Monday, June 8, 2020

Teatr Polski we Wrocławiu: Likwidujemy "Dziady". Tylko: Czemu teraz?



Zastanawia mnie moment decyzji nowej dyrekcji Teatru Polskiego we Wrocławiu o zdjęciu z afisza „Dziadów”. Decyzji podjętej ze świadomością, że Publiczności Teatru Polskiego prawie udało się zorganizować festiwal wokół tego dzieła, po negocjacjach z Urzędem Marszałkowskim naszego województwa i miastem Wrocław. Po co robić to teraz? W dokumencie datowanym na 3 czerwca „Dziady” znalazły się wśród spektakli przeznaczonych do likwidacji, usunięcia z repertuaru. Z jeszcze groźniejszą adnotacją: „zobowiązuję kierowników do podjęcia niezbędnych działań wynikających z decyzji, w tym w zakresie gospodarki materiałowej”. Czyli co: palimy, niszczymy, przekształcamy? Żeby już nikt nigdy nie mógł tych „Dziadów” reanimować? Bo teraz to ja decyduję, „po uzyskaniu pozytywnej opinii Rady Artystyczno-Programowej”. Oj, bardzo złych doradców ma dyrektor Polskiego, inicjując kolejną awanturę, nikomu dziś niepotrzebną.

Mickiewiczowskie „Dziady” po raz pierwszy i jedyny w historii światowego teatru właśnie we Wrocławiu miały swoją realizację bez skreśleń. Wystawiono cały tekst wieszcza, włącznie z przypisami. Spektakl szybko stał się rzeczywiście kultowym, na kilka czternastogodzinnych prezentacji całości szybko sprzedawały się bilety, było to święto teatru, jego artystów, pracowników i widzów. Docenione nie tylko w prestiżowym Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa” nagrodą główną, reżyserską i aktorską. Przedstawienie zbierało i inne laury, części I, II i IV oraz wiersz „Upiór” (grane jako osobny spektakl) pojechały na bezprecedensowe tournee do Chin. Z tej okazji ukazał się również pierwszy przekład naszego romantycznego arcydzieła poezji i dramatu na język chiński. Festiwal, organizowany z inicjatywy Publiczności Teatru Polskiego, miał być uroczystym pożegnaniem z tytułem i – co być może najważniejsze – czasoprzestrzenią profesjonalnej rejestracji wideo epokowego spektaklu, by zachować dzieło nie jedynie w pamięci pewnego pokolenia. Nie ma już w Teatrze Polskim większości głównych aktorów, wiadomo, że nie ma szans na regularną eksploatację ani całości, ani części. Czy można tak szlachetnej misji nie wesprzeć?
  
Okazuje się, że można. Od paru miesięcy władający teatrem duet dyrektorski, Jacek Gawroński i Jan Szurmiej, decyduje: zdejmujemy „Dziady”, co tam jakieś fanaberie festiwalowo-rejestracyjne. Mają prawo, owszem, wybierać tytuły do istnienia w repertuarze ich sceny, lecz czy to jest akurat właściwy moment na tak ostateczny wyrok? Gdy mamy pandemię, więc wszelkie masowe, wielkoobsadowe widowiska i wydarzenia są zamrożone. Igrzyska olimpijskie przesunięto o rok, czy nie byłoby właściwie, a nawet po prostu przyzwoicie, poczekać na rozwój sytuacji? Uważam, że to najlepsze wyjście, ciągle zresztą możliwe. Choćby jeszcze rok przetrzymania scenografii nikogo nie zbawi, nic nikomu nie zabiera i nie szkodzi. Na miejscu dyrektorów poczekałbym nawet dłużej, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie mówimy o jakimś spektaklu, lecz – także z dzisiejszej perspektywy – najważniejszym wydarzeniu artystycznym i około artystycznym we Wrocławiu w ostatniej dekadzie.

A jeśli już dyrektor Jacek Gawroński, wraz z dyrektorem Janem Szurmiejem i Radą Artystyczno-Programową uprą się, aby „Dziady” znikły z Teatru Polskiego, czy to z powodów ekonomicznych, czy programowych, to rozważmy jeszcze jedną opcję. Nie niszczcie scenografii i dokumentacji, sprzedajcie je. Ja bym to zrobił za przysłowiową złotówkę, ale można też podać wyższą cenę. Chętnie wpłacę cegiełkę w zbiórce społecznej. Państwo pewnie także. Po to, by – miejmy nadzieję za rok – przypomnieć sobie, że we Wrocławiu (i w przeżywającym teraz artystyczny kryzys Teatrze Polskim) powstawały wspaniałe dzieła, które trzeba ocalić od przysłowiowego zapomnienia.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI