Tuesday, May 3, 2011
MUSIAŁAM ODEJŚĆ
A któż to jest ten mały dzidziuś w kaftaniku? / Toż to mały Adolfek, syn państwa Hitlerów! / Może wyrośnie na doktora praw? / Albo będzie tenorem w operze wiedeńskiej? Zastanawiała się kiedyś poetycko Szymborska, opisując "Pierwszą fotografię Hitlera". Przypomniał mi się ten wiersz, kiedy czytałem, jak Nadżwa Bin Laden wspomina swojego późniejszego męża: "był delikatny, ale nie słaby", "poważny, ale przystępny", "nigdy wcześniej nie znałam chłopca, który by był tak spokojny i mówił w tak łagodny sposób". I zrywał dla niej winogrona, a jego "czujne spojrzenie budziło dreszcz nieznanej emocji".
"Musiałam odejść" zaczyna się od wspomnienia Nadżwy, która jako piętnastolatka poślubiła Osamę Bin Ladena. W ojczystej Syrii wzrastała w rodzinie liberalnej, jeździła na rowerze, grała w tenisa, malowała obrazy. Po ślubie z o rok starszym kuzynem z Arabii Saudyjskiej zmieniło się wszystko. Zamiast sukienek wolno jej było nosić tylko czarne szaty, zakrywające całe ciało i twarz, dnie spędzała głównie w domu, początkowo sama (mąż się uczył i pracował), potem opiekując się dziećmi. Już w czasie wojny w Afganistanie przyszedł na świat czwarty syn Omar, drugi narrator tej opowieści. Jego ojciec porzucił studia, by zaangażować się nie w pomnażanie fortuny Bin Ladenów, właścicieli firmy budowlanej, lecz w walkę o wiarę. "Mój ojciec nie zawsze kierował się w życiu nienawiścią i nie zawsze był człowiekiem znienawidzonym przez innych" - pisze Omar. Umiał się śmiać, choć nieczęsto. Miał fenomenalną pamięć, potrafił (również w sytuacjach towarzyskich) rozwiązywać skomplikowane matematyczne rachunki bez kalkulatora czy kartki. Dzięki zasługom w wojnie przeciw Związkowi Radzieckiemu zyskał sławę. I mniej więcej wtedy mentalnie odleciał w swój świat wypełniony misją dżihadu. Coraz liczniejsza rodzina zaczęła mieszkać w coraz surowszych warunkach, bez nowoczesnych sprzętów, z lodówką włącznie (bo "modernizacja szerzy zepsucie wśród muzułmanów"). Dzieci, które rodziły się również z kolejnych małżeństw w ramach uświęconej religią poligamii, nie miały zabawek.
Obie relacje, Nadżwy i Omara, przeplatają się w tej spisanej przez Jean Sasson książce, kreśląc chronologiczną kronikę dziejów Bin Ladenów od lat siedemdziesiątych do września 2001. Nie jest to rzecz fascynująca, ale interesuje. Wybór Nadżwy ani przez chwilę nie podlega dyskusji, skoro ona sama "wszystkie życiowe sprawy zawierza Bogu" i dopiero po namowach Omara, na kilka dni przed atakiem na World Trade Center, opuszcza Osamę, wyjeżdżając z Afganistanu do Syrii, zabierając ze sobą tylko troje dzieci (pozostałych ojciec nie puścił, ich losu nie znamy, najprawdopodobniej zginęły). Nadżwa kończy swoją opowieść zdaniem o krwawiącym sercu matki myślącej też o "cierpieniu wszystkich innych matek, które więcej nie zobaczą swych córek i synów". Ciekawsza, bo bardziej złożona, wydaje się historia Omara, szykowanego przez ojca na następcę. Od początkowego zapatrzenia w bojownika-bohatera do finalnego buntu 30-letni dziś mężczyzna opisuje własną drogę do pacyfizmu. "Nie jestem do niego podobny. Podczas gdy on modli się o wojnę, ja błagam o pokój" - wyznaje.
"Musiałam odejść" to tytuł mylący. W oryginale stoi trudna do przetłumaczenia fraza "Growing Up Bin Laden", mówiąca o dorastaniu, dorośleniu, dojrzewaniu. Polski tytuł wyjściowo kładzie akcent na wersję kobiety i w ten sposób książka zostaje zaadresowana do czytelniczek. A gdyby nie Omar, ona by nie odeszła. Nie zrobiła tego wcześniej, ze względu na religię i dzieci, młodzieńczą miłość, pewnie nie zrobiłaby i później, mimo wszystko. Osama powiedział jej w ostatniej rozmowie, że na rozwód nie ma co liczyć (rozwiodła się tylko druga żona Bin Ladena Saudyjka Chadżidża, jeszcze w 1993 roku). Więc nie posłuszna Nadżwa jest tutaj najważniejsza, lecz syn. Ten dzidziuś, który w brzuchu kopał najmocniej, którego matka karmiła dłużej niż trzech starszych potomków, ubierała w sekrecie w dziewczęce stroje. Którego raz jedyny tata wziął na ręce i przytulił, a po latach polecił, by wraz z braćmi zapisał się w meczecie jako kandydat na zamachowca-samobójcę. Ten mały Omarek, syn państwa Bin Ladenów, który wyrósł na przedsiębiorcę budowlanego, ożenił się z Brytyjką, ma syna, mieszka w Dżuddzie, gdzie zaczęło się wspólne życie Nadżwy i Osamy, gdzie jego dziadek tworzył ekonomiczną potęgę najbogatszej niekrólewskiej rodziny w Arabii Saudyjskiej.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...................
Jean Sasson, Nadżwa Bin Laden, Omar Bin Laden MUSIAŁAM ODEJSĆ. Wspomnienia żony i syna Osamy bin Ladena, przeł. A. Sokołowska-Ostapko, Znak, 2011