Tuesday, April 10, 2007

Virginia Woolf CHWILE WOLNOŚCI. DZIENNIK 1915-1941

Virginia Woolf zaczęła swój dziennik mając 33 lata, w wieku, w którym większość z nas już dawno dała spokój zapiskom ze zbyt zajmującej na co dzień współczesności. Za kolejne 33 lata mniejszość z nas zabierze się za ocalanie przeszłości, autorka „Orlanda” nie dożyła swych wspomnieniowych lat. Różnic czytelniczo-autorskich jest oczywiście więcej, ale dziennikowy gatunek umożliwia, jak żaden inny, zbliżenie osoby piszącej z czytającą. Na poziomie życia idol bywa przecież człowiekiem, w tym przypadku kobietą, pełną wątpliwości, czasem niepokojąco zdenerwowaną, czasem niepokojąco zadowoloną.

18 kwietnia 1918 roku Woolf zanotowała po spotkaniu z kobietami zrzeszonymi w grupie pomocy, że mimo życiowej pasywności, mają w sobie głęboko ukrytą tęsknotę za czymś niecodziennym. O sobie wyznała w innym miejscu: zawsze chciałam pisać o śmierci, tylko życie mi ciągle przeszkadzało.

W swoim dzienniku Virginia Woolf opisuje stany wewnętrzne, z depresją, która w 1941 roku doprowadziła ją do samobójstwa. Przedstawia tez świat i czasy, w jakich przyszło jej żyć, komentuje lektury, zachowanie i opinie ludzi, nawet plotkuje. Polska wersja dzienników pisarki nie obejmuje całości zapisków, mimo 800 stron zawartości, ale jest to wystarczająca prezentacja spraw zajmujących jedną z najbardziej znaczących postaci literatury XX wieku.

Na temat jej duchowej chwiejności i wzbierającej fali lęków opublikowano niejedną książkę, Michael Cunningham bestsellerowo wyraził to w błyskotliwych „Godzinach”, lecz okazji poznania emocji i myśli pani Woolf z pierwszej ręki nie warto przegapić, chociaż cena mogłaby być niższa.

Są tutaj fragmenty zaskakujące:
„Skończyłam „Ulissesa” i uważam, że to niewypał – przyznaje autorka 6 września 1922 roku. - Myślę, że jest w tym geniusz, ale nie pierwszej wody (…). Cały czas mam skojarzenie z niedojrzałym uczniakiem, uzdolnionym i bystrym, ale tak samoświadomym i egoistycznym, że traci głowę, dziwaczeje, manieruje, robi się niepoważny, nieprzystosowany (…), a wszyscy mają nadzieję, że z tego wyrośnie; ponieważ jednak Joyce ma czterdzieści lat, nie bardzo się na to zanosi”. Szczera w swojej refleksji jest Woolf do bólu, zwłaszcza gdy dodaje, iż nie „czytała zbyt uważnie, i tylko raz”. Ciekawe, że o twórczości tej autorki też mawia się w podobnym tonie; oboje reprezentują literacki modernizm, oboje interesowali się najnowszymi technikami narracji.

Wizyta Virginii na herbatce u Herberta Fishera, ministra edukacji w pierwszowojennym brytyjskim rządzie, daje pojęcie o polityczno-społecznym temperamencie pisarki i jej krytycznej ocenie również tej części rzeczywistości. Ze smutnym sarkazmem komentuje sytuację, w której losy armii zależą od tego, co przy stoliku zdecydują dwaj lub trzej starsi panowie. Te społeczno-towarzyskie wycieczki Virginii Woolf tworzą najciekawszą warstwę tomu, skoro o psychicznych rozterkach autorki mogliśmy nieraz przeczytać wcześniej.

Dzienniki są dla pisarzy przede wszystkim gatunkiem terapeutycznym, dla czytelnika źródłem wiedzy o intymnym świecie autorów, kulturze i historii epok, potrafią zachwycić jak wartka powieść. Wszystkie te cechy dobrego dziennika tutaj znajdziemy, pod warunkiem, że Virginia Woolf to dla nas postać ważna i bliska. Jej „Chwile wolności” mogą być uzupełnieniem wiedzy o autorce „Własnego pokoju”, mogą się stać do tego pokoju zachęcającym wstępem. Fanki Bridget Jones będą się nudzić, ale Bridget pewnie by się wciągnęła.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
...................................................................................................
Virginia Woolf CHWILE WOLNOŚCI. DZIENNIK 1915-1941, przeł. M. Heydel, Wydawnictwo Literackie, 2007