów. Artystyczne rodzeństwa nie są taką rzadkością, jak aeroplan nad Alwernią, lecz akurat ci bracia rzeczywiście w polskiej kulturze coś znaczą, dodając jej odmiennych kolorów. Mikołaj to przede wszystkim reżyser, do niedawna jeszcze dyrektor Starego Teatru w Krakowie, Andrzejowi od sitkomowej roli Ferdynanda Kiepskiego trudno się będzie uwolnić, mimo na przykład PITBULLA czy kilku scenicznych kreacji z Molierowskim Arganem na czele.

Dające się zauważyć różnice międzybraterskie w poglądach na zawód artysty mają godny podkreślenia punkt zbieżny: – Mam przekonanie, że jeżeli tworzę dwugodzinny spektakl i uda mi się kilka minut jego trwania zrobić tak, że mnie samego on zadziwi, to znaczy, że spektakl jest dobry. W udanym spektaklu tylko kilka minut istotnych, wbijających w fotel mówi o jego wielkości. A reszta? Jest właściwie plewą, trochę mielonką pracującą na minuty oczarowania (wyznaje Mikołaj). – Mam podobne zdanie na ten temat. Myśląc o całym moim życiu w sztuce, po czterdziestu latach w tym zawodzie dochodzę do wniosku, że jeżeli zrobiłem dwa spektakle dobrze, jest to już coś wspaniałego, jeśli jedną rolę zagrałem świetnie, to genialnie. Reszta jest, za przeproszeniem, o dupę potłuc – przyznaje Andrzej. Więc co się w życiu artysty liczy najbardziej? Życie, „pełne przygód, zwrotów akcji, przeprowadzek, podróży”. I o tym życiu raczej osobno niż razem jest ten dwugłos braci z Alwerni, wypełniony anegdotami, nawet dowcipami, ale też refleksją dotyczącą sztuki, przyjaźni, miłości, przemijania.

Pamiętam, jak podczas jednego ze spektakli OPISU OBYCZAJÓW Mikołaj Grabowski wyszedł z butelką wódki (prawdziwej) i kilkoma kieliszkami w dłoni do publiczności. Nie musiał specjalnie namawiać na wypicie toastu. Pewien widz wychylił z panem Mikołajem jednego, a gdy aktor chciał odejść do kolejnego chętnego, ów widz wypalił: – A na drugą nóżkę? To była połowa lat 1990. W niniejszej książce pan Andrzej wspomina dwa razy, kiedy się upił i nie dało rady grać (raz w Witkacym, raz w kabarecie). Wątek wódczany skłania w końcu braci do zadumy nad przemianami w polskiej mentalności i materialności:

ANDRZEJ: Mikołaj, może wódeczkę małą chcesz do tego śledzika, którego teraz jesz?
MIKOŁAJ: Broń Boże, jestem samochodem.
ANDRZEJ: No widzisz? A przedtem się tym nie przejmowałeś.
MIKOŁAJ: (śmiech) Bo nie miałem samochodu, niewielu wtedy miało samochód.

Czas jest w książce JAK BRAT Z BRATEM bohaterem równorzędnym, czas, który mija, ale też zostawia cenne pamiątki, jednych się trzeba wstydzić, drugimi można się pochwalić, co obficie czynią rozmówcy. Nie brzmi to jednak sentymentalnie a rzeczowo, z nutą szelmostwa, zatem cechami właściwymi zarówno popularnym ludziom sceny, jak i facetom po przejściach. A każdemu rozdziałowi patronuje cytat z Gombrowicza, co w przypadku Grabowskich wydaje się oczywiste.

 – My ciągle z Mikołajem mówimy o tej Alwerni, o tym wszystkim, co tam było, wracamy do tamtego świata, dlatego że w głębi duszy chcielibyśmy, żeby taki świat z powrotem obowiązywał – objaśnia Andrzej.  – To życie bez tych stresów, które nas dzisiaj dopadają na każdym rogu, bez tej ogromnej odpowiedzialności, którą dzisiaj mamy, bez tych konieczności, które musimy wykonywać, bez tego zgiełku świata

I dobrze by było, aby każdy miał taką własną Alwernię, coś, co – jak wiemy – łatwo zgubić, lecz czy tak trudno odnaleźć?
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...............................................
Hanna Halek ANDRZEJ I MIKOŁAJ GRABOWSCY. JAK BRAT Z BRATEM, Zwierciadło, 2014