Tuesday, April 12, 2011

TĘCZOWA TRYBUNA 2012


Odwalili autorzy "Tęczowej trybuny" kawał treningowej roboty, kreśląc wyraziste postaci, dając im (także dzięki jednemu z najlepszych w Polsce zespołów aktorskich) dusze, podejmując całą listę niezałatwionych tematów naszej rzeczywistości. Jednego nie potrafili: kreślić, kreślić, kreślić, by powstało przedstawienie i ważne, i zajmujące, i atrakcyjne. Tną tutaj tylko metaforyczne komary. Ich europejska plaga stawia pod znakiem zapytania organizację Euro 2012, wprowadza podważający niepokój. Strzępka i Demirski zrezygnowali z chronologii wydarzeń, akcentując zdarzenia i opinie, nie sam przebieg fabuły. Tyle że to, co do przerwy sprawdza się fantastycznie, wartko napisane, wyreżyserowane i grane, po przerwie męczy. W futbolu też tak bywa. 45 minut ciągłych sytuacji podbramkowych, czasem kilka goli, kibice zachwyceni, a po ponownym wyjściu z szatni tempo siada, nogi nie niosą, przeważają długie podania, mniej koronkowych akcji lub szybkich ataków skrzydłami. A każda z teatralnych części trwa w dodatku ponad półtorej godziny.

Zawiązuje się więc inicjatywa homoseksualistów walczących o przestrzeń do bezpiecznego oglądania piłkarskich meczów podczas Euro 2012, zostają sportretowani poszczególni jej uczestnicy, wszystko w klimacie hippisowskiej komuny, z energią solidarnościowego poruszenia. Nauczyciel (Adam Cywka na swoim, wysokim, poziomie) upija się piwem przed ekranem telewizora z Ligą Mistrzów. Jest ojcem, swoją orientację zrozumiał po związku z kobietą, a może tylko coming-out odbył się późno. Kelner (totalny, rewelacyjny Marcin Pempuś) to nieudacznik z godnością i, jak się potem okazuje, charakterem, Ikona (wyrazisty Igor Kujawski) reprezentuje typ biznesmena-geja, który w życiu sobie radzi jak człowiek, podobnie Trener i Aktor (doskonały Jakub Giel). Czy są szczęśliwi? Oczywiście nie, skoro potrzebują powstańczego zrywu i publiczno-prywatnej akceptacji. Galerię uzupełniają: Pan Spisek (żarliwy Michał Majnicz), zagubiony w tym towarzystwie Hetero-Homo (przeciekawy Mariusz Kiljan) i Dragqueen-Boruc, czyli Michał Chorosiński (wyśmienita rola). Artura Boruca zaprogramowano na sceniczny symbol sławnego piłkarza-geja, a więc kogoś, kto nie istnieje (bo wiadomo, że w futbolu homoseksualistów nie ma, a polskie autostrady przed Euro 2012 jednak w komplecie powstaną). Boruc, Christiano Ronaldo i Ebi Smolarek z plakatów służą w tej sztuce również jako ścienni idole nastolatka i marzenie masturbacyjne byłej żony Nauczyciela (świetna Katarzyna Strączek). W takich to meandrach łysy Kibic (bardzo dobry Michał Mrozek) zbrata się z Kelnerem, a ortodoksyjni członkowie klubu pseudokibica toruńskiej Elany, wykluczeni ze stadionowej widowni, w celu zmiany wizerunku, gwoli powrotu na trybuny, zaangażują się w działalność charytatywną.

Po przerwie okaże sie, że bitwy o tęczową trybunę nie da się wygrać. Z politykami-urzędnikami. W utopijno-antyutopijnej wizji Demirskiego i Strzępki to władza przeszkadza ludziom pokochać inność. Władza, która za nic lub pozory bierze niebotyczne pensje, cwaniacy utrzymujący ideologiczno-ekonomiczne status quo. Geje i transseksualista w habicie (Agata Skowrońska - oklaski!) mogą sobie poprotestować albo odnieść zawodowy sukces, wypiąć się na mniejszości, żyć własnym, indywidualnym etosem (jak karykaturalnie sportretowany tu Krzysztof Warlikowski). Strzępka i Demirski nie lubią tych na górze, artystycznie ujmują się za słabszymi. Słusznie. Pani Prezydent Hanna (brawa dla Jolanty Zalewskiej) i jej przyboczny (owacje dla Michała Opalińskiego) sami znajdą sposób, "na swej wadze położą nie raz". Jakimś cudem znów zwyciężą w wyborach, tak jak znów zdarzy się cud, gdy na mecz polskich piłkarzy przyjdą widzowie. Pada znamienne zdanie: i piłkarze, i urzędnicy niewiele umieją. Idąc tak daleko w próbie przesuwania społecznych granic, a nawet ich wymazywania, w kolejnych kontrapunktowanych ironią błyskotliwych dekonstrukcjach i poważnych wołaniach o nowy porządek, reżyserka i dramaturg są socjalistami i liberałami w jednym. Coraz też szerzej portretują świat. Bezkompromisowo, ale też bez umiarkowania. Im bliżej końca (którego nie widać) "Tęczowa trybuna" grzeszy niemożliwą do strawienia w takiej ilości retoryką. Na tylu monologach trzeba połamać zęby i nawet tak wspaniali aktorzy, takim tekstem, nie mogą utrzymać zainteresowania widza do finału na zamienionej w kawałek stadionu Scenie im. Grzegorzewskiego.

Po obejrzeniu tego zbyt długiego spektaklu najważniejsze wydaje mi się pytanie: czy to jest aby nasz świat? Skoro na pojawiającą się w trakcie przedstawienia propozycję podpisu pod petycją ws. tęczowej trybuny odpowiadają nieliczni. W sytuacji teatru taka oferta to rzecz ryzykowna. Nie wychodzi na scenę gej-autentyk, nie przekonuje do swojej racji ktoś z prawdziwego stowarzyszenia. Jaką wartość ma ewentualny podpis? Wartość teatralnego chwytu. Oglądałem ten spektakl 10 kwietnia, więc jedna myśl dziwić nie powinna: chciałbym, żeby tak ambitnie zaplanowaną sztukę Paweł Demirski napisał o Polaków przypadkach posmoleńskich. Żeby, tak jak tutaj, włożył każdemu bohaterowi do ust osobisty monolog, może nawet piosenkę, prezentując społecznie niejednoznaczny i artystycznie mocny obraz, chyba jednak ważniejszy niż tęczowe trybuny, bardziej lub mniej marginesowe inicjatywy inne (dziennikarze wobec komercjalizacji mediów publicznych). Osobami dramatu mogliby być: Brat-Prezes, Redaktor Jaś z Siostrą Ewą, Pełnomocnik Rodzin Tych, Występujący W Imieniu Tamtych, Ludzie Spod Krzyża Którego Nie Ma Już Pod Pałacem, Polonus, Polak Raczej Normalny, Dziennikarz Niebieskiej Stacji, Ksiądz Który Długo Milczy, Kawalarze z Krakowskiego Przedmieścia, Krytyk Sławek, Prezydent Nie Wszystkich Polaków i tak dalej. Demirski wymyśliłby tysiąckrotnie lepiej. Znalazłoby się miejsce dla Pani Prezydent Hani i Grupy Gejów z "Tęczowej trybuny". Mój postulat motywuję i podziwem, i niedosytem po obejrzeniu najnowszej realizacji Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego. Pod czym się otwarcie podpisuję.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
Paweł Demirski TĘCZOWA TRYBUNA 2012, reż. M. Strzępka, Teatr Polski we Wrocławiu, 10 kwietnia 2011