Tuesday, October 20, 2009

Herta Müller: AUTORKA Z POMIĘDZY

Najnowsza noblistka jest jedną z najostrzej opisujących rzeczywistość autorek naszych czasów. Akcja wielu jej książek dzieje się w komunistycznej Rumunii, skąd Müller pochodzi, w epoce błędów i wypaczeń, dyktatury Ceaucescu, gdzie zdarzają się represje, przeszukania i inwigilacja. Zwłaszcza obcych, jak mniejszość niemiecka. Strach i poczucie przedmiotowości towarzyszą właściwie wszystkim. O tym jest np. "Sercątko". Sama Müller bywała osobą w kręgu ścisłego zainteresowania służb bezpieczeństwa. "Zostałam wezwana. Czwartek, punkt dziesiąta" - tak rozpoczyna powieść "Dziś wolałabym siebie nie spotkać". Nic dziwnego, iż literatura stała się jej ucieczką od tamtego świata, najpierw wewnętrzną, potem także realną.


Książka, którą dała się poznać i która w jakimś sensie ją wyzwoliła to "Niziny", w Polsce wydana trzy lata temu. Najpierw w okrojonej cenzurą wersji opublikowano ten zbiór opowiadań w Rumunii, potem docenili dzieło czytelnicy w Niemczech. W noweli tytułowej oczami dziecka zagląda Müller w prawdę wiejskich korzeni. Wieś nie przypomina tu sielskiego raju, lecz raczej krąg ludzkiego piekła, gdzie zamknięta, ograniczona, bezhoryzontalna społeczność tłamsi każdą inność. Mała bohaterka podkreśla, że czuła się gorsza, kiedy pasąc krowy, widziała przejeżdżających pociągiem czystych mieszkańców miasta. Ona nazywa tamtą siebie gównem, umieszczonym dokładnie pośrodku gówna nieba i gówna łąki. Mimo podobnych określeń języka Herty Müller nie da się porównać do stylu austriackiej noblistki Elfriede Jelinek. Niemka rumuńskiego pochodzenia pisze frazą wręcz poetycką i pewnie przez to oddziałuje jeszcze mocniej. Wspólnota jest zgniłym przeżytkiem, ale na samotność nie ma co liczyć. W tutejszym dialekcie nie istnieje słowo "einsam", tylko "alleinish", więc mieszkańcy mogą być "sami", nie "samotni".


Herta Müller pisuje także eseje, jak "Głód i jedwab" czy książka "Król się kłania i zabija", którą obwołano jej prywatno-politycznym rozliczeniem. Głód, lęk, samobójstwa, morderstwa, hitlerowska przeszłość ojca, totalitaryzm, emigracja - wielkie tematy XX wieku przypominane bezustannie, bo nie da się o nich zapomnieć. To, co zewnętrzne, publiczne decyduje o tym, co intymne, własne. Nierozdzielność obu przestrzeni to jedna z prawd wyciśniętych z ponurego doświadczenia życia na styku obszarów narodowych, językowych, tożsamościowych. W wywiadzie dla "Dużego formatu" wyznała: "- Nie jestem prawdziwą Niemką, ale nie jestem też prawdziwą Rumunką. Pochodzę z miejsca pomiędzy". I dodała: "W moich książkach nie napisałam jeszcze ani jednego zdania po rumuńsku".


To jest pisarka pamięci, tej gorzkiej, traumatycznej, pamięci nie do pozbycia. W zbiorze "Człowiek jest tylko bażantem na tym świecie" pisze o mężczyźnie, przejeżdżającym codziennie obok pomnika bohaterów wojny, pomnika otoczonego gąszczem białych róż: "Każdego ranka, jadąc pustą drogą do młyna, Windisch odlicza kolejny dzień. Przed pomnikiem bohaterów wojny liczy lata. Przy pierwszej topoli za pomnikiem, gdzie rower wpada zawsze w tę samą głęboką koleinę, liczy dni. A wieczorami, zamykając młyn, liczy lata i dni jeszcze raz". Tę koleinę wypędzenia i wykorzenienia doceniła noblowska akademia, podkreślając poetycką wirtuozerię i prozatorską prostotę opisu krajobrazu rzeczywistości, w której humanizm został przewartościowany. Fizyczne uwieranie w głowie i pieczenie w jelitach z miniatury "Biała dalia" (z tej samej książki) to żywioł życia, ale też symboliczny skandal odczuwania. Wszystkiego. Bo "wszystko, co posiadam, noszę ze sobą", jak głosi tytuł innej powieści Herty Müller.