Tuesday, October 9, 2012

Opera Wrocławska poniżej standardów


Nie sądziłem, że jeden z największych kulturalnych szoków przeżyję w Operze Wrocławskiej, którą nieraz z entuzjazmem chwaliłem za ekstraklasowy poziom. A jednak. Tak się właśnie stało podczas III Festiwalu Opery Współczesnej. Ludzie odpowiedzialni za program imprezy i jego realizację okazali się nieodpowiedzialni, zapraszając słynne zagraniczne przedstawienie, nie tłumacząc libretta. Na każdym szanującym się festiwalu (na przykład na wrocławskim Dialogu) publiczność ogląda spektakle obcojęzyczne z napisami. To absolutny i podstawowy standard. Nie rozumiem zatem, jakim cudem i dlaczego operę ZITRA SE BUDE (produkcja praskiego teatru narodowego) oglądałem bez napisów wyświetlanych zwykle (także w czasie repertuarowych spektakli Opery Wrocławskiej) na elektronicznym pasku. Ktoś próbował mi wytłumaczyć, że przecież przygotowywanie napisów na jednorazowy pokaz byłoby wręcz rozrzutnością. Wręcz przeciwnie. Po pierwsze, to wcale nie kosztuje dużo, po drugie, jeśli już porywamy się na tzw. festiwal i zapraszamy gości z zagranicy, to z szacunkiem dla ich pracy i dla zapraszanej widowni. Czy Roman Gutek powinien zrezygnować z prezentowania polskich list dialogowych na Nowych Horyzontach? A może pójdźmy jeszcze dalej i zamiast płacić tłumaczom książek po prostu sprzedawajmy czeskie powieści w oryginale.

ZITRA SE BUDE to prawdopodobnie świetny spektakl z najwybitniejszą czeską śpiewaczką i aktorką Soną Cerveną, która wraz z partnerami przez godzinę odtwarza ważną w czeskich dziejach historię procesu Milady Horakovej, jedynej kobiety skazanej na śmierć w Czechosłowacji lat 50. ubiegłego wieku. Treść opery, jak przeczytałem na amerykańskiej stronie Uniwersytetu w Austin, wypełniają w większości autentyczne słowa z procesu, fragmenty listów bohaterki do rodziny. Niestety, przez bezsensowną i szkodliwą decyzję owych odpowiedzialnych za operowy festiwal osób dostęp do pełni tego nagradzanego dzieła mają tylko nieliczni. Na miejscu artystów z Czech śmiertelnie bym się obraził, bo nawet na internetowej stronie wrocławskiej opery zabrakło streszczenia libretta. Klikamy na zakładkę i pusto. To niespotykany obciach i niesłychana niegościnność, nie wspominając o artystycznym profesjonalizmie. Nie można rezygnować z napisów w przypadku scenicznego dzieła tak mocno w treść zanurzonego, chwilami niemal dramatycznego, ze znaczącymi (zapewne) monologami Cerveny. Jeżeli Opera Wrocławska wyjedzie z „Pułapką” za granicę, miło będzie wykonawcom śpiewać tekst Różewicza w pustkę?

To, że widzowie pokazu we Wrocławiu wstali z miejsc i nagrodzili Czechów gorącą owacją tłumaczę na dwa sposoby: albo wśród moich sąsiadów z widowni byli sami biegli w czeszczynie, albo starali się zrekompensować pułapkę, w jaką organizatorzy festiwalu najwyraźniej wpuścili Narodni Divadlo z Pragi. Bo w głowie mi się nie mieści, by wstawać do oklasków po zaledwie w połowie przeżytym spektaklu. Współczesna opera to nie tylko muzyka, także tekst, często równoważny do tego, co dzieje się w nutach, wypływający z nich, inspirujący pracę kompozytora. Następnym razem gdy zobaczą Państwo na wrocławskim afiszu operowym przedstawienie gościnne, upewnijcie się, że znacie język libretta, bo inaczej czeka was kulturalny szok lub wielkie rozczarowanie.

PS
ZITRA SE BUDE zostało sfilmowane przez Jana Hrebejka. Podczas uniwersyteckich dni z kulturą czeską Amerykanie w Teksasie oglądali film z napisami. Tymczasem wrocławska opera nawet własne koncertowe wykonanie ANIOŁÓW W AMERYCE zaprezentowała jedynie w wersji oryginalnej.