Rzadko w studenckim teatrze mamy do czynienia z tak spełnionym
spektaklem, w którym wszystko jest na swoim miejscu, także, po wszystkim, w
umyśle widza. „Świadectwa wzlotu upadku wzlotu wzlotu wzlotu upadku i tak dalej
Antka Kochanka” to świadectwo dużych aktorskich możliwości właśnie kończących
szkołę młodych ludzi (temu dyplom głównie służy), ale też przedstawienie
zbierające kawał polskiego doświadczenia społecznego ostatnich kilkudziesięciu
lat.
Sebastian Majewski, szef artystyczny teatru w Wałbrzychu, napisał
tę sztukę zanim pojawiła się propozycja realizacji dyplomu PWST, nie wiedział
więc, że jego tekstem będzie tym razem mówić tzw. teatralna młodzież. Osoby tej
mądrej komedii są o wiele starsze niż kreujący je wykonawcy. To mógłby być
zatem (i może kiedyś będzie) spektakl złożony z ról aktorów seniorów, mających
na co dzień niewiele okazji do zaistnienia na scenie. Skoro jednak grają
dwudziestokilkulatkowie trzeba było znaleźć przekonujący inscenizacyjny klucz,
by „Świadectwa wzlotu...” nie stały się zaledwie egzaminem. Otwierający pomysł Majewskiego-reżysera
polega tu na zetknięciu dwóch artystycznych generacji. Emerytowany gwiazdor
wałbrzyskiego teatru Adam Wolańczyk (Antek Kochanek) animuje na starcie sceniczną
rzeczywistość, na jego znak zapalają się światła, on zaprasza młodszych kolegów
i koleżanki do wejścia w blask. Potem siada na krzesełku i z widoczną satysfakcją
obserwuje wydarzenia, jako bohater i jako aktor.
Na pierwszy ogień idzie Ewa Bobrowska, czyli Jadwiga Śląska,
„obywatelka onego kraju”, perfekcyjnie wypowiadająca gwarowy apel o pozbawienie
jednej z ulic imienia Antka Kochanka i „nadanie jej szlachetnego imienio”, choćby
pokolenia Kolumbów lub JP2. Dotychczasowy patron był przecież komunistą, Żydem,
Cyganem, pedałem, alfonsem, masonem, kosmitą. Po Jadwidze własne wersje
opowiedzą pozostali obywatele. Na przykład energiczna Ewelina Ruckgaber wcieli
się w sponiewieraną przez dziejowe wichry Annę Krajowy (z takimi inicjałami
kariery w PRL-u się nie robi, chyba że jest się Antkiem K.), by wspomnieć amancki rys postaci Kochanka, a mrocznie
urocza Karolina Krawiec (siostra Wioletta Orańska) przywoła okres, gdy
prowadziła psychiatryczny eksperyment w celu wyrugowania z Antka (i jego
ówczesnego partnera) skłonności homoseksualnych. Pojawi się również Róża
Luksemburg (popis Sary Celler-Jezierskiej), pensjonariuszka pewnego zakładu w
Stroniu Śląskim, mająca szerokie kontakty w świecie polityki, religii, mediów i
sztuki. Ostatnie słowo będzie należeć do Boga (przykuwający uwagę Piotr
Mokrzycki), który przedstawi może prawdziwą biografię bohatera.
80-minutowy spektakl mija momentalnie, tyle się w nim
dzieje. Świetnie skonstruowanym monologom towarzyszą doskonale rozegrane działania
choreograficzne (Piotr Soroka), inteligentnie dobrana muzyka, jest mnóstwo kontekstów do
wychwycenia. Polskie piekiełko, lecz także realne kulturowe i światopoglądowe przemiany,
dialog z mechanizmami dzisiejszego systemu totalitarnej pseudowolności, spór o człowieka,
historię, o teatr (manifest Jacka Głomba, tradycja Laboratorium Grotowskiego). Niemal wszystkie postaci noszą zaawansowaną ciążę - znak zaangażowania, zawinienia, czegoś, co Wisława Szymborska nazwała zmysłem udziału. Chciałoby
się poczytać, co głoszą neonowe napisy, ale młodzi aktorzy tak dojrzale
wchodzą w swoje role, emanują taką świeżością i temperamentem, że nie sposób
oderwać od nich oczu. Sebastian Majewski dał tej grupie szansę, która została
wykorzystana absolutnie. Z takim graniem, takim spektaklem można spokojnie pokazać
się na każdym festiwalu, każdej zawodowej scenie (wałbrzyski teatr włączył „Świadectwa
wzlotu...” do stałego repertuaru).
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
PSGRZEGORZ CHOJNOWSKI
Proszę zabrać ze sobą do teatru kwiaty. Będą Państwo wiedzieć, co z nimi zrobić.
.........................................
Pilgrim/Majewski ŚWIADECTWA WZLOTU UPADKU WZLOTU WZLOTU WZLOTU UPADKU I TAK DALEJ ANTKA KOCHANKA, reż. S. Majewski. Koprodukcja Teatru PWST we Wrocławiu i Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu, premiera 24 lutego 2012