Tuesday, September 20, 2011

Roman Kurkiewicz LEWOMYŚLNIE


Przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenckimi napisał: "Poprę Kaczyńskiego, bo przynajmniej na razie uczynił Joannę Kluzik-Rostkowską szefową swojej kampanii, a Bronisław Komorowski nie uczynił Małgorzaty Kidawy-Błońskiej takową". Tekst był prowokacyjny, autor na Kaczyńskiego nie głosował, oddał głos nieważny (jak wynika z tamtego felietonu), ale to "przynajmniej na razie" o udziale Kluzik-Rostkowskiej w kampanii, wybór Małgorzaty Kidawy-Błońskiej na kampanijną kierowniczkę... Sprawdziło się!

Nie tylko jednak dlatego warto czytać Romana Kurkiewicza, którego Przekrojowe felietony zebrane z lat 2009-2011 właśnie się ukazały pod szyldem Krytyki Politycznej, pod znamiennym tytułem "Lewomyślnie". Warto być od czasu do czasu z tym autorem także z powodu owego głosu nieważnego, czyli politycznej (nie światopoglądowej) niezależności, co w naszym dziennikarstwie jest dziś, niestety, rzadkością. Kurkiewicz obija swoim słowem i premiera Tuska, kardynała Dziwisza-Zdziwisza, ex-śledczego Mariusza Kamińskiego, i Czumę, i Michnika, i posła Mularczyka. Dostać się może zatem wszystkim, pretekstów nie brakuje. Powierzchowna walka z dopalaczami i miłościwe panowanie, papieska krew dla Kubicy, całokształt, półsłówka lub całe zdanie typu "Panie Marszałku, a pan poseł Niesiołowski powiedział mi, żebym spadał". Ryszardowi Czarneckiemu Kurkiewicz umawia na dialog samego Sokratesa, który zapytuje: "- A ty, Ryszardzie, zawsze masz rację i wiesz wszystko?". Ryszard odpowiada: "To ty sobie mogłeś mówić, że wiesz, że nic nie wiesz. Ja wiem, że wiem i wiem, że oni nie wiedzą". Wśród bohaterów tych tekstów brakuje trochę lwów lewicy - czyżby byli mniej wdzięcznymi obiektami dla felietonisty? Ale polityka to tylko jeden z tematów. Publicystyczna wyobraźnia Kurkiewicza przysłuchuje się (przychodzi do odpowiedniego urzędu człowiek z propozycją opatentowania krzyża), relacjonuje (kibice Legii organizują krucjatę przeciw świetlówkom w pociągu Skierniewice-Warszawa), marzy (o kraju idealnym z pomnikami z papieru, palonymi "na wesoło przed przyklejeniem do cokołu kolejnego").

Roman Kurkiewicz jest z tych, dla których wolność słowa i wyrażania poglądów ma wartość absolutną, choć absolutnie niewolną od krytyki (co z powodzeniem niemal zawsze czyni). Lewoskręty jego osobistych poglądów często zahaczają o liberalizm, bywa, że odbija się w nich obawa tradycyjna. Istnieją w końcu granice wszystkowolności, nawet we wszechpolsce, gdzie 11 listopada zezwala się na stołeczną manifestację neofaszystów. Temu lewak Kurkiewicz sprzeciwia się totalnie. Podobnie żarliwie optuje za prawami kobiet do obecności w przestrzeni publicznej, broni obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu, nie odmawia możliwości pisania o esbeckim penetrowaniu redakcji "Tygodnika Powszechnego", ani wydawania niesławnego komiksu o Chopinie. Szarganie świętości ma sens, ponadlewicowy i ponadprawicowy, polityczny i prywatny. "Kapuściński non-fiction"? Proszę bardzo. Poseł Węgrzyn o gejach i lesbijkach? Co to, to już nie. "Może kiedyś tacy posłowie przestaną być posłami po podobnych bon-motach" - pisze Kurkiewicz, a mnie przychodzi do głowy: "no nie wiem...", jak śpiewała Iga Cembrzyńska w piosence Osieckiej. Karać publicznym niebytem za wyolbrzymioną przez reportera TVN24 wypowiedź-głupotkę czy może lepiej znaleźć w sobie odrobinę ludzkiego (nie religijnego) miłosierdzia i wybaczyć błąd? Lewomyślność nie musi (nie powinna) być radykalna ponad miarę, bo może zbliżyć się do stanu ultra, co zawsze grozi niebezpieczeństwem.

Jakkolwiek z Kurkiewiczem zdarza się być nie po drodze, nie da się jego nierzadko literackich wręcz felietonów nie podziwiać. Za pomysł, za oryginalność, szczerość, ironię, za 1800 znaków obywatelskiego zacięcia. Na okładce tej książki widzimy autora w berecie, skórzanej kurtce i białej koszuli, z naręczem książek. Przeważa Stanisław Brzozowski, jest Tomasz Mann, Róża Luksemburg, Jacek Kuroń. Jest Bolesław Prus z "Emancypantkami" (oczywiście!), ten sam, który w swoich "Kronikach" komentował polską rzeczywistość pozytywistyczną, też przecież daleką od pozytywnej. Wiele się w pracy ideowego felietonisty nie zmieniło. Kiedy opisywany przez Prusa dr Markiewicz zawiadomił mieszkańców na łamach dziewiętnastowiecznej "Gazety Warszawskiej" o wybuchu epidemii ospy i dyfterytu, skłaniając zaborcze władze do interwencji, inspekcja lekarska wytoczyła proces „o rozszerzanie chorób zaraźliwych", na szczęście rozstrzygnięty na korzyść społecznika przez sędziego pokoju. Jestem pewien, że Kurkiewicz również ująłby się za Markiewiczem, tak jak ujmuje się za Czeczotem.

"Felietonista to najpiękniejszy zawód świata, nawet jeśli jemu samemu i wszystkim innym sprawia zawód" - oznajmia Roman Kurkiewicz. I trudno się z nim, nie po raz pierwszy ani ostatni, nie zgodzić.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
Roman Kurkiewicz LEWOMYŚLNIE, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2011