Najbliżej są Czesi, najdalej Polacy.
Z dwóch polskich książek ciekawszy jest "Gulasz z turula", wartki, śmieszno-gorzki esej Krzysztofa Vargi, Polaka o węgierskich korzeniach. Węgierska osobowość okazuje się wcale nie niespodziewanie bratnia polskiej, tym bardziej że tytułowy turul, z którego autor gotuje literacki gulasz, to krzyżówka orła z gęsią. Madziarzy nie gęsi i swojego orła mają, ale to Polak musi im napisać kalendarz dum i kompleksów. Czyli to, co sami potrafimy najlepiej. Za to ta druga książka znad Wisły, „Bambino” Ingi Iwasiów, na finał takiej nagrody, jak Angelus nie zasługuje. To ambitnie zaplanowana powieść-suma powojennego doświadczenia Szczecinian. Temat idealny. Zawiodła, niestety, forma, bo literatura, owszem, powinna mieć punkt ciężkości, lecz lekko zrealizowany. Iwasiów nie sprostała materii, jej powieść czyta się z trudem, brnąc przez gęstość międzyludzkich stosunków i programowy antyurok PRL-u. Gdyby tak wpuścić do tej prozy trochę czeskiego polotu...
Z tego czeskiego polotu złożone są powieści mieszkającego w Kanadzie Josefa Skvorecky’ego i Oty Filipa, emigranta w Niemczech. Inne, ale i podobne. „Przypadki inżyniera ludzkich dusz” to "symfonia życia i czasów", dzieło skończone, już 32-letnie, dopiero teraz wydane premierowo po polsku (w znakomitym przekładzie Andrzeja S. Jagodzińskiego), dowód na to, że nie jesteśmy w stanie wyemigrować z ojczyzny, choćby była o ocean stąd. 850 stron jędrnej literatury o czymś istotnym i nieważnym, o człowieku i ludziach, zdystansowanej, a przecież na serio, anegdotyczna i epizodyczna, w jedynym stylu wielkiego autora. "Sąsiedzi i ci inni" Filipa umieszczeni są w podalpejskiej miejscowości i wyjściowo przypominają krajobraz mannowski. W społecznym mikrokosmosie spotykają się figury-kwintesencje europejskiej traumy, jak były ss-man czy antysemitka, a bohater, niepiszący pisarz Oskar Mesztiaczek, z właściwą Czechom prześmiewczą powagą potrafi to towarzystwo spoić w wibrującą całość. Żadnej martyrologii i nadęcia, a jednak między wierszami kawał komentarza do dziejów. Ale jazda.
Niemiec Bernard Schlink też drąży przeszłość, przeżywając zwłaszcza niezagojone wojenne winy swojego narodu. Od arkadyjskiej krainy dzieciństwa przechodzi do kraju, w którym, mimo dobrobytu, trudno znaleźć miejsce współczesnemu Odysowi. Jest skrywana rodzinna tajemnica, próba docieczenia atrakcyjności nazistowskiej filozofii, a przede wszystkim zapis nieuniknionej alienacji. „Lektor” był pewnie lepszy, bo bardziej emocjonalny, lecz i „Powrót do domu” zasługuje na uwagę. To jeden z czarnych koni wyścigu po tegorocznego Angelusa. Innym wydaje się „Ruta Tannenbaum” Miljenko Jergovicia, konwencjonalna, epicka rzecz, znów traumatycznie związana z II wojną światową. Opowieść o losie małoletniej gwiazdy przedwojennego teatru w Zabrzebiu, po wybuchu wojny już tylko Żydówki, to oczywiście przypowieść o największej hańbie Europy dwudziestego wieku. W stosunku ludzi do ludzi odzwierciedla się cywilizacyjna prawda. „Wsadzili ją do bydlęcego wagonu – pisze narrator. – Jedziemy do Indii, pomyślała Ruta Tanennbaum, tam, gdzie krowy są świętymi zwierzętami. Czuła, jak wilgotny krowi język zlizuje sól z jej prawej stopy. Wtedy uśmiechnęła się ostatni raz”. Niektórzy zarzucają tej książce schematyzm, staroświeckość, lecz taka literatura (i temat) potrafi się bronić zawsze w sytuacjach kryzysu jurorskiego porozumienia, więc może górą będzie Bośniak. Albo Białorusin Ihar Babkou. Jego postmodernistyczna powieść „Adam Kłakocki i jego cienie” doskonale ujmuje tożsamościowe dylematy środkowo-wschodniego Europejczyka, ale nie dla wszystkich będzie przyjemna w czytaniu. Ucieszą się miłośnicy Borgesa czy Cortazara, gier z czasem i przestrzenią, a w walce o nagrodę może pomóc sława autora niereżimowego. „Adam Kłakocki...” był na Białorusi wydawany poza pierwszym obiegiem i odbierany jako głos przeciw Łukaszence. Polacy zastaną na tych kartkach Mickiewicza i Ogińskiego, w specyficznym literackim sąsiedztwie hipisów czy mnichów. Sen to czy jawa – nie wiadomo. Wiadomo, że słowiańskiej duszy dolega etnopatologia, rodzaj schizofrenicznej osobowości, ciągle odpowiadającej sobie na pytanie, kim jestem.
Więc chociaż stawiam na Czechów, ponieważ najbardziej w tym zestawie na zwycięstwo zasługują, pewności proszę nie oczekiwać. Jurorzy lubią zaskakiwać, lecz jeśli przypomni im się zdanie wypowiedziane przy okazji pewnej kłótni o pewien cytat przez postać z „Przypadków inżyniera...”, wybiorą dzieło któregoś z czeskich mistrzów. „–Ja kupuję tylko książki, które nadają się do czytania nawet przy jedzeniu” – mówi pan Baur. I to są właśnie takie książki.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
PS
Wygrał Josef Skvorecky.
........................
Ihar Babkou ADAM KŁAKOCKI I JEGO CIENIE, przeł. M. Buchalik, Oficyna 21
Ota Filip SĄSIEDZI CI INNI, przeł. J. Stachowski, Atut
Inga Iwasiów BAMBINO, Świat Książki
Miljenko Jergović RUTA TANENNBAUM, przeł. M. Petryńska, Czarne
Bernard Schlink POWRÓT DO DOMU, przeł. M. Jatowska, Świat Książki
Josef Škvorecký PRZYPADKI INŻYNIERA LUDZKICH DUSZ, przeł. A. Jagodziński, Pogranicze
Krzysztof Varga GULASZ Z TURULA, Czarne