Kiedy zaczyna się ta historia, bohaterka Klara ma trzydziestkę. Jest właściwie sama, bo jak nazwać kobietę, która rzuciła bycie chirurgiem dla akupunktury, śpi z kochankiem o wdzięcznej miłosnej ksywie Minotaur i średniej wielkości penisem z osobliwą cechą estetyczną. Manuela Gretkowska napisała kolejny w swojej literackiej karierze portret kobiecy, nie przemilczając tematów niemieszczańskich i nie przesadzając z pogłębianiem postaci.
U Gretkowskiej kobiety są kobietami, mężczyźni mężczyznami, bez ekstra dodatków. Bo depresja Jacka czy brak instynktu macierzyńskiego Klary to najzwyklejsze przypadłości człowieka ponowoczesnego. Na szczęście jednak od takiej np. Grocholi dzielą Manuelę lata świetlne. Dla takiego np. opisu pani Katarzyna przemierzyłaby kosmos:
„Wymijając rozkrzyczane watahy, stwierdziła, że nie gonią się, ale uciekają z pola widzenia rodziców, jakby to był teren skażony wzrokiem dorosłych. Utuczonych ojców w bezkształtnych polarach i luzackich klapkach ślizgających się po lastrikowych stopniach o złotych poręczach. Matki były bardziej szykowne. Te młodsze od Klary naśladowały Mandarynę. Jej pruszkowski sznyt wyrobnicy erotycznej pokrytej dwukolorem: sztucznej opalenizny i chemicznego blondu”.
Porównywanie Gretkowskiej do Grocholi nie miałoby sensu, gdyby nie męsko-damski temat w podobnie babskim kontekście. Przyglądamy się tu historii dwóch małżeństw, dwóch, bo Klara niezbyt szczęśliwie wychodzi za mąż za Jacka. Dla odmiany i szerokości perspektywy przyjaciółka byłej pani chirurg, Joanna, i jej mąż Marek to typ pary ze snów przywódców prawicy. Dzieci, chrześcijańska rybka na samochodzie, zakupy w Ikei, wakacje w Hiszpanii. Z ważniejszych historycznych wydarzeń w tle dzieje się śmierć Papieża. „Dziennikarz prowadzący kiedyś Big Brother mówił z podobnym przejęciem o Big Father”, celnie zauważa autorka, dodając kilka aktualnie uniwersalnych uwag społeczno-politycznych między zgrabnie skleconymi dialogami. No i trochę erotyki, także oralnej. W końcu literacko-wizerunkowa przeszłość skandalistki-szamanki to zobowiązująca gęba.
Ale u Gretkowskiej seks nie ma dzisiaj podznaczeń, nie stanowi tożsamościowego wykładnika ani nie służy za symbol międzypłciowej relacji. Klara myśli w pewnym momencie z żalem: „To było takie ważne, z Joanną czekałyśmy, która pierwsza. Co teraz jest ważne?” Seks jest ważny, lecz tylko jako seks. Tak jak oni są po prostu ludźmi z ciała i emocji. Więc dlaczego, skoro wszystko i wszyscy mają swoją postać, normalne cechy i przejawy życia, niewiele tutaj gra, brakuje szczęścia? Może właśnie dlatego?
Może właśnie tak odpowiedziałby Papież lub raczej duch Papieża, ukazujący się wzorowemu mężowi Markowi, diagnozujący kobiety i mężczyzn, Polskę i Polaków: „w polskim wyobrażeniu sprawiedliwość społeczna będzie wtedy, gdy zaczną kraść ci, co powinni”. Trzeba przyznać, że papieskie nawiedzenie Marka to najodważniejsza i najciekawsza część powieści.
Najnowsza książka Manueli Gretkowskiej to trochę więcej niż czytadło, dużo mniej niż dzieło. Autorka wzbiła się ponad felietonową przyziemność, rozwijając skrzydła błyskotliwej miejscami narracji. I wyprodukowała przyzwoitą propozycję dla wszystkich. Czyli nic szczególnego, niestety. Zwykłość „Kobiety i mężczyzn” cieszy jednak na poziomie przesłania, którym Gretkowska ujarzmia nasze narodowe przekonanie o wyjątkowości: jesteśmy normalni, z własnymi radostkami i problemami. Wypadałoby w to jeszcze uwierzyć.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
..............................................................................................
Manuela Gretkowska KOBIETA I MĘŻCZYŹNI, Świat Książki, 2007