Saturday, June 21, 2008

Katarzyna Grochola TRZEPOT SKRZYDEŁ

Na okładce książki czytamy intrygującą zachętkę: „Hanka ma męża, pracę, własny dom. Dlaczego nie promienieje szczęściem? Przecież kocha i jest kochana. A jednak…”. Na okładce książki czytamy także zwyczajową notę o autorce. Że „mieszka w Milanówku, lubi happy endy, bardziej w życiu niż w literaturze [sic!], Beethovena i Milesa Davisa”. Fajna babka, konstatuje czytelnik, ja też lubię Beethovena. Ciekawa książka, tajemnicza bohaterka, kupujemy. A jednak…

Mniej więcej na 40 stronie orientujemy się, iż „Trzepot skrzydeł” to jeszcze jedna powieść o kobiecie bitej przez męża, którego osobowość określa się tu wyrafinowaną formułą „Dr Jeckyll - Mr Hyde”. Mąż Hanki potrafi być szarmanckim księciem z bajki, by za chwilę zmienić się w bohatera zupełnie innej opowieści. Ta książka nie jest, jak chce wydawca, ani zaskakująca, ani trzymająca w napięciu, chyba że napięciem nazwiemy postawienie pytania: „czy Hanka rozłoży tytułowe skrzydła do ucieczki, czy nie?”. O akcji nie da się więcej opowiedzieć, bo streściłbym całą powieść, pisaną podobno od 2006 do 2008 roku. Przeczytałem ją w półtorej godziny, bez zaliczenia kursu szybkiego czytania. I wprawdzie nie żałuję, lecz osobom spoza kręgu zainteresowanych tematem z czystym sercem nie rekomenduję. „Trzepot skrzydeł” jest nawet tak napisany, że pod bicie trudno podłożyć inną formę znęcania się nad partnerem. To prosta historia z mocnymi akcentami, idealna na film telewizyjny lub program z udziałem palety gości: od zwycięskich bohaterek po przejściach aż po wszędobylskich socjo-psychologów. Specjaliści od poprawności religijnej też mogliby się wykazać argumentami na rzecz pozostawania w toksycznych związkach, w których mąż mówi do żony: „-Zabiję cię”, łamie jej rękę, potem przymilnie szepcze „-Wybaczysz mi?”, aby po jakimś czasie zacząć od nowa: „-Co, kurwa, zadowolona jesteś z siebie?”.

Grochola nie stawia pierwszych kleksów w pisaniu bestsellerów. Zna receptę, wie, że sprawdzone składniki podziałają. Sprawnie pisze. Ma dynamiczną frazę, płynną i potoczną, celnie łączy dialog z narracyjnym dopowiedzeniem. Czasem jednym słowem, najwyżej zdaniem, potrafi oddać charaktery postaci, odwołać sielankę miłosnej sceny, przywołując grozę. W „Trzepocie skrzydeł” literacki świat Katarzyny Grocholi przechodzi na ciemną stronę mocy. Najciekawsze w tej książce wydaje mi się skupienie na głównej bohaterce, wejście w jej sposób myślenia i działania. Powieść napisana jest w formie listu Hanki do kogoś, kogo tożsamości nie mogę ujawnić ze względu na dobro lektury. Mąż się nie liczy jako postać, autorka używa go instrumentalnie, by pokazać typ ukrytego za fasadą wykształcenia i manier damskiego boksera. Może ma poważny psychiczny problem, choruje na jakiś kompleks, psychozę, traumę i tak dalej. To nieważne i absolutnie Grocholę w tej decyzji, w tym kontekście, popieram. A jeśli potrzebuje pomocy? - zapyta ktoś nieśmiało. Może i potrzebuje, niech ktoś napisze powieść z punktu widzenia damskiego boksera. Bestseller murowany!

Nie lubię w twórczości Katarzyny Grocholi nadprostoty środków. Dzięki niej książki czytają się szybko, ale nie zostawiają po sobie nawet zapachu lektury. Chyba że ktoś jest bezpośrednio, doświadczalnie zaangażowany w temat. Wtedy po „Trzepot skrzydeł” sięgnie jak po słuchawkę telefonu zaufania. Z tym wyjątkiem, że tym razem po drugiej stronie będzie znana z kobiecych pism autorka, nie anonimowy wolontariusz. Nie jestem jednak przekonany, czy Grochola skutecznie pomoże. Bo czytelniczka oprócz przekonania się, iż dzieli (dzieliła) z Hanką podobny los, może chciałaby poczytać trochę bardziej kunsztownej literatury przy okazji?
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
……………………………………………
Katarzyna Grochola TRZEPOT SKRZYDEŁ, Wydawnictwo Literackie, 2008