Tuesday, February 11, 2020

INNI LUDZIE (Teatr AST)


Kolejny udany dyplom wrocławskiej AST, choć tym razem nie bez ale. Ale nie chodzi o wykonawców, na pewno też nie o adaptatora. Z odbiorem twórczości Doroty Masłowskiej mam pewien kłopot od lat, a teraz mi się on pogłębia nie tylko w lekturze czy słuchaniu/oglądaniu jej teledysków, także poprzez teatr. Jakkolwiek bowiem inscenizacja Macieja Stuhra jest rozrywkowa i dynamiczna, dają aktorski popis młodzi i młode (choć nad nutą słowa trzeba jeszcze popracować), to jest we mnie rozdźwięk. Nie czuję w języku 'Innych ludzi' literatury, raczej echo, tekst pełen pop-cytatów, muzę złożoną z sampli. Przy czym: nie ma nic złego w literackim felietonizmie autorki, często bywa i błyskotliwy lingwistycznie, i celny w obserwacji, ale jeśli coś udaje coś... Zawsze mam z tym problem. Bo nie jest to ani współczesny hip-hop, ani tuwimowski poemat. Pytanie zasadnicze, dla kogo i do kogo adresowana ta hybryda. Tamci nie zrozumieją, ci się pośmieją (czy też porechoczą), jeszcze inni zlekceważą. A, no i są też tacy, co twierdzą, że autorka genialnie czuje ojczyznę polszczyznę.

Jeśli idzie o przedstawienie, to kilka osób wyszło w przerwie. I nie sądzę, by zrobili to z powodu spektaklu. Spektakl bowiem jest atrakcyjny, czytelny, o Polsce. Może za czytelny nawet i zbyt dosłowny czasem w obrazie. Biało-czerwone krzesło w centrum scenografii trąci przesadą, arabscy terroryści w autobusie kabaretem pod tzw. publiczkę. Jednakże sporo tu scen ciekawych, jak mocny finał złożony z obrazoburczo zmiksowanej muzyki (mieszają się m.in. hymny Polski i Niemiec: 'Jeszcze Polska nie zginęła-Deutschland uber alles') czy Jezus biorący na plecy nie krzyż, a kobietę-lalkę. Stuhr z naddatkiem komentuje masłowską rzeczywistość. Lecz czekam na propozycje. Co, jeśli nie tak mamy się prowadzić jak Maciek i Iwona? Kto i dlaczego ma pokochać Kamila, skoro ten w swojej agresywności, prostactwie, skrajności nie da się lubić? To wina matki i domu? Konsumpcyjny styl życia, rosmany, aldi, tesko i lidle? Tam też da się kupić sałatę, pomidory, chleb, krem do rąk. Nie całym złem politycy, nie wszyscy politycy, podobnie jak nie wszystek nauczycieli. I tak dalej.

W tytule książki Masłowskiej i spektaklu Stuhra wcale się nie ukrywa ta przewrotna sugestia, że inni to my, lecz gdy świat i ludzi opowiada się takimi postaciami, takim językiem, łatwo te zamierzoną ironię odironicznić, odcedzić niejednoznaczność. Tak się tu dzieje. Słuszne ocalenie wyrażone w 'ona wciąż należy do siebie' umyka i ginie pod naporem licznych gier frazeologicznych i scenicznych. Zresztą i ta fraza brzmi oczywistością, jak większość wersów i sytuacji. Szczęśliwie ratuje te treści rytm teatralnej akcji, wkomponowanej w bardzo dobrą scenografię Mateusza Stępniaka, ubranej w także jego autorstwa efektowne (gdy trzeba) kostiumy, no i role: drugoplanowe (Agata Harat, Anastazja Małocha, Paulina Krupa, Paweł Wydrzyński) i te z pierwszego planu (zwłaszcza na początku Iwona Dominiki Zdzienickiej, wiarygodna kreacja i bity Adama Rosy jako Kamila). Przez spektakl przewija się muzyczny motyw z 'Nie pytaj o Polskę' Ciechowskiego (muzyka nieźle zaplanowana przez Michała Gorczycę), lecz z pytania, które - rzecz jasna - sobie zadajemy nie wynika wiele poza tym, co już wiemy, setki razy zaobserwowaliśmy. Natomiast jeżeli ktoś by zapytał, czy będzie z Macieja Stuhra reżyser teatralny, bez wahania odpowiadam: już jest.

[0-6] 4
GCH
...
10 lutego 2020, rząd 3, miejsce 4, Duża Scena Teatru AST we Wrocławiu