Całun z Oviedo to pilnie strzeżona chusta, która mogła okrywać twarz Chrystusa, gdy umierał na krzyżu. Taka jest legenda tego płótna o wymiarach 84x53 cm. Jak jest/ było naprawdę? Odpowiedź zostawiam specjalistom. Sprawa wcale nie jest oczywista, mimo osiągnięć techniki nie da się chyba wyjść w tym przypadku poza obszar wiary. Może i dobrze.
Bo autorzy powieści "Całun z Oviedo" wyobrazili sobie sytuację w dzisiejszych czasach coraz bardziej prawdopodobną. Młoda dziewczyna zgadza się być zastępczą matką dziecka dla pewnej amerykańskiej rodziny. Dziewiętnastoletnia kelnerka z Bostonu to sierota, nie ma jeszcze pomysłu na siebie, szuka własnej drogi. Prasowe ogłoszenie o "partnerstwie w rodzicielstwie" trafia zatem na podatny grunt. Dziewczyna nosi biblijne imię Hannah, jest dziewicą, czyli idealną kandydatką do powtórzenia niepokalanego poczęcia. Jej ciąża będzie próbą sklonowania Jezusa poprzez wykorzystanie DNA pochodzącego z legendarnego całunu, który 8 lat wcześniej sprofanowano w dramatycznych okolicznościach. Najważniejsze pytanie tego thrillera brzmi na początku: "czy dziecko się urodzi?", są i następne: "czy chłopiec będzie rzeczywiście tym, kim ma być?" i "co będzie, kiedy się już urodzi?". Z tym pytaniem zostajemy po przeczytaniu całości. Niby więc prosty thriller idący w podobnym kierunku, co "Kod Leonarda da Vinci", a jednak odrobinę więcej.
Ostatnia scena książki napisana jest nawet zręczniej niż cała powieść, którą kwalifikuję do kategorii zawodowo skrojonego bestsellera. Autorzy mogliby bardziej popracować nad wydarzeniami, trochę mało tu wartkich zwrotów jak na rasowy dreszczowiec, ale i tak wakacyjnie wystarczy. Leonard Foglia i David Richards, dyrektor nowojorskiego teatru i krytyk teatralny, uznali pewnie, że pomysł uniesie fabułę. Nie pomylili się. I chyba tylko niewielką popularnością powieści na świecie trzeba tłumaczyć brak protestów środowisk katolickich w Polsce. Doprawdy, trudno o bardziej obrazoburczy temat i lepszy kontekst do dyskusji nad przyszłością nowych technologii i starej wiary w epoce nie do przewidzenia. Ale nie wywołujmy wilka. "Całun z Oviedo" traktujmy podług zasług, bo to jednak po prostu niezłe czytadło. A ksiądz Jimmy, bohater pomagający dziewczynie w kłopotach, zrównoważy działanie ludzi złej woli.
Nie będzie z "Całunu z Oviedo" nowego "Dziecka Rosemary", także dlatego, że zmieniły się czasy. I dla religii (różnych), i dla literatury. Lecz rozpoczynająca się od morderstwa w katedrze powieść amerykańskich warsztatowców prowadzi do podobnych wniosków, co powieść Levina. Zwłaszcza w okolicznościach z pewnością istniejącego wyścigu szalonych naukowców po
trofeum sklonowanego człowieka. Niektórzy twierdzą, iż nie ma wyjścia, klonowanie jest kwestią czasu, będziemy musieli się prędzej czy później zmierzyć z największym problemem cywilizacji techniki. Pod płaszczem (całunem) dość oczywistych przewidywań-przypuszczeń-wyroków kryją się poważne tajemnice naszego jutra. Autorzy niniejszej powieści przemycili w zwykłym
dreszczowcu jeszcze jeden element tej historii. Pytanie o nowego mesjasza. Nie nowe, nie odkrywcze, a ciągle prowokujące i aktualne. Tak teraz adekwatne, jak przyzwoity literacki thriller na wakacje.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.................................................
Leonard Foglia, David Richards CAŁUN Z OVIEDO, przeł. K. Dobrowolska, Philip Wilson, 2008