Monday, November 19, 2007

Wisława Szymborska MIŁOŚĆ SZCZĘŚLIWA

Z poezją miłosną Szymborskiej jest trochę tak jak z bohaterką jednego z najsłynniejszych wierszy. „Jestem za blisko, żeby mu się śnić”, „jestem za blisko, żeby mu z nieba spaść” – żali się kobieta leżąca obok mężczyzny swojego życia, kiedy ich wspólne życie wypełniło się przyzwyczajeniem. Partner-czytelnik, ktoś, kto lubi Szymborską, wysoko ceni jej bezpretensjonalną mądrość lirycznej przyjaciółki, też śpi sobie spokojnie, wiedząc, że ona jest blisko, na wyciągnięcie z półki i już zawsze będzie, dobra na każdą pogodę i przygodę. Do „złotych godów” i dalej, z tym samym poglądem na świat, przeczuciem kamiennego sekretu do niepoznania. A jednak gdy otwiera się ta książka i od razu nie zamyka po ostatnią stronę, zalewa nas nagła świadomość. Że chyba nie do bólu się znamy. „Non omnis moriar z miłości”.

Według samej autorki „Miłości szczęśliwej” i pozostałych wierszy na najstarszy poetycki temat, „nic dwa razy się nie zdarza”, więc i to spotkanie ze znanymi tekstami (i jednym dotąd niepublikowanym) musi być odmienne od poprzednich. Właśnie z powodu monopolu tematycznego. Takiej Szymborskiej jeszcze nie było, chociaż była. A może i my, dzięki jej twórczości między innymi, potrafimy się przekonać do porzucenia rutyny, obudzenia się w środku przedstawienia i pobudzenia nie dość na szczęście schowanej emocji? Opera, w której bierzemy udział, jest wprawdzie „bez tytułu”, ale gatunek wiadomy. Buffo, mieszczańska drama, ballada, komedia (z tych ludzkich). W każdej porządnej sztuce przychodzi moment spojrzenia w zwierciadło. Ono też kłamie tylko do pewnego momentu.

Chwila z Szymborską zawsze wymaga od czytającego dojrzałości, nawet gdyby to miała być dojrzałość intuicyjna. Nie każdy „urwany guzik”, „klucz do drzwi” mówi grozą, nie wszystko „zdarzyło się tobie”. Wspólnota odczuwania z noblistką życiowych sytuacji polega na jej niewiarygodnym darze łączenia w całość, w tym samym czasie, uogólnień i detali. Zwykle droga wiedzie artystę od jednego do drugiego, więc siłą rzeczy sztuce dolega następstwo. U Szymborskiej puenta nie jest niespodzianką, lecz wcieleniem tekstu, mogłaby stanowić środek bez szwanku dla wartości, bo towarzyszy każdej linijce od początku. „Gdzież ja się to znalazłam –/ od stóp do głowy wśród planet/ nawet nie pamiętając, jak mi było nie być”. Tak się zaczyna wiersz o incipicie „Nicość”, tak się ten wiersz kończy: „A mnie tak się złożyło, że jestem przy tobie./ I doprawdy nie widzę w tym nic/ zwyczajnego”. Ja też.

W krótkim posłowiu wydawca, Ryszard Krynicki, przyznaje, że opublikowanie miłosnej antologii tekstów Szymborskiej było jego marzeniem od dawna. Podobne ukazały się kilka lat temu we Włoszech i w Niemczech, na polski zestaw poetka nie godziła się do teraz. Hm, odpowiednią porę też trzeba umieć wybrać. Pięćdziesiąt pięć lat od debiutu i po dwóch latach od premierowego ”Dwukropka” jest obydwu tomów ciąg dalszy. Żadna tam powtórka z przeszłości, tylko „Miłość szczęśliwa”. „Dlatego żyjemy”.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
……………………………………………………
Wisława Szymborska MIŁOŚĆ SZCZĘŚLIWA, a5, 2007