Gdy Teresa Kujawa reżyserowała ‘Carmen’ w
szczecińskiej operze, główna solistka Joanna Cortes zachorowała. Żeby
oszczędzić i podreperować zdrowie śpiewaczki przed premierą, pani Teresa
poleciła jej zostać w hotelu i nie przychodzić na próbę. Sama szczegółowo
odegrała rolę Carmen, o czym długo opowiadali artyści. Zmarłą w tym tygodniu
Teresę Kujawę wymienia się od lat w gronie najwybitniejszych twórców polskiego
baletu.
Urodziła się w Bydgoszczy, debiutowała we Wrocławiu.
Zanim została solistką tańczyła choćby mazura w ‘Strasznym dworze’, w parze z
innym późniejszym wielkim Witoldem Grucą. Przez ładnych kilka dekad od lat 50.
ubiegłego wieku zapisywała się artystyczna karta Teresy Kujawy w księdze
baletu. Pisali o niej recenzenci: Ta sama Teresa Kujawa, która w trykotach
była tylko jedną z licznych sprężynek w skomplikowanej budowli klasycznej, w
roli Dziewczyny Połowieckiej narzuciła widzom nieprawdopodobny impet
żywiołowości (Tomasz Chrośnicki); Teresa
Kujawa to nie tylko świetna tancerka, to także bardzo dobra aktorka, jej sposób
chodzenia, poruszania wachlarzem, spojrzenia zza niego rzucane, jej cały taniec
podporządkowany jest jednej myśli (Andrzej Kafliński).
Związana była z Operą Wrocławską (Dolnośląską), ale
i z teatrami Łodzi, Poznania, Warszawy, Szczecina. Współpracowała również ze
słynnym Leonidem Ławrowskim w Moskwie, parę lat spędziła w Paryżu. Na warsztat
brała nie tylko klasykę, interesował ją taniec nowoczesny. W 2018 roku Opera
Wrocławska powtórzyła jej znakomitą choreografię do ‘Exodusu’ Wojciecha Kilara
w spektaklu ‘Wieczór polski’. Tych osiągnięć, także pedagogicznych, było
mnóstwo, pani Teresa zmarła mając 92 lata. W wywiadzie udzielonym na początku
lat 1980. w ‘Kobiecie i życiu’ mówiła: Zawsze czułam potrzebę wypowiedzenia
się przez taniec, przez ruch, który mam teraz możność choreografować. Sądzę
jednak, że gdyby moim przeznaczeniem było zostać pielęgniarką czy krawcową, tak
samo zatraciłabym się w tych zawodach jak w sztuce tańca. Jako choreograf,
mówiąc wprost, robię teatr i to nie dla siebie, ale dla innych.
Realizowała najpopularniejsze tytuły baletowej
literatury, nie rezygnowała z prapremier (najważniejszą była chyba ‘Medea’
Juliusza Łuciuka w Polskim Teatrze Tańca i potem w TVP), ‘Halkę’ wystawiła w
Paryżu i w Meksyku. Jej choreografie pojawiały się w przedstawieniach teatru
dramatycznego, co mocno ceniła, twierdząc, że dzięki temu bogatsze są
realizacje baletowe i operowe. W malutkim epizodzie Sąsiadki można ja zobaczyć
nawet w filmie Sylwestra Chęcińskiego ‘Roman i Magda’. Pełnospektaklowym
debiutem choreograficznym Teresy Kujawy był wrocławski ‘Spartakus’, w którym
wystąpił jej mąż Franciszek Knapik, tancerz równie wybitny jak żona, zmarły
zaledwie trzy miesiące przed nią, pochowany w Alei Zasłużonych Cmentarza
Osobowickiego. Dziś odchodzi i ona, i to kolejne smutne w ostatnich miesiącach
rozstanie w świecie wrocławskiego teatru, po tym jak w ten lepszy, niebieski
wybrali się inni mistrzowie: Danuta Balicka, Andrzej Mrozek, Janusz Zipser.
W rozmowie opublikowanej w programie do szczecińskiej
‘Coppelli’, przygotowanej na jubileusz półwiecza pracy artystycznej, Teresa
Kujawa wyznawała Renacie Mazurowskiej: 50 lat pracuję w swoim zawodzie, na
różnych stanowiskach, ale właściwie mogłabym powiedzieć, że są takie pozycje,
które jeszcze chciałabym w życiu zrealizować, a nie zdążyłam z takich czy
innych względów. Chyba żaden człowiek nie może do końca spełnić się w swoich
marzeniach i dokonaniach – myślę o pracy. Ale kiedy mi przyjdzie odejść z tego
świata, nie będę żałowała życia – ani zawodowego ani prywatnego. Myślę, że mogę
sie nazwać człowiekiem szczęśliwym. Miałam możliwość spełniania się, był to
okres bardzo piękny dla artystów, byliśmy szanowani, byliśmy uwielbiani,
publiczność nas kochała, władze nas kochały – to jest bardzo ważne.
Warto
przytoczyć jeszcze jeden fragment tamtego wywiadu (Opera i Operetka w Szczecinie, 1998):
Czy jest taka realizacja w Pani przebogatej pracy
artystycznej, która kosztowała Panią wiele emocji, wysiłku, nerwów?
– Odpowiem inaczej – nie ma
takiej, która by nie kosztowała. Przedstawienie baletowe wymaga ogromnej pracy
– choreograf musi wybrać temat, musi mieć to szczęście, że ma dyrektora, który
ten temat zaakceptuje, trzeba poznać libretto, muzykę, nauczyć się jej
dokładnie na pamięć, wiedzieć, co się z tą muzyką zrobi. Znacznie łatwiej jest
reżyserować niż tworzyć spektakl baletowy. Śpiewak musi się nauczyć zarówno
słów, jak i muzyki, ale ma to już podane, a choreograf całą treść przekazuje w
geście, w technice, w wyrazie. To jest strasznie trudna robota. Ale wszystkie
pozycje sprawiały mi bardzo wiele radości i miałam szczęście, że pracowałam ze
wspaniałymi artystami. Mogę powiedzieć, że w całym moim życiu zawodowym raz
tylko spotkała mnie wielka przykrość, a mianowicie w Teatrze Wielkim w
Warszawie w 1985 roku, kiedy kończyłam tam swoją pracę realizacją „Pana
Twardowskiego". Pan Różycki napisał piękną końcową scenę, kiedy wchodzą
dzieci z księdzem i śpiewają pieśń do Matki Boskiej. Poszły trzy przedstawienia
po premierze i pan dyrektor, nieżyjący już Robert Satanowski zlecił mi, abym tę
modlitwę wyeliminowała z przedstawienia. Nie wiem, jakie czynniki tu
zadziałały, w każdym razie powiedziałam, że jest to po prostu niemożliwe, że
albo pójdzie tak, jak na premierze, albo proszę zdjąć spektakl. I rzeczywiście
zdjęli. Po jakimś czasie wszystko się rozmyło i przedstawienie wróciło, ale
zaczęli mówić, że jest niedobre i w końcu zeszło z afisza. Po tym zdarzeniu
odeszłam na emeryturę i od tej pory pracuję jako wolny strzelec.
Co jest najważniejsze w pracy z tancerzami?
– Odpowiedź jest bardzo krótka:
dar boży czyli talent i praca, praca i jeszcze raz praca. Mówię o tancerzach
świetnych. Jeżeli praca nie jest połączona z talentem i wielką muzykalnością,
to nie ma o czym marzyć. Jeżeli ktoś mówi, że tancerz pracuje nogami, to jest
to taka bzdura, że nawet mi się śmiać nie chce.
GCH