Józio,
bohater sztuki Helmuta Kajzara i spektaklu Marka Fiedora pt. PATERNOSTER, powraca
do swojego dawno nieodwiedzanego wiejskiego domu i mieszkających tam rodziców.
Ojciec wita się z początku niechętnie, ale gdy tylko widzi „tysiąc złotych na drobne
wydatki” wpuszcza marnotrawnego syna za próg. Przychodzą znajomi rodziny,
pojawiają się przyjaciele Józia, dziś sławnego artysty, kompozytora, który
studiował w Londynie, bywa w Paryżu. Wiejskie środowisko ma go za takiego
samego gamonia jak oni sami i traktuje podobnie jak kiedyś w czasach
sielskiego, anielskiego dzieciństwa pod pasem ojca, twardym protestanckim
słowem pastora i stołem, gdzie z koleżanką palili papierosy. Ów abstrakcyjny
Paryż, gdzie „koniecznie trzeba zobaczyć wystawę”, z miejsca zostaje przerobiony
w „dupę ryżą”, unieważniając wszystkie niby osiągnięcia bohatera w wielkim
świecie. A tak w ogóle to okazuje się, że to sen, ten powrót Józia do korzeni.
Nie jest
snem spektakl we Współczesnym. Byłem tam, oglądałem prawie dwie godziny, sporą
część widowiska przeziewałem, ale też – kronikarsko relacjonuję – słyszałem mocne
brawa uśmiechniętych współwidzów. Dobrze, że nikomu nie przyszło do głowy wstać
przy owacjach.
Trzeba oddać
Markowi Fiedorowi, iż świetnie czuje teatralny czas, układa sceny rytmicznie,
każda ma tempo i płynnie przechodzi w kolejną. Na dobrym poziomie występują
aktorzy, z – jak zawsze – przekonującym Jerzym Senatorem w roli Józia. Daje się
też zauważyć indywidualna i zespołowa praca nad słowem, intonacją, zaśpiewem,
co urozmaica aurę spektaklu i dopowiada znaczenia. Ale jak tu tak znakomitego
reżysera wychwalać za sprawy podstawowe. Zastanawiam się więc, po co temu
doświadczonemu artyście tak oczywisty pomysł na scenografię (prostokąt sceny
otoczony przezroczystym woalem). Nazbyt czytelne zaznaczanie rzeczywistości snu
może świadczyć o niepewności. Czy aby ten Kajzar naprawdę interesujący dla
dzisiejszej publiczności, czy się przebije, czy niegdysiejsze awangardowe
śniegi nie stopniały do reszty?
Jak się
Państwo już domyślają, na powyższe pytania odpowiadam: nie - nie - tak. Wprawdzie zwarty
i zdyscyplinowany aktorsko spektakl Fiedora przywraca pamięć o znaczącej
postaci z historii wrocławskiego teatru, lecz nie pobudza do myślenia o świecie
teraźniejszym. Biografia Józia jest na poły konkretna, na poły uniwersalna,
więc teoretycznie można by się przejrzeć w losie dojrzałego (?) mężczyzny szukającego
po latach tożsamościowej bazy, bo przyszedł na to w końcu moment, jak
przychodzi w przypadku większości ludzi. Kłopot w tym, że Kajzar to nie Różewicz
ani Gombrowicz, nie tej klasy dramaturg albo myśliciel. Słusznie mu zarzucano
naśladownictwo. Może teksty późniejsze byłyby odkryciem? Kiedyś awangardowa,
teraz archaiczna forma PATERNOSTERA trąci tym szczurem, którego mięsem ojciec
chce nakarmić znamienitych gości, to teatr ery minionej, do srebrnej setki
Teatru TV, nie na Scenę na Strychu Współczesnego. Nie mógłby Fiedor walnąć
między oczy jakimś nowym zygmuntem? Ceni przecież współczesne powieści.
Nie działa na mnie Kajzar wyciągnięty z lamusa, ale interesuje coś, co składa się – być może – na wrocławski serial teatralny Marka Fiedora. I mam nadzieję, że do trzech razy sztuka, że następnym razem opowieść o mężczyźnie w wieku uświadamiania sobie własnych pogubień, porażek, może i zwycięstw, zapoczątkowana rok temu w sumie udanym ZAMKIEM wg Kafki, dobierze lepszy materiał wyjściowy i dojściowe sposoby prezentacji. Poprawna sztuka o życiośnie jakiegoś Józia z jakiejś PRL-owskiej dekady jest artystycznym krokiem wstecz.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Helmut Kajzar PATERNOSTER, reż. Marek Fiedor, Wrocławski Teatr Współczesny, Scena na Strychu, 15.06.2014
.........................................
Helmut Kajzar PATERNOSTER, reż. Marek Fiedor, Wrocławski Teatr Współczesny, Scena na Strychu, 15.06.2014