Nie udało mi się zobaczyć trzech spektakli z zestawu przygotowanego tym razem po raz ostatni jednoosobowo przez Krystynę Meissner. To i tak, jak przypuszczam, niezły wynik, zwłaszcza że w stołeczno-europejskim Wrocławiu właśnie w październiku mamy bogactwo wyboru wydarzeń nie do ogarnięcia. Spektakle - jak to spektakle - jedne ciekawsze, inne mniej, dyskusyjne i do debaty, inspirujące, twórcze i odgrzewające, odtwarzające. Moja wielka trójka Dialogu nr 8 to: WYCINKA, SZEPTY I KRZYKI oraz DZIADY (które widziałem wcześniej w telewizyjnej realizacji). Zawiodły mnie więc międzynarodowe propozycje (łącznie z epigońskim finałowym duetem bergmanowsko-vanhovowskim, na co bardzo liczyłem po otwierających SZEPTACH), rozczarował i zmęczył nowy Warlikowski, zbyt już powtarzalny w formach i tematach.
Krystyna Meissner, wreszcie nagrodzona Złotym Medalem Gloria Artis, zawsze podkreśla, że najpierw ogląda przedstawienia, potem powstaje hasło imprezy (w tym roku znów prowokujące ŚWIAT BEZ BOGA, czyli Wartości). Nie przekonało mnie to hasło w kontekście obejrzanych spektakli, które też w większości nie robiły większego wrażenia. Nawet niemiecki, pomysłowy, ale przesadzony w długości WARUM, nie potrafił zdobyć mojego teatralnego serca. Nie uwiodły mnie piękne marionetki Romana Paski, nie wciągnął taneczny rytuał Lemiego Ponifasia. Bo nie zaoferowali mi ci artyści niczego nowego, nie przywieźli z daleka impulsu, jakiego nie znałem. Nie było na tym Dialogu nowego EXHIBIT B ani O TWARZY, nie było wizji na miarę TRAGEDII RZYMSKICH czy elektrycznych ROSJAN.
Na szczęście było to, co w Dialogu też mocno się liczy, może nawet najbardziej: prezentacja bardzo różnorodnego teatru i aktorzy na poziomie himalajsko-kosmicznym. I właśnie - jeśli coś z tego ósmego festiwalu zapamiętam - to ich, w teatrze chyba jednak najważniejszych.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI