Sunday, April 17, 2011

SZTANDAR ZE SPÓDNICY


Jest w tym spektaklu kilka ciekawych pomysłów inscenizacyjnych, są ambicje kulturowego komentarza, interesująco wymyślona muzyka (Maria Rumińska), scenografia i kostiumy zaprojektowane z głową (Diana Marszałek). Jest też kiepski scenariusz, tekst, który po kwadransie niemiłosiernie szeleści, z którym aktorki radzą sobie średnio. Bo nie mają co grać.

Pierwszy akt to powrót do czasów Gabrieli Zapolskiej, autorki wybranych przez reżyserkę Ulę Kijak fragmentów sztuk, prozy, listów, publicystyki. Ubrane w kostiumy z epoki aktorki (w przedstawieniu zrealizowanym wyłącznie przez kobiety występują tylko kobiety) ośmieszają kolejne żeńskie stereotypy. Na scenie pojawiają się: Emancypantka, Kokota, Naiwne Cielę (zaskakująco komediowa Anna Kieca), Cierpiętnica, Spryciula (ciekawa Aleksandra Listwan), Wredna Baba (przyzwoita, zasługująca na lepsze role Ewelina Paszke-Lowitzsch), Głupia Idiotka, Wieśniaczka (ekspresyjna, choć niezdecydowana gwarowo Agata Skowrońska), Babunia. W drugim akcie zmienia się zaledwie czas akcji (lata pięćdziesiąte?). Widzimy obrazki z życia owych babocieląt. Każda z nich wygłosi w pewnym momencie retoryczne zapytanie o przyszłość, czyli ślub, a więc, w tamtych czasach, kobiece być albo nie być.

Na stronie internetowej teatru czytamy: „Postaci kobiet są u Zapolskiej zawsze krwiste i bardzo mocno osadzone w swoich poglądach – zauważa Ula Kijak, – zawsze gotowe są walczyć o swoje przekonania do ostatniej kropli krwi i przekonywać świat cały, że jest tak właśnie, jak one same to widzą". Nic z tego nie zostało w scenicznym "Sztandarze ze spódnicy". Postaci teatralne są tylko teatralne, mamy do czynienia z ludzkimi manekinami powtarzającymi swoje nadto dobrze znane mantry. Co z tego, że całość zaprogramowano w konwencji filmowych klipów ze stopklatkami po każdym kolejnym ujęciu. Przez chwilę może to intrygować, po chwili irytuje. Brakuje treści. Czy naprawdę po to się chodzi dziś do teatru, żeby przez dwie i pół godziny słuchać wyświechtanych gadek, obserwować płaskie charaktery, współczując jedynie szyjącym grubym ściegiem wykonawczyniom?

Zdaje się, że nietrafiony był pomysł wyjściowy. Zamiast wystawić pełną sztukę i za jej pomocą wyrazić zmienność-niezmienność kobiecych celów, typów, Ula Kijak porwała się na patchwork z podobnych elementów. I poległa, pociągając za sobą pozostałe uczestniczki tego maratonu uniesień nie do zniesienia. Zabrakło tutaj choćby jednej kobiety niejednowymiarowej, która mogłaby jeśli nie zafascynować, to dać się zrozumieć współczesnym widzom. Może należało zrobić po prostu spektakl o Zapolskiej, bohaterce skomplikowanej, a nie babrać się w beztlenowym sosie gotowanym już setki razy?

Kiedy wyszedłem na przerwę, zapytałem znajomą o jej odczucia, bo, pomyślałem, kobiecy punkt widzenia bywa różny od męskiego, tak jak świat piłki nożnej od lekcji salsy. Ale nie. Mieliśmy podobne wrażenie co do wyważania otwartych drzwi i mielenia mięsa spożytego. 10 lat temu ta sztuka odbiłaby się pewnie innym echem, ale dzisiaj, przy naszej świadomości? "Sztandar ze spódnicy" polecam tylko zapalonym czytelniczkom magazynów dla pań (tych z niższej półki), tym, dla których najważniejsze jest wyjść za mąż (byle wyjść za mąż), plotki i to, co ludzie powiedzą, tym, które nie słyszały o seksdżenderze, a pani Dulska żyje obok, a nawet wewnątrz nich. To prawdopodobnie ciągle pokaźna publiczność.

Z tym, że, jak to się mówi: nie ma chemii między aktorkami, nie ma kontaktu między sceną a widownią. Parę efektownych, choć dalekich od błyskotliwości, zbiorowych grepsów choreograficznych (z żelazkami, wózkami, wiadrami i ziemniakami) oraz podsumowujący finał już w XXI wieku nie wystarczy, żeby z pustego nalać. W ostatniej scenie aktorki najpierw błądzą w czarnych garniturach z nałożonymi na biodra czerwonymi sukiennymi kloszami, potem parafrazują pokutną modlitwę: spowiadam się Bogu wszechmogącemu i wam, bracia i siostry, że zgrzeszyłam idąc do pracy/nie idąc do pracy, chcąc/nie chcąc mieć dziecka, chcąc być człowiekiem. I trzeba dużo dobrej woli, by do tak pasjonującej puenty dotrwać.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
SZTANDAR ZE SPÓDNICY wg tekstów Gabrieli Zapolskiej, reż. U. Kijak, Wrocławski Teatr Współczesny, 16 kwietnia 2011