Niemiecki pisarz Patrick Süskind opublikował swoje emocjonujące dzieło w 1985 roku, wywołując jednego z najgrzeszniejszych duchów literatury XX wieku. Jean-Baptiste Grenouille jest trochę Markizem de Sade’em, trochę Hannibalem Lecterem, i na swój mroczny sposób Prometeuszem. Zamiast ognia chce dać ludzkości ideał, którego światu brakuje. Urodzony w paryskich slumsach, w cieniu cmentarza, przytłoczony smrodem ryb, gnijących owoców i spalonych zwierzęcych kości, ma w biografię wpisane przekleństwo, ale też misję. Posiada podstawowy atrybut wybrańców: czystość (nie wydaje żadnego zapachu) oraz wyjątkową umiejętność (potrafi rozpoznać każdą nutę zapachu, na dużą odległość). Nikt nie został obdarzony podobnym geniuszem, nikt u nikogo nie byłby w stanie wyłowić zmieszanej w jedną woni kocich odchodów, octu, sera. Społeczne odrzucenie, okrucieństwo i nienawiść spotykają go za bycie innym. Jeśli sam nie śmierdzi jak człowiek, nie może być człowiekiem. Więc kim jest?
Katem, bo morduje dziewice w imię szalonego projektu. A może jednak bardziej ofiarą? Genów matki-dzieciobójczyni, nietolerancyjnego, przestraszonego środowiska, nieznoszącego osobliwości. Dlatego śni o ogromnym zamku z dala od cywilizacji. A cywilizacja jego czasów, XVIII-wiecznej Francji Woltera i Diderota, to emocjonalna pustynia poddana władzy rozumu. Teoretycznie. Bo rzeczywistością ciągle rządzi zepsuta barokowa namiętność. Grenouille mógłby się od cywilizacji uwolnić, siedem lat spędza w odosobnieniu, musiałby jednak od razu znaleźć ekwiwalent poczutego kiedyś zapachu. Niepokój nie daje mu spokoju, więc nie ma wyjścia: musi wypełnić misję. Jego sukces odkrywa prawdę o ludzkiej zwierzęcej naturze, jego upadek też jest tej prawdy lustrem.
Jako pisarz odcinający się od literackiego życia, nieprzyjmujący nagród, niemiecki autor „Pachnidła” przyznał sobie prawo do obserwowania i komentowania ludzkiej niewoli. Fascynująca to opowieść, choć nieszczególnie oryginalna. Motywy są znane i wykorzystywane od literackich wieków. Lecz skoro postęp w sztuce nie istnieje, jak słusznie zauważał Popper, liczy się obecność nowego elementu oraz technika opisu. Süskind wybrał zmysł zapachu, bo zapach potrafi nas określić. Nawet bardziej niż wygląd, dużo bardziej od dźwięku. Zapach ma moc otwierania lub zamykania przestrzeni, zapach (lub odór) przenika. Nie bez powodu mówimy o oszustwie: coś tu śmierdzi. Człowiek publiczny pachnie jakimś armanim albo kenzem, tylko człowiek prywatny czasami wie, jak pachnie naprawdę. Gdybyśmy mieli wypełnić ankietę, odpowiadając na dwa proste, skrajne pytania o najprzyjemniejszy i najbardziej przykry zapach, przypuszczam, że większość z nas wskazałaby naturalne zapachy w obu kategoriach. Süskind dobrze to wymyślił. Jego bohater też szuka ludzkiej wonności, nie alchemizuje w laboratorium. Styl „Pachnidła” nie zostawia wątpliwości: dobra sztuka to ta, co wzbudza emocje. Artystom udaje się je wywołać, bo posiedli umiejętność ich kontrolowania albo dają się im prowadzić.
Więc choć Kubrick twierdził, że „Pachnidło” jest nieprzekładalne na film, Tom Tykwer film nakręcił. Ale gdyby Huxleyowi spełniła się prognoza zmysłokina, seanse „Pachnidła” trzeba by zapachów pozbawić. Nie o nie w tej historii chodzi, lecz o marzenie o nich. Dlatego zanim obejrzycie film, przeczytajcie książkę. Wyobraźni też się od nas coś należy.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
......................................................................................
Patrick Süskind PACHNIDŁO, przeł. M. Łukasiewicz, Świat Książki, 2006