Ta powieść zyskała już wielu fanów, bo Kornaga to autor ciekawy, niebanalny w ideach i nieoczywisty w językach. Swojego czasu karierę zrobiła zwłaszcza "Gangrena", czarna, brutalna, prowokacyjna wobec rzeczywistości, ale wbrew pozorom niezbyt głęboka.
Najnowsza powieść Dawida Kornagi, „Znieczulenie miejscowe", ma podobnie krytyczne ambicje i bardziej wyszukany pomysł. Oto Polska, kraj ukrytych strachów, zamieszkana przez Polaków i wampiry ("a kto śmie wątpić, ten jest głupi, ma wszy i krzywy kręgosłup"). Jeden z krwiopijców grasuje na kolei, inny obiera za cel częstochowskie pielgrzymki, kolejni: księży (zwłaszcza z południowo-wschodniej części kraju) lub celebrytów. Jeszcze inny zakłada profil na „Naszej klasie". Jest i zmora Marzena, co „zawzięła się na naszego prezydenta" i odwiedzając go co noc, dusząc, staje się „przyczyną podkrążonych oczu prezydenta, jego widocznej ospałości, języka sprawiającego wrażenie, że ledwo nadąża za ruchami ust". Zdaje się, iż do pałacu sprowadził „gnieciuchę Marzenę" na odchodnym poprzedni gospodarz. To nie wszystko. Przenosimy się również w przeszłość, w wampiryczną historię bitwy pod Grunwaldem czy pod Warną.
Kornaga wprowadza nas w swój poczet kainitów, nie szczędząc dygresji dotyczących narodowego charakteru. Na przykład: „W Polsce niewolnictwo cieszy się niesłabnącą popularnością. Większość Polaków uwielbia dobrowolnie być od kogoś lub od czegoś zależna. A to od serialu telewizyjnego, a to od radia, programu lojalnościowego, funduszu inwestycyjnego". O tę zależność-niezależność chyba Kornadze chodzi, o swoiste znieczulenie, którym łatwo, lekko i przyjemnie tłumaczy Polskę i Polaków. Po prostu żerują na nas wampiry, a my drapiemy się po ukąszeniu, ufając w siłę wyższą, jak zakonnice, którym wydaje się, że miały objawienie, bo dziwnie się czują. Autor książki wybrał składankowo-felietonową formę, by przejechać się po polskich przywarach, konsumpcjonizmie, dwulicowości, zawiści i innych bardziej lub jeszcze bardziej znanych. Są wycieczki do PRL-u, wampir gej, rasista, ekolog. Tylko nic z tej wyliczanki nie wynika. Znów wychodzi zaledwie gazetowa proza, choć tym razem z satyrycznym zacięciem. Na publikacje w odcinkach podczas telewizyjnej ligi kabaretowej.
To nie jest rzecz byle jaka, to nie jest autor pierwszy lepszy. Wierzę, że się Kornadze uda w końcu napisać coś rzeczywiście wartościowego. Na razie do swego dzieła dojrzewa i, jak to w okresie pokwitania, coś się kończy sukcesem, coś przedwczesnym jękiem. Mnie się średnio podoba, ale ja mam krzywy kręgosłup (jak 3/4 Polaków).
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.......................................................
Dawid Kornaga ZNIECZULENIE MIEJSCOWE, Prószyński i ska, 2008