Monday, December 10, 2012

Dorota Masłowska KOCHANIE, ZABIŁAM NASZE KOTY




Siedem lat temu Dorota Masłowska wydała z siebie literackiego pawia (PAWIA KRÓLOWEJ), którym zachłysnęli się recenzenci i jurorzy. Smacznego! Różną kuchnię lubią ludzie. KOCHANIE, ZABIŁAM NASZE KOTY, czyli tegoroczna książka najpopularniejszej polskiej autorki przed trzydziestką, to już zaledwie beknięcie. Nie do wykorzystania nawet na przystawkę.

Tym razem bohaterkami są dwie młode kobiety o znajomo brzmiących imionach Farah i Joanne. Mieszkają w jakiejś amerykańskiej metropolii. Farah pracuje w agencji, gdzie przysłuchuje się „dyskusjom o projekcie najnowszej kampanii”, Joanne „w zakładzie fryzjerskim przy metrze przy Bohemian Street, tam przy Chase”. Jest jeszcze poznana na wernisażu rozmonologowana Go (Gosza), której chłopak Chris okazał się gejem. A, i Albert, leczący się psychiatrycznie chłopiec noszący majtki w Lorda Vadera - sąsiad Farah - oraz jej  facet hungarysta zatrudniony w sklepie z armaturą. Oczywiście, Ameryka to także Polska, choć raczej nie Polska, lecz Warszawa. Postaci żyją Twitterem, Facebookiem, czytają magazyn „Yogalife” i poradniki typu ŻYCIE PEŁNE CUDÓW. ZAUWAŻ MAGIĘ ISTNIENIA W 14 DNI. Chodzą też do kina na NAPRAWDĘ SZKLANĄ PUŁAPKĘ 134 lub sequele ŚMIERTELNEJ BIEGUNKI. Satyra na powierzchowność niby-lajfu bardzo jaskrawa, warta opisania na 50 zamiast 155 stronach, ładnych kilka lat temu. Zastanawiam się, czy przypadkiem nie miała to być książka dla młodzieży.
 
Treść powieści Masłowskiej wydaje się TOTALNIE nieoryginalna, również w momentach kpiny z tzw. nowej sztuki. Co gorsze, głównym obiektem podszytego banalnym moralizatorstwem szyderstwa są zwykłe dziewczyny wplątane w śniadaniowo-telewizyjną narrację typu „urządzamy pokój 6-miesięcznego synka Conrada Moreno” – piszcie i lajkujcie). Po krytyce kultury celebrytów, zawartej  w książce poprzedniej, tutaj obśmiewamy normalsów, a czasem i  hipsterów, w sumie do siebie bliźniaczo podobnych, aspirujących do niemożliwego. „Przyjaźń czy miłość jeszcze tylko to wszystko pogarsza, daje ci złudzenia” – mówi Jo do hungarysty, wykładając niezwykle odkrywczą prawdę. – „Kochasz się z kimś i myślisz już, że będzie tobą razem z tobą, że zlepicie się i będziecie tak zawsze, głowa w głowę, serce w serce, że w wielkim ognisku miłości spalisz tę samotność, ten cały tłuszcz życia, druzgocącą ohydę własnego istnienia! A tymczasem: on tylko wstaje i idzie do łazienki się wysikać, a ty leżysz i patrzysz na zwały cellulitu, które niegdyś były twoimi udami”.

Pojawia się w tej książce sama pisarka, wprowadzająca się z narzeczonym Ernestem do mieszkania obok Farah. Artystka w stanie twórczej niemocy. Coś w tym jest. W odautorsko-wydawniczej notce zapowiadającej Dorota Masłowska wyznaje, że KOCHANIE, ZABIŁAM NASZE KOTY powstawała w bólu, że wyraża zmęczenie „miastami i sobą” oraz „bezustanne zadziwienie kondycją duchową nowego człowieka”. Ów nowy człowiek to ktoś, kto wyrugował z systemu własnych wartości i obszarów zainteresowania „duchowość, religię, politykę, historię”. Otóż, nie wyrugował i nie żyje poza „takimi anachronicznymi, zaśmiardującymi molami kategoriami”, lecz zamienia je na inne od tradycyjnych, szuka jakiegoś nowszego sposobu na świat, który w miejscu nie stoi. Trzeba te ślepe poszukiwania oceniać, analizować, surowym okiem i piórem towarzyszyć swojemu i nieswojemu pokoleniu. Przy okazji powinno się jednak zadbać nie o spójność z serialowym stylem, lecz o Literaturę:Fabułę, Postacie, Język, a przynajmniej emocje. Tę w przezroczystości najnowszej powieści autorki WOJNY POLSKO-RUSKIEJ znaleźć trudno.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Dorota Masłowska KOCHANIE, ZABIŁAM NASZE KOTY, Noir Sur Blanc, 2012