Thursday, December 4, 2008

Péter Esterházy HARMONIA CAELESTIS

Pierwsza część tej książki-cegły to zbiór przeróżnych tekstów, cytatów, anegdot, wypisanych z przeszłości, zatytułowanych „Numerowane zdania z życia rodu Esterházych”. Ale w tym fragmencie powieści trudno wyłowić czystą prawdę i czysty fałsz, autor wszystko pomieszał, sugerując niemożliwość ogarnięcia całości dziejów i zrozumienia, a nawet poznania tożsamości człowieka i historii. Więcej tu mamy literackiej gry, erudycji, formalnej zabawy niż treści, której się spodziewamy. O familijnym losie opowiada zwłaszcza część druga: „Wyznania rodziny Esterházych”. To los reprezentatywny dla dramatu węgierskiej inteligencji po drugiej wojnie światowej, z utratą majątku i wysiedleniem jako wydarzeniem-wstępem do nowego życia i zdefiniowania własnej drogi. To, co było się nie liczy, a jednak przecież liczy i co rusz wychyla zza kurtyny teraźniejszości. Kurtyną jest również język i styl opowieści, wymykający się klasyfikacjom.

Wspaniale brzmi to kunsztowna, to prosta fraza Esterházy'ego, błyszczą pomysły, jak choćby ten z nazywaniem bohaterów „ojczulkami” (dla podkreślenia źródłowej wspólnoty, ale i zmylenia przeciwnika). Ojczulkiem bywa i Bóg, jak przystało na niebiański kontekst tytułu („Jaka jest różnica między moim ojcem a Bogiem?” - pyta narrator. Różnica oczywista: Bóg jest wszędzie, w przeciwieństwie do ojca, który też jest wszędzie, tylko nie tutaj). O „Harmonii Caelestis” da się powiedzieć wszystko i wszystko nie będzie kłamstwem. Że to postmodernistyczna (bo nielinearna, fragmentaryczna, dygresyjna) powieść, że to przekorna wobec tradycji antysaga, a i pewnie, że ponowoczesny bełkot dla wybranych. Bełkot lub artyzm chwalony przez innych pisarzy, jak John Updike, tłumaczony na 20 języków, nagradzany najważniejszymi węgierskimi (i nie tylko) wyróżnieniami literackimi, typowany nawet do pierwszego w historii Węgier Nobla. To ostatnie się nie sprawdziło, pierwszy był Imre Kertesz, ale następnego można wskazać z dużym prawdopodobieństwem.

Esterházy to potomek znanej arystokratycznej rodziny, która zdobyła pozycję w czasach austro-węgierskiej monarchii. W pałacu Esterházych (węgierskim Wersalu) komponował sam Joseph Haydn, zresztą w książęcym od XVIII wieku rodzie także był kompozytor, autor tytułowej „Harmonii Caelestis”. Po latach świetności przyszedł typowy dla XX wieku upadek, skutkujący kolaboracją ojca Pétera Esterházy'ego z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa. O tych faktach opowiada „Wydanie poprawione”, opublikowana już u nas kontynuacja „Harmonii...”.

„Harmonia Caelestis” ukazała się na Węgrzech w roku 2000, więc polscy wydawcy znacznie zaspali. Ale dobrze, że możemy się w tej doskonale przełożonej książce zagłębić, wpadając w jej niepospolity rytm i zadziwiającą kompozycję. Usłyszymy tu głosy z familijnej przeszłości Esterházych, jak również echa i cytaty z literackiej spuścizny arcyciekawego kraju o niepodobnej do innych mowie. Jeśli ktoś narzeka na brak wybitnej współczesnej literatury, niech sięgnie po „Harmonię Caelestis”. W swojej klasie arcydzieło.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................................
Péter Esterházy HARMONIA CAELESTIS, przeł. T. Worowska, Czytelnik, 2007