Saturday, September 24, 2011

Bohdan Zadura KLASYK NA LUZIE


Z trzech jesiennych premier wrocławskiego Biura Literackiego (Dycki, Kozioł, Zadura) najbardziej się ucieszyłem z „Klasyka na luzie”, rozmów z Bohdanem Zadurą, laureatem ostatniego Silesiusa za książkę „Nocne życie”. Mimo że wszystkie zamieszczone tutaj wywiady, lub raczej spotkania, były już tam i ówdzie publikowane, nie dało się wcześniej każdego z nich przeczytać ani, rzecz jasna, zapamiętać choćby akapitów. Rozrzucenie to jednak rozrzucenie, a złożenie (i to w formie tomu) to coś, co może naprawdę zostać na jakąś małą wieczność.

Andrzejowi Sosnowskiemu Zadura mówi: „gdyby poezja miała przełożenie społeczne, to my, piszący wiersze, nie chodzilibyśmy bezpiecznie po ulicach”, lecz o przyszłość poezji jest spokojny, bo oni, piszący wiersze, zdają sobie sprawę z braku przełożenia, a ich świadomość nie pretenduje do rządu dusz. Dlatego pewnie, często w zaciszu mieszkania, daje się swobodnie, licznymi miejscami błyskotliwie, opowiedzieć przede wszystkim o poezji właśnie. Cytat z nagrań do filmu dokumentalnego spisanych przez Wiesława Ratajczaka: „Na pytanie, dlaczego piszę, pewnie mógłbym odpowiedzieć: Po prostu dlatego, że czytałem”. Można by dodać, iż czytał w Puławach, polskich Atenach, niegdysiejszej stolicy kulturalnej Polski, nie gdzie indziej. Dotąd tam zresztą mieszka.

Dariuszowi Foksowi na pytanie, „dlaczego zacząłeś tłumaczyć?”, filozof Zadura (takie studia wybrał, choć z kończeniem było trudno i długo, z przyczyn literackiej natury) rzecze: „Pewnie z nudów, w szkole średniej”. Jackowi Podsiadle i Pawłowi Marcinkiewiczowi przyzna się w jednej z rozmów kolejnych do przekładów jako czegoś zamiast, bo „własne wiersze mi się nie pisały” (do tego poeci-tłumacze przyznają się rzadko). Są zatem w „Klasyku na luzie” wyznania artystyczne, nawet poetyckie autoanalizy, są także anegdoty i wspomnienia. Jak to o stanie wojennym, trzygodzinnej wizycie dwóch panów i szklance świńskiej krwi, na przykład. Do Stanisława Beresia, który w tekście-wstępniaku (takimi poprzedzono wszystkie rozmowy) uważa Zadurę za „człowieka z jajami”:

„Kiedyś odczuwałem przymus pisania wierszy. Jak przez tydzień nie napisałem wiersza, to właściwie świat się walił. A teraz – jak napiszę wiersz, to w porządku, ale jeśli nie… to jeszcze lepiej”.

To godne cytowania, powtarzania, przekładania i bilbordowania zdanie powinien sobie do serca wziąć każdy, słowo wiersz podmieniając na co nas tam uwiera codziennym naporem. Dosłownie też można je brać do siebie, bo, jak słusznie się powiada, poetów jest na świecie więcej niż czytelników poezji.

No właśnie. Na najnowszy tom Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego brakuje mi po prostu czytelniczej cierpliwości. Niby tytuł wyjaśnia wiele („Imię i znamię”) i wiadomo, że będzie osobiście, o rodzinnych historiach, ziemi przemyskiej, Wólce Krowickiej, jabłuszkach i hniłkach, obsesjach i traumach, flachach i lachach, domowych agresjach, lirycznych obnażeniach. Niby wiadomo, czego się po autorze spodziewać i nie ma zaskoczenia, ale ta akurat i tak podana w kolejnym poemacie zazębiających się strof biografia po chwili najzwyczajniej męczy. Poecie nagrodzonemu Nike wolno następną po laureackiej książeczkę zaprogramować jak chce, wydawca nie pokręci nosem. Czytelnik niekoniecznie. W „Piosence o zależnościach i uzależnieniach” Dycki był uniwersalny, pisząc o sobie i świecie, tutaj jest tylko własny, osobny, skupiony na tym, co w nim. Nie każdego to interesuje. „Imię i znamię” to lektura dla tych, co znają autora z poprzednich utworów i darzą go szczególnym, siostrzano-matczynym, rodzajem emocji. Gdyby miała być pierwszym kontaktem z jego twórczością, Dycki mógłby się wydać nawet poetą egzotycznym.

A opasłego zbioru wierszy prawie wszystkich Urszuli Kozioł (pod tytułem „Fuga”) komentować nie trzeba. Warto czytać, czytać i czytać. Choćby ten prawie genialny (ciągle nie mogę się nadziwić, po co ta czwarta strofa?) tekst ze stron 656-657, czyli „Piosenkę o bezdomnych”. Urszula Kozioł = klasyk na serio? Szkoda, że tomu rozmów z poetką, która wywiadów nie cierpi, nie będzie. Chyba.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
……………………………………….
Bodan Zadura KLASYK NA LUZIE, Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki IMĘ I ZNAMIĘ, Urszula Kozioł FUGA, Biuro Literackie, 2011