Wednesday, January 28, 2009

John Updike RZECZ O BECHU

Twórczość zmarłego właśnie Johna Updike’a to dorobek ważniejszy dla amerykańskiej literatury niż literatury światowej. Wprawdzie cykl powieści o Rabbicie Angstromie, czyli legendarnym już dziś Króliku, czyta się doskonale zawsze i wszędzie, tylko dla Amerykanów znaczą te książki więcej niż najwyższej klasy lektura. Rabbit jest jednym z najwyrazistszych amerykańskim bohaterów, byłym uczelnianym koszykarzem, który poślubił szkolną miłość i wiedzie średnioklasowe życie bez przekonania, z narastającym poczuciem przegranej. Dlatego też podejmuje próbę ucieczki, a raczej ucieczek. Updike mówił, iż napisał pierwszą z powieści o Rabbicie jako odpowiedź na słynne „W drodze” Jacka Kerouaca. Wieczny chłopiec lub upadły mężczyzna, nieradzący sobie z wyzwaniami dorosłości i odpowiedzialności był pod piórem Updike’a kimś tak dziecięco bezradnym wobec wyzwań tzw. prawdziwego życia, że stał się idealnym symbolem kulturowej niestabilności. Za chwilę o swoje upomniały się feministki, w siłę urosły ruchy afroamerykańskie. Middle class w starym republikańskim stylu znalazła się pod stałym atakiem artystów.

Autor „Rabbit, Run” miał wtedy 28 lat, więc jego główna postać musiała otrzymać wiele z niego samego, żonatego absolwenta Harvardu, zaczynającego karierę w nowojorskiej gazecie i porzucającego etat dla bytu wolnego strzelca w prowincjonalnym Massachusetts. Udało się. Zdobył dwa razy Pulitzera, spłodził kilkadziesiąt powieści, liczne opowiadania, wiersze, eseje, a pierwsza z części cyklu o Rabbicie znalazła się na liście 100 najważniejszych książek wszech czasów w rankingu tygodnika „Time”. Updike trzymał się pewnej zasady. Uznając seks, sztukę i religię za największe sekrety ludzkiego doświadczenia, nimi napędzał osobowości swych bohaterów.

Pewnie czeka nas teraz trochę wznowień z jego twórczości, bo tak się zwykle dzieje, gdy wielki pisarz umiera i media zajmują się nim szerzej niż ostatnio. Zresztą wznowienia niekoniecznie są dziś potrzebne, skoro w księgarniach nie tylko internetowych można łatwo trafić na już opublikowane powieści autora „Czarownic z Eastwick”. Warto zajrzeć choćby do skromnej „Rzeczy o Bechu”, opowieści o jeszcze jednym oczywistym, lecz oryginalnie przedstawionym charakterze naszych czasów. Nowojorski pisarz Harry Bech to z jednej strony społeczny pasożyt, wzbudzający politowanie autor jednego, debiutanckiego, przeboju literackiego i następnych kilku prób mniej udanych, klęsk nieabsolutnych, które dziwnym trafem wzbudzają w ludziach sympatię większą niż sukces. Bech jeździ od kraju do kraju w glorii utalentowanego artysty, odwiedza środowiska uniwersyteckie, stypendialnie wizytuje świat za żelazną kurtyną, zmaga się z własną twórczą niemocą i realizuje męskie marzenie o kobietach w każdym porcie. Bech jest oczywiście postacią fikcyjną, ale nieźle urealnioną. Do książki „Rzecz o Bechu” niejakiego Updike’a pisze ironizujący wstęp, pozwala również dołączyć fragmenty dziennika jako apendyks. Mamy też spis Bechowych publikacji, od książek po eseje, są nawet tytuły artykułów dotyczących utworów zmyślonego Nowojorczyka. Całość rozbito na nowele-akty, poprzez które poznajemy pisarza i jego przygody: „Bech w Rumunii, czyli rumuński kierowca”, „Bułgarska poetka”, „Wniebowstąpienie Becha” i tak dalej. 

„Kim jest on sam? – zastanawia się narrator w imieniu bohatera. – Żydem, człowiekiem nowoczesnym, pisarzem, starym kawalerem, samotnikiem, przegranym facetem. Artystycznym szwindlem w czasach, kiedy akademicki modernizm ustępuje przed wiktoriańskim dreszczem zgrozy. Białą małpą, zawieszoną w oddali na wrzecionowatym niebiańskim drzewie gwiazd. Drobiną pyłu skazaną na wiedzę, że jest drobiną pyłu. Myszą w palenisku. Zduszonym krzykiem”.

Jeśliby charakteryzować Johna Updike’a, to powyższy opis służyłby jako idealne przeciwieństwo. Literatura była dla niego sposobem na zaprezentowanie się światu, innym ludziom, sama magia twórczości nie wystarczała. Trzeba, twierdził Updike, dać się przeczytać, ocenić, wyjść do publiczności, rozrzucić część siebie jak konfetti. W jednym z wywiadów polecał młodym autorom: „Czytajcie, to, co was ekscytuje i piszcie, nawet wśród nawału zajęć, choć godzinę dziennie. Sporo bardzo dobrej literatury napisano w ten sposób”.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
…………………………………………………………………
John Updike RZECZ O BECHU (na przykład), Prószyński i s-ka, 2000