Monday, November 19, 2012

Gabriel Leonard Kamiński PAN SWEN ALBO WROCŁAWSKA ABRAKADABRA




Zaczyna się książka Gabriela Leonarda Kamińskiego opowiadaniem pt. „Głowa pana Lenki”, klasycznie surrealistycznym obrazkiem wziętym z chłopięcej wyobraźni. Jest lipiec 1957 roku, gdy grupka dorastających nastolatków spotyka na swej drodze nie pana Lenkę, sąsiada z poddasza czynszowej kamienicy, lecz jego głowę, która wybrała się na zakupy. Koniec zbioru PAN SWEN ALBO WROCŁAWSKA ABRAKADABRA to z kolei nowela o depresji tytułowej postaci, dawniej barwnego człowieka-prestidigitatora, teraz, w czasach nam współczesnych, smutnego, niemal przezroczystego dla familijnych parkowych grillerów staruszka. Świat rozpięty pomiędzy PRL-em a nową Rzeczpospolitą (mniejsza już o jej numer porządkowy) to epoka dojrzewania i przemijania jednego pokolenia, wywodzącego swój założycielski mit z podwórkowych zabaw we wrocławskiej dzielnicy Fabryczna. Tu rodzą się w latach powojennych polscy Tomkowie Sojerowie i Hakowie Finowie, Apacze i kowboje. O tym, że ktoś mieszkał przy dzisiejszej ulicy Hallera czy Alei Pracy przed nimi, kiedy te miejsca inaczej się nazywały i wyglądały, dowiedzą się oczywiście później, także z książki urodzonego w 1957 roku autora, od 54 lat mieszkającego we Wrocławiu i, zdaje się, twórczo na Wrocław chorego.

Na początku zatem w postaci wesołego i serdecznego pana Swena, dzielnicowego barona Münchhausena, który potrafi wejść do butelki i tańczyć na zapałce, ogniskują się dziecięce marzenia o niezwykłym, pełnym przygód życiu, zaczarowanych, niepodobnych do siebie dniach. Z biegiem lat pan Swen stanie się bohaterem następnych mitów: mitu o upływie czasu, nieuchronności zmian (raczej na gorsze) oraz mitu o ludzkim losie zależnym od tzw. wichrów historii. Gabriel Leonard Kamiński przedstawia w ABRAKADABRZE również zaświat Breslau, chwile oblężenia i transportów, ale nie poprzez epicki opis zbiorowych dramatów, publicyzujące dialogi, tylko przez pryzmat historii pewnego chłopca i jego rodziny. Czarodziejski Swen okazuje się Niemcem, który w polskim Wrocławiu został i może dlatego tak jest inny od innych dorosłych, w nadgodzinach sporządzajacych przedsiębiorczy bilans. Alternatywnie mógł wyjechać po kapitulacji z matką do Bawarii, pójść na studia muzealnicze, nad Odrę wrócić na progu nowego stulecia jako turysta. W swym zbiorze opowiadań układających się w fabularną całość Kamiński przypomina jeszcze o mieście prastarym, ponad tysiącletnim, ani Wrocławiu, ani Breslau, akcentuje ciągłość, wymiar, jakiego często tutejszym mieszkańcom brakuje. Z jednej strony książkę Kamińskiego można zaliczyć do literatury fantastycznej, fantasmagorycznej, z drugiej do twórczości zanurzonej w lokalność. W klimacie jest i przygodowa, i sentymentalna, zarówno baśniowa, jak realistyczna. Pięknie współgrają ze słowami grafiki Teresy Rachwał. Można to wszystko gnieść w szufladzie z Schulzem lub Michaux, ale czy trzeba? 

Wrocławska choroba Kamińskiego ma też czysto poetyckie objawy. W listopadzie ukazuje się bowiem tom wierszy WRATISLAVIA CUM FIGURIS, gdzie znajdziemy i Górkę Blacharską, i ulicę Hallera, Gajowicką, Stalowowolską, Szewską, Ruską. Każda z nich pamięta własną biografię – element biografii miasta. Grabiszyńska ciągle czuje zagazowany strach mieszkańców, Powstańców Śląskich przyznaje, że jest bezstronnym świadkiem dziwactw historii, która buduje u mego boku galerię połączoną / z okolicznym bazarem / koroną zanikających powoli drzew. Kościuszki dopowie:

Moje pole bitwy,
dwa sąsiadujące ze sobą skrzyżowania
rozdzielające miasto na pół -
to świecące blichtrem, i to spracowane (...)
Tu postna lekcja przemijania
rozrzedzona tanim winem
biegnie na ślepo przez Pułaskiego i Krasińskiego
bez przerwy na refleksję,
jak powtórka z wielkiej historii,
bez wyrzutów sumienia.

Świetnie, że swoją lekcję przemijania Gabriel Leonard Kamiński odrabia na oczach czytelników, bo jego prozatorsko-liryczna przerwa na refleksję i powtórka z dziejów konkretnego miasta otwiera jeśli nie sumienia, to głowy, inspiruje do serdecznego intelektualnego spaceru po bruku i zieleni, wśród cegieł i drzew należących i nienależących do nas, do nich i do tych, których jeszcze nie ma.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
........................................
Gabriel Leonard Kamiński PAN SWEN ALBO WROCŁAWSKA ABRAKADABRA, Wydawnictwo FORMA, Książnica Pomorska. Szczecin, Bezrzecze, 2012