Monday, April 16, 2007

John Updike TERRORYSTA

Nazwisko Updike’a będzie się już pewnie zawsze dobrze kojarzyło ze świetnym cyklem powieści o Króliku, wyrazistym amerykańskim bohaterze, któremu zdobywca dwóch Pulitzerów zgotował niełatwe życie w fascynujących dekadach XX wieku. Wieczny chłopiec lub upadły mężczyzna, nieradzący sobie z wyzwaniami dorosłości i odpowiedzialności był pod piórem Updike’a postacią wdzięczną, zwłaszcza jako symbol kulturowej niestabilności. Stwórca Królika wyraził kiedyś swoją wiarę: seks, sztuka i religia to trzy wielkie sekrety ludzkiego doświadczenia. Z seksem i sztuką najczęściej się dotąd zmagali ludzie Updike’a, religia zajmuje pierwsze miejsce w przypadku losu najnowszego człowieka, 18-letniego terrorysty.

Ahmad Mulloy jest synem irlandzkiej Amerykanki i Egipcjanina, który znalazł się w Stanach jako student. Ojciec opuścił syna już po trzech latach od narodzin, co ma stanowić psychologiczne wytłumaczenie późniejszych wyborów młodego islamisty. Bardzo to oczywiste, ale i prawdopodobne. Jednak kształtujący swoją świadomość nastoletni Ahmad wypada w tej książce blado. Nie dlatego, że raz wypowiada zdania naiwne, a innym razem brzmi jak mędrzec – tak w tym wieku bywa, choć miejscami bardzo trudno się z nadmądrością Ahmada oswoić. Przyczyna papierowości głównego bohatera tkwi w treściach, jakie ma do wypowiedzenia. Jak te o reklamach telewizyjnych i społecznym kulcie młodości. Może to i prawda, że „społeczeństwo boi się zestarzeć”, a „telewizja nie zachęca do czystych myśli”, lecz od artysty tej klasy i dorobku, co Updike, wolno oczekiwać więcej. Dużo więcej niż tyrada Charliego o Jerzyku Waszyngtonie – odpowiedniku Ho Szi Mina, i pionierach Ameryki – dawnym Hamasie. Poziom analizy nie zbliża się tu zatem ani do wysokiego, ani odkrywczego, skoro zdarza nam się natknąć na porównania rewolucji do Hydry.

I szczerze mówiąc, nie wiem, czy odpowiedzialność za słabości najnowszej pozycji w Updike’owej bibliografii wynika z autorskiego wypalenia, czy może winien jest temat. Na terroryzmie poślizgnęli się właściwie wszyscy literaccy żołnierze ostatnich lat, z Orhanem Pamukiem na czele. Znaleźć intelektualne wyjaśnienie terroryzmu to chyba jeszcze zbyt wielkie zadanie dla powieści. Nawet Conrad sto lat temu pisząc „Tajnego agenta”, nie próbował posunąć się tak daleko.

Nie można Updike’owi zarzucić stylistycznej nieporadności, w detalach ciągle trzeba go podziwiać. Kuleje fundament. Zamysł był sprytny: zamachowca przed zamachem, przed decyzją o zamachu, uczynić protagonistą, konfrontując różne punkty widzenia. W efekcie czytelnicy otrzymują porcję niewyrafinowanego socjo-wykładu. Działają tutaj osoby różnych dramatów, mówiące głosem własnej historii, jak Afroamerykanka, Żyd, Muzułmanin, niestety, całość chłonie się z wysiłkiem. Bo skromna fabuła prowadzi szlakiem oczywistym. Jeśli islamski ekstremista-gołowąs wydaje się moralnie czystszy od większości postaci, to bierzemy pod uwagę taktykę prowokacji, ale odpowiedzi na najważniejsze pytanie, o sens wysadzania tunelu Lincolna, nie ma. Bo być nie może. Z tą bezradnością także Updike musi nas zostawić, słusznie szukając przyczyn zła w indywidualnej drodze młodego człowieka. Drodze do Boga i przeciw światu. A to z którymkolwiek Bogiem nie daje się powiązać. Mimo wysiłków religii.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
..............................................................................................
John Updike TERRORYSTA, przeł. J. Kozłowski, Rebis, 2007