Thursday, October 11, 2012

Nobel dla Chińczyka (i bardzo dobrze!)



Mo Yana nagrodzono za to, że w swoich książkach miesza ludowe opowieści, historię i współczesność. Z pewnością wielu innych autorów i autorek zasłużyło na podobną laudację, wygrał ten z Chin. O polityczności wyboru nie mówmy, bo tym razem niewiele ma werdykt Noblowskich sędziów wspólnego z polityką, bardziej z geografią. Nikt rozsądny nie wierzył w październiku 2012 w zwycięstwo Europejczyka ani kogoś z obszaru obu Ameryk. Finał najpewniej rozegrał się między Afryką a Azją. Ale to akurat mało już istotne. Yan został drugim, a właściwie pierwszym Chińczykiem w gronie laureatów Nobla, bo zwycięzca sprzed 12 lat Gao Xingjian jest przecież emigrantem, mieszka we Francji i ma francuskie obywatelstwo. Mo Yana znają polscy czytelnicy zdecydowanie lepiej niż Xingjiana, którego jedyna książka wydana na naszym rynku to GÓRA DUSZY. Nie słyszałem też, żeby polskie teatry paliły się (nawet  po Noblu) do wystawiania jego dramatów. W dumnym z teatralnych tradycji Wrocławiu, mieście o mocarstwowych zapędach w tej dziedzinie, nikomu w duszy nie zagrała taka myśl. Mo Yan zaistniał już u nas za to dwiema powieściami, KRAINĄ WÓDKI i sagą OBFITE PIERSI, PEŁNE BIODRA. Po otrzymaniu tegorocznej Nagrody Nobla doczekamy się najpewniej kolejnych.

Laur dla Mo Yana nie może dziwić, nie tylko dlatego, że się o nim wspominało jako o jednym z faworytów. Jego proza jest dokładnie tym, co jurorzy Nobla lubią: epickim opisem świata i życia przepełnionego ludzką tragedią, lecz równocześnie niewygasającym humanizmem. Sportretowany w sześćsetstronicowej cegle wiek XX zawiera w sobie wszystko, czym ludzkość żyje od stuleci i er. Wojny, rewolucje, narodziny systemu, rozwój cywilizacyjny i w tej całej historii publicznej mały wielki człowiek. A raczej niemała (bo o obfitych kształtach) i niejedna kobieta. Mężczyźni sieją spustoszenie lub, jak główny męski bohater-dewiant, do niewielu rzeczy się nadają. Jeśli Xingjiana porównywano do Cortazara, Ionesco czy Becketta, Mo Yana trzeba zestawiać najtrafniej z Marquezem, może też Pamukiem, bywa i stary dobry Dickens wśród tych nawiązań oraz skatologiczny w poczuciu humoru Rabelais. Czyli rozmach i realizm (magiczny) plus sugestywne opisy, odważne sceny, głęboka wyobraźnia, ostry język, zaskakujące chwyty (mistrzowska końcówka).

W OBFITYCH PIERSIACH nietrudno zgubić wątek, zapomnieć, kim kto jest i kiedy coś się dzieje, za to w KRAINIE WÓDKI nie sposób się odnaleźć. O co zresztą autorowi chodzi. Tytułowy alkohol rzeczywiście się w tym postmodernistycznym tyglu literackich gatunków i tematów leje strumieniem, ze świadomości przechodzimy do oniryczno-delirycznej nierzeczywistości i z powrotem. Przypomina się Joyce, a przede wszystkim Faulkner, wcale nie w gorszej wersji, choć dla wrażliwych czytelników akapity i strony zapisane przez świeżo upieczonego chińskiego noblistę mogą być nie do przejścia. Oprócz alkoholizmu (trzeba jakoś przetrwać ten system, to życie) mamy legendarny chiński kanibalizm (jako odzwierciedlenie relacji społecznych).Ale najbardziej odjechane książki Mo Yana jeszcze przed nami. Swojego czasu trafiłem na angielski przekład następnego prawie sześćsetstronicowego utworu pod tytułem LIFE AND DEATH ARE WEARING ME OUT, czyli życie i śmierć wyczerpują (lub niszczą) mnie. Pan podziemnego świata, lord Yama, daje brutalnie zabitemu farmerowi szanse powrotu na ziemię w postaci osła. Tak świadkuje reformie rolnej, wielkiemu głodowi, z powodu którego znów umiera, by znowu powrócić jako, kolejno, wół, świnia, pies, małpa, a w końcu powitać XXI wiek w roli dziecka. W tle 50 lat chińskiej historii, przejście od idei socjalizmu przez reżim i rewolucję kulturalną do socjalistycznego kapitalizmu. Fascynująca (i szokująca) opowieść zaprawiona malowniczym okrucieństwem, stylistycznymi fajerwerkami i przedziwnymi (acz logicznymi) pomysłami (w chwilach śmierci Mao masowo padają na chińskiej wsi świnie).

Co ciekawe, nierzadko w powieściach Mo Yana (czy też Yana Mo, bo Chińczycy jak Węgrzy nazwisko umieszczają na początku)  pojawia się on sam jako jeden z bohaterów, ktoś puszczający oko, kontrolujący i dezorganizujący porządek. Co istotne, Mo Yan to pseudonim oznaczający milczenie. O tym pisarzu będzie się nie tylko u nas dużo mówić, zupełnie inaczej niż to bywało z licznymi laureatami Nobla w przeszłości. Z Francuzem Gao Xingjianem czy choćby zwycięzcą sprzed roku Szwedem Thomasem Transtroemerem na czele.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI