Saturday, December 25, 2010

ROMEO I JULIA (Opera Wrocławska)

Premiera pełnospektaklowego baletu w dzisiejszych teatrach operowych, również we Wrocławiu, należy do okazji świątecznych. Raz na sezon to stanowczo za mało, by upoić baletowych miłośników. Więc jeśli już uda się wejść na afisz, to z tytułem wartym oczekiwania. Jak mistrzowski "Don Kichot" Minkusa przygotowany kilkanaście miesięcy wcześniej przez Beate Vollack. Jak "Romeo i Julia"?

Jerzy Makarowski, choreograf wrocławskiej wersji jednego z najpopularniejszych baletów XX wieku, podjął decyzję karkołomną. Oczyścił libretto z tanecznych epizodów, by zaprezentować historię tragicznej miłości w możliwie czystej formie. Nie znajdziemy więc tutaj dekoracyjnych "tanuszków", jak deklarował przedpremierowo niegdysiejszy solista Teatru Wielkiego w Warszawie, potem artystyczny emigrant realizujący w teatrach niemieckich. Cała siła inscenizacji koncentruje się na tytułowej parze i konflikcie między rodzinami, a sceniczne wydarzenia narracyjnie spaja i organizuje pantomimicznie zaprogramowana postać Fatum. I to jest pomysł atrakcyjny, wręcz szekspirowski, niepokojąco zagrany przez Gienadija Rybalchenko, ale niewystarczający, czego świadomość Makarowski zapewne miał. Stąd niezbyt udane próby dodania do kameralnego spektaklu elementów widowiska.

Pierwszą część trzeba przetrwać. Niestety, wieje nudą. Szermiercze walki bardzo się dłużą, wyglądają jak zajęcia w szkole aktorskiej, a nie teatralny, czy też filmowy, jak chciał choreograf, zestaw coraz to ciekawszych popisów. W kółeczku, w duecie, panowie i panie, stykając klingi, krzycząc, popatrując na siebie wilkiem przedstawiają stopień zwaśnienia stron. W epoce 3D taki staroświecki taniec z szabelkami uchodzi tylko przez chwilę. Makarowski nie poczuł w tej sprawie umiaru. Jedna jedyna spełniona scena dzieje się w pokoju Julii, jeszcze dziewczyny, która broni się przed kobiecością. Potem następuje czytelny wprawdzie, lecz konwencjonalny bal (także w scenografii rozegrany zbyt oszczędnie), a spotkanie przyszłych zakochanych nie grzeszy namiętnością. Ten chłód da o sobie znać w najbardziej rozczarowującym fragmencie spektaklu, czyli w duecie Julii i Romea (biegły Sergii Obemerok). Absolutnie zawodzi tu Makarowskiego choreograficzna wyobraźnia lub może po prostu serce do tanecznych intymności. Soliści są technicznie znakomici, ale bez pomocy choreografa cóż mogą zrobić, co zatańczyć? Zwłaszcza że i wybrana muzyka Prokofiewa opiera się właściwie na jednym powracającym temacie. Szkoda tej, klasycznie ujętej, pierwszej części przedstawienia, bo przepływa przed widzem zbyt obojętnie. Dobrze przynajmniej, że wzrok zatrzymują kostiumy (Ryszarda Kai), no i pojawia się Fatum.

Zastrzeżenia co do nierównej inscenizacji są poważne, ale artystom należą się wyłącznie brawa! Spisują się fantastycznie, a Nozomi Inoue jako Julia potwierdza swój aktorski talent, nie tracąc nic z tanecznej perfekcji. Kiedy trzeba jest eteryczna, gdy jej postać rozwija się z biegiem akcji, potrafi pokazać, jak Julia staje się kobietą, walczy o siebie i ukochanego, mimo ciężaru rodzinnych uprzedzeń. W drugiej odsłonie widzimy w Operze Wrocławskiej całkiem inny balet niż przed antraktem. Przede wszystkim tancerze wykorzystują współczesne formy tańca, momentami rewelacyjnie, co świadczy o wysokich umiejętnościach i dojrzałej wszechstronności wrocławskiego zespołu. Wreszcie coś się naprawdę dzieje, choć w ograniczonych mikroświatach, w relacjach między bohaterami. Tu fabuła odchodzi na drugi plan, interpretacja należy do widzów. Co czuje Julia, która musi wybierać z możliwości nie do pogodzenia? Co czuje jej matka (bardzo dobra w drugim akcie Sylwia Piotrowicz), której kochanek został zabity przez zięcia? Kim jest Fatum? Ojcem Laurentym, pragnącym szczęścia i zgody, czy mroczną mocą prowadzącą ludzi tam, gdzie panuje nienawiść, dokąd zresztą sami siebie doprowadzają? Chyba jednak to drugie, co sugeruje choćby wyrazista, przewodnia figura zastygania w pozie niemal dziecięcej kołyski. Mamy więc kawał świetnie zatańczonego teatru tańca i z teatru wychodzimy w sumie usatysfakcjonowani.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
Sergiusz Prokofiew ROMEO I JULIA, insc. i choreografia Jerzy Makarowski, premiera w Operze Wrocławskiej 19 grudnia 2010