Saturday, January 23, 2016

GRIMM.CZARNY ŚNIEG (Teatr Polski we Wrocławiu)


PANIKA RECENZENTA

Wśród naprędce wymienianych wrażeń po obejrzeniu, a raczej doświadczeniu spektaklu, przeważało takie: nie wiem, o czym, ale coś w tym jest. I było też skierowane do mnie życzenie: od ciebie się dowiemy o czym i co to jest. A recenzent wychodzi z teatru z ciągle tą samą paniką: czy będzie w stanie wyjaśnić, ocenić, opisać.

STYL REŻYSERA

Odkąd znam Łukasza Twarkowskiego wiem jedno: tworzy swój własny teatr, niekoniecznie zaplanowany z góry. Ma wyrazistą sceniczną kreskę, mocno multimedialną, co u niego akurat jest tak oczywiste, naturalne, że nigdy ani przez chwilę nie posądzałem go o bycie modnym. Na spektakle Twarkowskiego i jego IP Group także po to się idzie, by zobaczyć, usłyszeć, odczuć zmysłami, nie tylko intelektem. GRIMM.CZARNY ŚNIEG to kwintesencja tego stylu.

RYZYKO AUTORA

W momencie, kiedy Śpiąca Królewna zostaje ze sceny wyniesiona w przezroczystej trumnie, kończą się złudzenia, że zostanie nam opowiedziana baśń, którą na początku zapowiada storytellerka. O kimś, kto odchodzi w świat, by poddać się próbie i wygrać lub nie. Każdy z nas jest bohaterem takiej baśni. Dobrze znana fabuła nie wypala, miesza się opowieść, gubi i plącze. Wilhelm stara się przywołać brata-współautora do porządku. Niech będzie jak w podręczniku do pisania, jak w przytaczanych tu przysłowiach, jak w gramatyce, ale Jakub chce czegoś innego - wszystkiego, chce zaryzykować i pójść dalej.

FENOMEN BAŚNI

GRIMM.CZARNY ŚNIEG to spektakl zmysłowo uwodzący, intelektualnie wyzywający. O tworzeniu, stwarzaniu, potrzebie kreatywności w zderzeniu z poetyką już kiedyś przez kogoś sformułowaną. Ale też o uwięzieniu w porządku baśni, czyli życia. A także (co w depresyjno-melancholijnym klimacie przedstawienia daje nadzieję): o możliwości uwolnienia od tego porządku w samej baśni. Bo, jak głosi stara prawda, poznaj reguły i niektóre naruszaj. Tak dzieje się rozwój, tylko tak tworzysz, zostawiając po sobie ślad. Gęsty tekst Anki Herbut może skłaniać do wielu wypraw interpretacyjnych, być może za wiele zostało w nim z erudycyjnych podróży za wiedzą, ale w całości z warstwą inscenizacyjną mocno niepokoi, narusza, skłaniając do myślenia choćby o ostatnich słowach baśniarki. Pewnie, że można by jaśniej i prościej, lecz siłą metafory jest urok działający dłużej, zagadka, której rozwiązanie nie musi być jednowymiarowe. Wizualne 3D do takiego skoku w głąb namawia.

WYSOKIE C

Waham się, czy kogokolwiek z wykonawców wyróżniać. Wszyscy się w tym niełatwym lesie językowo-cielesnych zdarzeń znajdują bez zarzutu. Cieszy pojawienie się znów w dużej roli świetnej Anny Ilczuk, smakuje - jak zawsze - epizod Haliny Rasiakówny, podoba się Wojciech Ziemiański, który mówi zresztą kluczowe dla spektaklu zdanie ('Mam w dupie, co się dzieje na świecie, bo najpierw chciałbym zrozumieć, co się we mnie samym dzieje'). Robią wrażenie Adam Szczyszczaj i Bartosz Porczyk jako bracia Grimm, przychylny uśmiech budzi obecny przez cały czas na scenie jako ochroniarz Witold Liszkowski, wrocławski malarz, w dialogu ujawniający niemały aktorski temperament. Najbardziej chyba jednak zapadają w pamięć monologi Krzesisławy Dubielówny (Storytellerka) i każde wcielenie Marty Zięby, imponującej tu zaledwie kilka dni po cudownie rodzajowej Ciotce z projektu Muzeum Marzeń w Muzeum Narodowym.

KOŃCOWA OCENA (0-6)

4 z małym plusem (jednak za dużo tych twórczych pragnień)
................................................
GRIMM.CZARNY ŚNIEG, reż. Ł. Twarkowski, dramaturgia A. Herbut, Teatr Polski we Wrocławiu, Scena Grzegorzewskiego, rząd IV, miejsce 23