Wednesday, October 21, 2015

TRZEJ MUSZKIETEROWIE (Teatr Muzyczny Capitol)


KRÓTKO 
Niedoskonały spektakl z doskonałym, mądrym pomysłem na nawet dzieło. Jest na to ciągle szansa.

Ale mała szansa, bo publiczność bardzo szybko wstaje z miejsc, by owacją w teatrze najcenniejszą docenić wysiłki aktorów i inscenizatorów. Ja bym zachęcał do powściągnięcia tej niezasłużonej nagrody i do oklasków, owszem, ale nie tak okazałych. 

ZARZUTY 
Capitolowi Muszkieterowie potrzebują jeszcze pracy. Idea jest znakomita, nie mogę jej zdradzić, choć pewnie zrobią to inni recenzenci. Proszę jednak pamiętać: to oni odebrali Wam największą przyjemność wieczoru. Kłopot polega na tym, że do błyskotliwego finałowego twistu - rodem z najlepszego kryminału lub wielkiej powieści - dochodzi po prawie cztery godziny trwającej serii czasem przyzwoitych, a czasem przezroczystych czy nawet kiczowatych scen niesklejonych w spójną całość. Domyślam się, o co chodziło reżyserowi i scenarzystom, lecz - moim zdaniem - nie wyszło. Bo wykonawcy deklamują kwestie na modłę teatru dla grzecznej młodzieży albo raczej seniorów, a widz taki jak ja przez tych ponad dwieście minut przeciera oczy, drapie uszy, łapie się za głowę i wzdycha (bezgłośnie), pytając w duchu: czy to możliwe, by aktorzy tego talentu, z ich doświadczeniem, po pracy z Dudą-Gracz i innymi, nie potrafili normalnie powiedzieć swoich dialogów, bez wygłaszania, bez wpadania w retro-teatrzyk? Czy to przypadkiem nie wina tekstu?

PO CO?
Po co ta konwencja komedii romantycznej? Po co sztuczność i kabaret? Po co dopowiedzenia? Czy kardynał musi dośpiewać "ja" do "Boga"? Żeby co? Nikt się nie dał nabrać? Właśnie trzeba było nas nabrać. Realistyczne miały być pojedynki (ten w scenie w La Rochelle wymknął się spod kontroli?), ale już nie dialogi? Aby osiągnąć zamierzony efekt, wystarczy wysłać kilka sygnałów, parę momentów wziąć w nawias, resztę robiąc nowocześnie, naturalnie, dramatycznie. Ja rozumiem, że - jak mówi Planchet pod koniec pierwszego aktu - te dworskie intrygi z diamentami to głupoty, ale jednak to z ich powodu Trzej muszkieterowie stali się jedną z najpopularniejszych historii w dziejach kultury. No chyba żeby zaryzykować i pójść w parodię na całość. Jeśli nie, bo może nie każdy kupi, to uważniej z proporcjami. Tymczasem oglądając część pierwszą, mamy dylemat: widzimy kpinę czy rzecz przestrzeloną. W drugiej przekonuje finał, do którego dojść trzeba po teatralnych wybojach.

TO, CO DOBRE
To przedstawienie należy do trojga aktorów: Mikołaja Woubisheta-Plancheta, imponującego jako narrator napędzany gniewem, oraz obdarzonej bardzo dobrym głosem i umiejętnościami dramatycznymi Aleksandry Adamskiej (Konstancja). No i Tomasza Leszczyńskiego w dwóch wcieleniach (Abramis-Felton). Wyróżniłbym jeszcze Ewelinę Adamską-Porczyk (siostrę Aleksandry) w roli Kitty, a potem żony Plancheta oraz wdzięcznego Macieja Musiałowskiego-Grimauda (laureata ostatniego PPA). I Marcina Januszkiewicza (nieoczywisty, choć przeszarżowany Książę Buckingham) oraz niezawodnego nie tylko w komicznym stylu Andrzeja Gałłę (Pan Bonacieux). Zwraca uwagę również Błażej Wójcik jako Richelieu. Jak widać, główni bohaterowie nie błyszczą.

ZASKOCZENIE
Muzyka. Bałem się tych Krzesimirowo-Dębskich melodii kameralnych, a tu brzmią zadziwiająco świeżo. Bronią się bezpretensjonalnością.

SCENY DO ZAPAMIĘTANIA
Występ włoskiego śpiewaka na balu u króla Ludwika - brawa za kunszt Tomasza Leszczyńskiego! W tych klimatach jest jedyny. I finał, który wywraca wszystko do góry nogami. A, i jeszcze zabawne smaczki: wyciąganie Portosa z wyra oraz pyszny szambelan Tomasza Sztonyka.

WAŻNE DETALE
Świetne kostiumy Anny Chadaj oraz momentami irytująca, ale absolutnie usprawiedliwiona scenografia Grzegorza Policińskiego, wymagająca znoju jej przesuwania (dlaczego, okazuje się na końcu). To samo dotyczy powtarzającego się wątku poniżania służących przez muszkieterów.

OCENA (0-6)
Tej wersji nie dam więcej niż 3+. Ale poprawka możliwa.

GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...............................................
TRZEJ MUSZKIETEROWIE, wg A. Dumasa, scenariusz Konrad Imiela, Marek Kocot, reż. K. Imiela, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, 11.10.2015, rząd V, miejsce 13