Thursday, June 9, 2011

Marek Krajewski LICZBY CHARONA


Przeczytanie najnowszej książki Marka Krajewskiego zajmuje mniej więcej 5 godzin, jeśli się czyta od początku do końca* i jeśli czytanie zajmuje odbiorcę prawie bez reszty. Można sobie zrobić krótką przerwę na posiłek, choć na pewno nie tak wystawny jak jarząbki z borówkami lub pularda z rożna z kaszą perłową i szparagami, czyli to, co jedzą Renata z Edwardem w lwowskiej restauracji Louvre.

Styl powieści Krajewskiego jest dziś jednym z dóbr kultury, miejscami przyciężkawy jak komisarz Popielski (tu po czterdziestce), najczęściej doskonale wyważony pomiędzy kunsztowną frazą a nieco prostackimi zachowaniami głównych bohaterów. Są oni wpawdzie doktorami nauk humanistycznych, ale też policyjnymi zabijakami. W tej nowej serii książek Mocka już nie ma, a zadania gliniarza z Breslau przejął w głowach czytelników lwowianin Popielski - Kojak lat 20. i 30. "Liczby Charona" to powieść lepsza od poprzedniej. Autor trochę mocniej pomyślał nad fabułą, wprowadzając ważki element matematyczny, cokolwiek zresztą zbyt zagmatwany i trudny do pojęcia przez mniej ulokowane w ścisłości umysły. Niemal wszystkie drobiazgi podporządkowano biegowi książkowej akcji. Jedynie edukujące wycieczki historyczne mogą lekko drażnić, choć obejmujące powieść klamrą prolog i epilog z bliższych nam czasów, z końca lat 80., dodają literackiemu daniu spod dłoni Marka Krajewskiego smaku wykwintnej przyprawy.

O kryminałach pisać niełatwo, bo nie wolno zdradzać wydarzeń, czasem jeden wyjawiony szczegół potrafi odebrać część czytelniczej przyjemności. Powiedzmy tylko tyle, że mamy rok 1929, cofamy się zatem o 10 lat w porównaniu z ubiegłorocznym odcinkiem przypadków Popielskiego. Jego córka Rita, która tam bierze udział w istotnych sytuacjach, tutaj zaledwie umila liczniejsze niż zwykle domowe chwile byłego komisarza, wyrzuconego z policji po burdzie z nowym szefem. Jednakże gdy we Lwowie zdarzają się dwa podobne do siebie zabójstwa, znajduje się dla niepokornego gwałtownika śledcza rola. Któż inny mógłby rozwiązać zagadkę lingwistyczno-matematyczną, jeżeli nie biegły w językach i mordobiciach filolog, zdradzający niespełnioną pasję do liczb (tytułowe "Liczby Charona" to interesujący symbol tajemnicy śmierci).

Nie brakuje również romansu w najnowszej książce wrocławskiego autora. Tym razem macho Popielski zakochuje się momentami do utraty świadomości, Krajewski stawia swojego satyra nawet w położeniu werterowskim. Obiektem westchnień Łyssego jest ciemnowłosa, zielonooka Żydóweczka, która prosi policjanta o pomoc, niczym dama z opowiadania o Sherlocku Holmesie. Feministki znów nie będą usatysfakcjonowane, a pisarz znowu naraża się na zarzuty o mizoginizm i niepartnerskie traktowanie fikcyjnych kobiet.

Dość wcześnie wiadomo, kto zabija, więc najważniejszą zaletą "Liczb Charona" wydaje się nie ilość kryminału w kryminale, lecz swoista rozkosz czytania, działająca kojąco na dolegliwości dnia codziennego. Paradoksalna to kuracja, bowiem treścią powieści wcale nie są rzeczy przyjemne i pożyteczne, tylko przeważnie mroczne i odrażające. Jak by to ujął Hipokrates: contraria contrariis curantur*.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
............................................
Marek Krajewski LICZBY CHARONA, Znak, 2011

* Ab ovo usque ad mala
* Przeciwne leczymy przeciwnym