Saturday, October 25, 2008

Siódemka do Angelusa

W finałowej siódemce książek nominowanych do nagrody Angelusa znalazły się pozycje autorów z czterech krajów. Są dwie książki niemieckie, dwie węgierskie, dwie polskie i jedna rosyjska. Po takim werdykcie jurorów mogłoby się wydawać, że w środkowoeuropejskiej prozie wydawanej po polsku w tym roku liczą się tylko cztery literatury, choć pewnie nie dałoby się takiej tezy obronić w dyskusji. Kto wygra? Spróbujmy poprognozować. 

"Bieguni" Olgi Tokarczuk nie są jej najlepszym dziełem, ale nie odbiegają od wysokiego poziomu utworów poprzednich. To proza dla pisarki firmowa, czyli sylwiczna, zbiór esejów, anegdot, mikrofabuł, obserwacji, rozważań na temat człowieka w czasie i przestrzeni. Tym razem jednak za Tokarczuk stoi kulturowy rosyjski punkt wyjścia, bo tytułowi bieguni to rosyjska sekta, 
której przeświadczenie o świecie jako produkcie szatańskim, prowadzi do ciągłego przemieszczania się. Tylko tak można uniknąć spotkania z diabłem. Tym z ksiąg i tym wewnętrznym. Ta kolejna nie-powieść w dorobku Olgi Tokarczuk miałaby szanse na zwycięstwo, gdyż podsumowuje naszą współczesną nomadyczną konieczność (bo chyba jeszcze nie charakter). Kłopot w tym, że już dostała nagrodę Nike i w niniejszej konkurencji stoi raczej na straconej pozycji. 

Druga polska książka, Małgorzaty Szejnert "Czarny ogród", też została już wyróżniona nagrodą Cogito. Zastanawiam się jednak, czy tradycyjna opowieść o Giszowcu, śląskiej małej ojczyźnie dla ludzi różnych czasów, może zdobyć głowy Angelusowych jurorów. Bo serca pewnie tak. Trudno się nie wzruszyć opisywanym przez Szejnert Śląskiem, jego pięknym dramatem, zapisanym na 
kartach zbiorowej historii i pojedynczego losu. Czytelnicy bywają po tej paradokumentalnej lekturze zachwyceni (zwłaszcza czytelniczki), literackim sędziom może zabraknąć artyzmu. 

Wspomnieniowy jest również "Przy obieraniu cebuli", autobiograficzny traktat moralny Guentera Grassa, noblisty, pisarza najsławniejszego z finałowej siódemki. O książce zrobiło się głośno zwłaszcza z powodu Grassowego coming outu. Autor przyznał się bowiem po latach do członkostwa w zbrojnej formacji SS. Opinię publiczną w Niemczech zbulwersowało zbyt późne wyjawienie tej tajemnicy wczesnej młodości, choć zapewniło to przy okazji wielką promocję samej książce. Myślę, że jurorzy, doceniając kunszt artysty doskonałego i spełnionego, nie zdecydują się na więcej niż nominację. 

"Instynkt gry" Niemki Juli Zeh to z pozoru powieść młodzieżowa, opowieść o młodych ludziach z dawnej stolicy Niemiec, Bonn. W rzeczywistości mamy do czynienia z przestrogą przed pokoleniem generacji nic, bez wartości, choć piekielnie (to tutaj celne słowo) inteligentnych. Niemcy są w książce Zeh krajem-symbolem zachodniej Europy, krainy wyzutej z autorytetów i 
pozamaterialnej nadziei. A ponieważ młodzież jest podobno taka jak dorośli, tylko bardziej przebiegła, sami jesteśmy sobie winni. "Instynkt gry" to niezła i istotna rzecz, tyle że trochę gorsza od debiutu autorki ("Orłów i aniołów"). 

Gdyby zwyciężyła "Głuptaska" Swietłany Wasilienko, byłaby to trzecia z rzędu wygrana autora wydawnictwa Czarne. Trochę to wątpliwe, jeśli rozpatrywać werdykt sędziowski w kategoriach pozaliterackich, ale artystycznie Rosjanka ma szanse. Bo w losie niemówiącej, lecz śpiewającej Nadźki, umysłowo upośledzonej dziewczynki, przegląda się i Rosja, i ogólnoludzkie typy. 
Zetknięcie z kimś dotkniętym zawsze coś dla człowieka znaczy. Jak mówi ciotka bohaterki: "Wybrał Bóg głupstwa świata, aby zawstydził mądre". Nic dodać, nic ująć, również w kontekście ewentualnego rozstrzygnięcia jury. 

Najwięcej szans dawałbym po bukmachersku, i po literacku, Peterowi Esterhazy'emu. Jego "Harmonia Caelestis" to złożona ze strzępów rozmaitych historii antysaga węgierskich arystokratów, których wykoleiła powojenna zawierucha polityczna. Dzieło z ducha epickie, w formie na wskroś ponowoczesne. Na Węgrzech zrobiło karierę już w roku 2000. Esterhazy to pisarz wielkoformatowy o hrabalowskim zacięciu, potrafi łączyć światy niemożliwe, jak dzieje współczesnej Europy. "Harmonia Caelestis" wydaje się książką w Angelusowej siódemce najambitniejszą, najbardziej podatną na analizy. A jurorzy taką prozę po prostu lubią. 

Skoro ma wygrać Esterhazy, rodak Laszlo Krasznahorkai będzie się musiał obejść smakiem. Nie pomoże "Melancholia sprzeciwu", opis zapyziałej węgierskiej prowincji, tępej, zacofanej, brudnej. Tylko tu pokaz wieloryba i wizyta nibyproroka może wywołać rewolucję. Zresztą szybko stłumioną. Trudno się tę powieść czyta, bo porcja padliny ogromna jak cyrkowy ssak. Ale Krasznahorkai ma talent, fragmentami nie można się od jego stylu oderwać. Jak od każdego autora apokalipsy. 

Werdykt realny poznamy 6 grudnia na gali we wrocławskim Teatrze Capitol. Żadna decyzja nie będzie sensacją, bo wszystkie siedem książek to świetna literatura. Szkoda tylko, że organizatorzy konkursu nie pomyśleli dotąd, by dodatkowo nagradzać tłumaczy Angelusowych laureatów. Od przekładu przecież wiele zależy. 50 tysięcy dla translatora sprawiłoby, że Angelus byłby nagrodą literacką pieniężnie najwyższą w Polsce i pomysłowo (nagroda dla autora plus tłumacza) specjalną w skali światowej.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI