Thursday, January 24, 2013

Stanisław Ignacy Witkiewicz LISTY DO ŻONY




Największym zaskoczeniem i zarazem przyjemną niespodzianką jest umieszczenie w ostatnim tomie listów do żony, pisanych przez Stanisława Ignacego Witkiewicza, wspomnień Jadwigi, czyli żony. Żony, z którą mąż-geniusz przez życie głównie korespondował, zwierzając się ze wszystkiego. Dużo też Jadwiga zdradza z ich krótkiego bezpośredniego kontaktu, wyznając szczerze: „Małżeństwo nasze nie było szczęśliwe”. Intensywność codzienności Witkacego, jego wybujały temperament i energia intelektualno-artystyczno-towarzysko-erotyczna zbyt mocno różniły się od zrównoważenia, może i chłodu Jadwigi, która na samym początku jeszcze nawet nie narzeczeńskiej znajomości śpiewała na nutę „O, mój Rozmarynie”: „O, mój Witkacy, zakochałam się”. Po ślubie szybko się okazało, że nie do końca do siebie pasują. „Ja, niestety – przyznaje żona, – mimo pozorów wampa, byłam pozbawioną temperamentu i o ile lubiłam bardzo całować się i pieścić, że się tak wyrażę, niewinnie, o tyle, te poważne sprawy nudziły mnie i męczyły”. Mąż zaczął ją więc zdradzać, ale ich psychiczno-listowny związek przetrwał, nie zdecydowali się również nigdy na rozwód. Jak twierdzi redaktor tego wydawnictwa-wydarzenia, profesor Janusz Degler, po matce to Jadwiga była najważniejszą na świecie kobietą Witkacego, mimo że przez lwią część życia nie mieszkali razem („W Warszawie Staś spędzał zwykle jesień i wiosnę, a miesiące letnie oraz zimowe w Zakopanem”).

Wspomnienia żony, „Cesarzowej Zjednoczonej Witkacji”, są trzeźwe, relacyjne, pogodne, pełne ciekawych obserwacji i szczegółów wiele mówiących o charakterze męża-artysty. Pisał piórem maczanym w kałamarzu, bo to dawało czas do namysłu, przeważnie fioletowym atramentem. W łazience często podśpiewywał, lubił wygody, dobre jedzenie (i picie), utrzymywał nienaganną higienę („codzienne szorowanie się w wannie”), rano uprawiał gimnastykę według podręcznika pt. „15 minut dla zdrowia”. Przed południem czytał, sztuki i powieści pisał nocami. Trochę bałaganił, lecz dbał o finanse, nieraz zresztą w tej korespondencji można się natknąć na sformułowanie „posyłam flotę”, oznaczające pieniądze, jakimi Witkacy wspomagał Jadwigę, choć sam na ich dostatek zwłaszcza w ostatnim okresie życia nie narzekał. Dopadła go skarbówka (podatki płacił niechętnie), zamawiano coraz mniej portretów, zaczęły się też poważne kłopoty ze zdrowiem. Mianem „sfajdanych klapzdrygli” określał autor „Szewców” chorobę stawów. 26 września 1937 roku pisał: „Dziś w nocy w łóżku sfajtałem (sam leżąc) tak prawy klapzdrygiel, że dziś ledwo chodzę, a dwie wycieczki nie dały mu rady, a tu nagle trach-mach – trudno spać w bandażu elastycznym”. Sporo problemów nastręcza Witkacemu Czesia Oknińska-Korzeniewska, towarzyszka niewiernego Stasia, w pewnym momencie zniecierpliwiona romansowymi bokami kochanka (tym razem idzie o przepiękną i przemłodą Marię Zarotyńską z Zakopanego). Gdy Czesia zrywa, Stanisław Ignacy wpada w panikę, marząc o jej powrocie (co, jak wiadomo, się spełnia).

Ostatnia kartka pochodzi z końca sierpnia 1939 roku: „ Od jutra zacznę wyjeżdżać, ale podobno b. pełne pociągi. Może zatrzymam się parę dni. Pisz dalej do odwołania (…). Idę z Vardonem do Rafała. Zosię Weronika zraniła ciężko umyślnie na ten cel kupioną ciupagą – ot co. Eto pa naszemu. Twój St.”. Na stronie adresowej militarny znaczek i fotografia Piłsudskiego z czasu legionów. Widać nadchodząca wojnę, którą Witkacy przewidział i przeczuł wcześniej. W kwietniu 1937 roku do żony wysyła dramatyczne zdanie: „czuję wiszące nad sobą, a może i ponad całym światem złe wypadki”. Jadwiga wspomina: „W latach 1938-39 przechodził okres wielkiej depresji i stracił ochotę do życia, choć dawniej nieraz mówił, że chciałby żyć kilkaset lat, aby zdążyć napisać to wszystko, co zamierza. Gdy pocieszałam go, przypominając, ile ma jeszcze do napisania, odpowiadał, że nic już robić nie warto, bo ‘nikomu nie jestem potrzebny’. Człowiek ten, który miał licznych przyjaciół i wyznawców, był zupełnie osamotniony intelektualnie. Był przy tym absolutnie bezkompromisowy i walczył o pozycje, o których sam zdawał sobie sprawę, że są stracone. Cechą jego natury było zwątpienie – zwątpienie w przyszłość sztuki, religii, filozofii”. Obraz takiego człowieka bardzo się w tym ostatnim tomie listów do żony wyłania z oceanu drobiazgowo opisywanych zdarzeń zwyczajnych. W małżeńskiej korespondencji znajdziemy Witkacego artystę, amanta, zazdrosnego, zaborczego mężczyznę (kiedy Jadwiga spotyka się z księciem Franciszkiem Radziwiłłem), ale i czułego przyjaciela, opiekuna, który kontakt z Jadwigą chciał mieć zawsze. Potrafił wysłać jej nawet taką kartkę: „Miałem dziś napisać, ale wobec pogody idę w góry. Jutro”. Ciekawe byłoby wyliczenie, ile polska poczta zarobiła na epistolarnej działalności Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ta aktywność nie kończy się przecież na listach do żony. Dziś ich autor byłby tytanem maili i sms-ów, gdyby tylko można je było pisać fioletową czcionką.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
……………………………………..
Stanisław Ignacy Witkiewicz LISTY DO ŻONY (1936-1939). Opracowanie i przypisy Janusz Degler. Państwowy Instytut Wydawniczy, 2012