Wednesday, November 17, 2010

TRANSATLANTYK (Wrocławski Teatr Współczesny)

Posłuchaj:


Poczytaj (i poczuj różnicę):

Dla mnie to jedno z sezonowych zaskoczeń. Dlatego, że trzydziestolatek zrobił przedstawienie klasycyzujące w środkach, że w ciągu dziewięćdziesięciu minut myślimy o Polsce i Polakach, że oglądając po raz kolejny teatralnie zaadaptowany tekst Gombrowicza, ani przez chwilę się nie nudzimy. Wchodzimy na widownię i od razu widzimy olbrzymie cmentarzysko bocianów, nie orłów, a z głośnika słychać piosenkę Davida Bowiego i Pata Metheny'ego "This Is Not America". Jakub Kamieński, odtwarzający rolę Witolda Gombrowicza, snuje się po scenie, by za chwilę dać sygnał do rozpoczęcia narodowej wiwisekcji. Nie na siłę, raczej od niechcenia, z dystansem i luzem współczesnej młodzieży, ale też z podskórną troską o to, co z tą Polską jest i będzie. Bo to, co było lepiej zostawić historii. Najważniejszą postacią tego ciekawego przedstawienia jest Gonzalo, gej, który staje po stronie Gombrowicza, aby nasz anty-wieszcz "sam przeciwko wszystkim nie był". Gonzalo ma w tej znajomości cel ukryty, oczywiście, czyli zbratanie się z Ignasiem, synem tzw. patrioty - Tomasza.

"Transatlantyk" jest traktowany w polskiej kulturze jako odpowiedź na pocztówkową legendę "Pana Tadeusza", legendę, bo łatwo znaleźć w Mickiewiczowskim arcydziele mrok i krytykę, mimo miłosno-ojczyźnianej melodii. Andrzej Wajda starał się to wydobyć w swoim filmie, zupełnie źle zinterpretowanym swojego czasu przez recenzentów i widzów. Robi to również Tumidajski, posługując się tekstem dużo bardziej krytycznie oczywistym. Kiedy Tomasz zauważa, że jego syn zbacza na erotyczne manowce, zarazem też wkraczając w świat nowoczesny, ma, we własnym mniemaniu, jedno wyjście: zabić syna. Żeby nie było wstydu dla nazwiska, dla rodziny, dla honoru, dla Boga, dla ojczyzny. Taką ostrogą powodowani członkowie nadwiślańskiego narodu chcą bronić przedmurza tradycji i religii, nie mając pojęcia o prawdziwej tożsamości mieszkańców kraju różnorodnego, coraz bardziej wielowyznaniowego i wieloetnicznego, niekoniecznie tylko heteroseksualnego. Czyli europejskiego. "Nie chcesz czym innym, nowym stać się?" - pyta Gonzalo Gombrowicza w jednej ze scen. Natomiast rodacy autora próbują polskości czy też polactwa i nie dają rady. Nie pomaga recytowanie słów pana Cogito, plucie na Dzieło. Za mało. Zabić ministra, prezydenta, żonę prezydenta? Mało. Złożyć ofiarę z syna (w końcu "Polska Chrystusem narodów"), przez Synczyznę wrócić do Ojczyzny? Nie przesadzajmy. Mimo że najważniejsza jest Polska, to chodzi o to, by żyło się lepiej, a zgoda buduje. W XXI wieku. Co jednak z tego, skoro od lat tą naszą zgodą staje się taniec, mazur, krakowiak, chodzony, polonez, kujawiak.

Na "Transatlantyk" warto się do Współczesnego wybrać, bo to kawałek dobrego teatru, umiejętnie wyważonego między kabaretem a thrillerem, mądrze rozmawiającego o tym, co najistotniejsze.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
TRANSATLANTYK, wg Witolda Gombrowicza, adaptacja i reżyseria Jarosław Tumidajski, Wrocławski Teatr Współczesny, 2010