Saturday, November 10, 2012

JA, PIOTR RIVIERE... (Teatr Muzyczny Capitol)




Kiedym oglądał pierwszą część blisko czterogodzinnego spektaklu Agaty Dudy-Gracz wiedziałem, co tutaj napiszę: olśniewający, piękny, liryczny (mimo iż okrutny). Gdy aktorzy ogłosili przerwę, trochę się zirytowałem, bo w takim transie ostatnio nie zdarzyło mi się oglądać żadnego przedstawienia. No ale trudno, trzeba było opuścić trybunę przeznaczoną dla Świadków oskarżenia (na którą wprowadził mnie na początku Cezary Studniak, ojciec tytułowego bohatera) i przejść przez ciemny labirynt do foyer. Po przerwie miejsce wybierał Tomasz Schimscheiner (m.in. Młynarz). Popatrzył wnikliwie w oczy i grobowym głosem skierował na Cmentarz, a więc całkiem niezły punkt obserwacji. Innych aktorzy prowadzili na Ławę przysięgłych, do sektora Lekarzy, polecali usiąść w ławach dla Wiernych i tak dalej. Kilkorgu widzom dostała się własna, jednoosobowa loża w kształcie sławojki, a na przykład prezydent Dutkiewicz został Obywatelem gminy Aunay. W tę drugą część spektaklu JA, PIOTR RIVIERE, SKOROM JUŻ ZASZLACHTOWAŁ SIEKIEROM SWOJĄ MATKĘ, SWOJEGO OJCA, SIOSTRY SWOJE, BRATA SWOJEGO I WSZYSTKICH SĄSIADÓW SWOICH... wchodzi się wolniej niż w pierwszą. Jest równie pomysłowa, mniej retoryczna, narracyjna, bardziej akcyjna. Epicka i równie piękna.


Do przerwy głos mają świadkowie, biegli, rodzina oskarżonego, po antrakcie swoją wersję zdarzeń opowiada Piotr Riviere, młody mężczyzna - seryjny morderca. Dlaczego, skąd mu się to wzięło? Na takie pytanie twórcy odpowiadają, prezentując biografię tego syna matki-zrzędy, ojca-dziwkarza, który tłucze żonę i dzieci. Niedorozwinięty brat Piotra od urodzenia żyje w innym świecie, podobnie jak chorobliwie zanurzona w rzekomą świętość siostra. Jest jeszcze druga siostra, rozdająca kobiece wdzięki byle chętnemu. Wioskowy wariat, dziwka i święta - niezłe rodzeństwo, a do tego wiecznie walczący ze sobą rodzice, nie wiadomo, czy kiedykolwiek w sobie zakochani. Z wypadków przedstawionych w sztuce Dudy-Gracz, opartej na książce Michela Foucaulta, rodzina Rivierów nie wydaje się zresztą egzotyczna. W każdym domu, pożyciu każdej pary są konflikty, wzajemne pretensje, żale, tęsknoty za czymś lepszym, zazdrość, choroba, zmęczenie, zmartwienie, czasem nienawiść, ciągłe boje o dominację, walka psychiczna lub fizyczna. Między bajki można włożyć kojącą moc religii czy tzw. mądrość ludu. Nieogarniający rzeczywistości chaosu Piotr, na progu dorosłego życia, decyduje się ten świat uporządkować, szlachtując rodzinę i sąsiadów. To, co najbardziej interesowało Foucaulta w autentycznej historii Pierre’a Riviere’a z początków XIX-go wieku, a więc przenikające się, potwierdzające lub wykluczające dyskursy różnych stron sądowej sprawy, ich wywrotowy potencjał, u Dudy-Gracz znajdziemy, znajdziemy jednak też coś więcej. I nie chodzi o rozmnożenie trupów (oryginalny Pierre zabił trzy osoby), o skojarzenia z Breivikiem czy Holmesem z kinowej premiery w Denver, lecz obyczajowy i poetycki, przypowieściowy wymiar wrocławskiego spektaklu, który oskarża wszystkich ludzi i każdy świat o złe uczucia, antyhumanizm, uwidoczniony również tym, w jaki sposób świadomie i nieświadomie traktujemy zwierzęta. Rzuca się tu często w dialogach powiedzonkiem „jesteś głupi jak psie gówno”, we wstrząsających scenach zabija świnię, żabę, konia (Bartosza Pichera, Ewelinę Adamską-Porczyk, Tomasza Schimscheinera).


Komponowana równolegle do prób eklektyczna muzyka Piotra Dziubka pozornie schodzi na drugi plan, wydobywając dramat dźwiękami raz ostrej rockowej gitary, raz nutami jakby wyjętymi z któregoś z filmów Kusturicy. Piosenek jest mało, dużo aktorskiego, solowego i zespołowego, grania na wysokim poziomie techniki i emocji. Od małej roli po dużą. Od niezwykłej i niejednowymiarowej kreacji Justyny Szafran (Matka) po mistrzowską milczącą Babkę Janiny Garbińskiej-Budzińskiej. Odbiór ustawia utrzymana w bieli scenografia (autorstwa reżyserki), podkreślająca względność punktów widzenia, prawdy o dobrze i złu. To niby czyściec, a przecież także już piekło, ludzkie piekło. Pełno tu okrucieństwa, przemocy, ale i miłosierdzia zmieszanego z litością. Mnóstwo też pola do osobistych dostrzeżeń i przemyśleń. Która iskra zapala lont, jaka zaledwie kłótnię? Ile w nas człowieka, ile wilka, racjonalisty albo szaleńca? Ile zimnej krwi w Beacie z Hipolitowa, Katarzynie z Sosnowca? Skąd ta samobójcza śmierć 15-letniej Małgosi z Trąbek Wielkich koło Gdańska? Pojawienie się podobnych pytań nie byłoby możliwe bez artystycznej wizji Agaty Dudy-Gracz, która nie idzie na skróty, nie oszczędza ani aktorów, ani - w efekcie - widzów. W najnowszym przedstawieniu Capitolu tkwi wielka inscenizacyjna siła, przypominająca najlepsze chwile polskiego teatru.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
........................................
JA, PIOTR RIVIERE..., reż. A. Duda-Gracz. Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, Studio TVP, 9.11.2012