Można by rzec: i wszystko wiadomo. Że konkurs został rozstrzygnięty i nowym dyrektorem Opery Wrocławskiej zostaje Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Ale to na razie jedynie rekomendacja komisji konkursowej. Jedynie?
Ostatnie słowo należy do zarządu województwa. Zarząd nie musi się zgodzić z decyzją komisji - to nawet dość częsta praktyka. Bywa i tak, że to ostatni w postępowaniu konkursowym na koniec wygrywa. Oczywiście, taka sytuacja zawsze rodzi wątpliwości. Dlaczego nie postawiono na kandydata komisji, której członkowie byli przy tzw. przesłuchaniach, mieli więc okazję na rozmowę, dodatkowe pytania do złożonego na piśmie planu artystyczno-finansowego, na bliższe poznanie osoby mającej kierować tak ważną dolnośląską instytucją, jak Opera Wrocławska. Kwestii zdobytego podczas rozmów zaufania nie da się nie docenić.
Ale też można zrozumieć ewentualne różnice zdań co do wizji operowej przyszłości, zwłaszcza w momencie, gdy z dyrektorskiego fotela odchodzi jedna z najważniejszych osobowości tutejszej kultury ostatnich kilkudziesięciu dekad. Zaakceptować zatem werdykt komisji (byli w niej przedstawiciele Urzędu Marszałkowskiego) czy jeszcze się wahać? Odpowiedzialność za sukces lub porażkę spada na zarząd, nie komisję.
W kategoriach sportowych w większości dyscyplin wynik 5:4 (tak rozłożyły się głosy komisji) jest ostateczny i klarowny, w kategoriach artystyczno-kulturalnych niekoniecznie. Przyjrzyjmy się finałowym kandydatom.
Ten, który teoretycznie wygrał: Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Dyrygent z dorobkiem, nagraniami, znaczącymi osiągnięciami, laureat srebrnej Glorii Artis, doktor habilitowany. Wieloletni szef naczelny i artystyczny filharmonii w Białymstoku, to on doprowadził do powstania Opery i Filharmonii Podlaskiej - Europejskiego Centrum Kultury. W środowisku bardzo ceniony za śrubowanie poziomu orkiestr, za pamięć o muzycznej edukacji. No ale z powodu konfliktu ze współpracownikami musiał się z Białymstokiem pożegnać. Chciał za bardzo? W sądzie pracy wygrał proces o niesłuszne odwołanie. We Wrocławiu jako kierownik muzyczny zrealizował jeden tytuł: nieźle przyjetego EUGENIUSZA ONIEGINA. Ma poczucie humoru, nie stroni od scenicznych żartów, potrafi na koncercie zaśpiewać. Podobno ma poparcie Ewy Michnik.
Ten, który teoretycznie przegrał: Tomasz Janczak. Tenor, reżyser, dyrektor artystyczny Filharmonii Sudeckiej, były szef artystyczny Teatru Muzycznego w Lublinie. Wiele ról zaśpiewanych w Lublinie i na innych scenach, w Polsce i Europie, realizator superprodukcji operowych. Doktor wokalistyki, absolwent wrocławskiej Akademii Muzycznej, śpiewał w Teatrze Muzycznym - Operetce Wrocławskiej, w Operze Wrocławskiej występuje w udanym aktorskim przedstawieniu pt. KWARTET (wraz z żoną Elżbietą Kaczmarzyk-Janczak). Od początku było wiadomo, że jeśli zostanie dyrektorem, pomagać mu będzie (w roli dyrektor artystycznej) Aleksandra Kurzak - jedna z najbardziej znanych w świecie i rozchwytywanych polskich sopranistek. Wrocławianka. Zatem tę kandydaturę trzeba rozpatrywać jako duet.
I którą z opcji by Państwo wybrali?
Trudny orzech do zgryzienia. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że urzędnicy marszałkowscy byli w komisji za wyborem duetu Kurzak-Janczak, ministerialni poparli Nałęcz-Niesiołowskiego. Z tym też podczas dyskusji przed ostateczną decyzją zarząd województwa będzie się musiał liczyć. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego współprowadzi (czyli współfinansuje) operę. Marcin Nałęcz-Niesiołowski to opcja bardziej elitarna, gwarancja jakości. Tomasz Janczak stawiał w swojej twórczości operowej na dzieła - powiedzmy - lżejsze, popularne. Aleksandra Kurzak sprawdza się w różnym repertuarze, na najlepszych scenach świata z Metropolitan Opera na czele, ma znajomości, jej mężem jest słynny śpiewak Roberto Alagna. Oboje ciągle ewentualni dyrektorzy wystąpili w ubiegłym roku na koncercie DWA ŻYWIOŁY. Z wałbrzyską orkiestrą w Hali Stulecia śpiewali Aleksandra Kurzak z Krzysztofem Cugowskim, pod dyrekcją Tomasza Janczaka - pomysłodawcy wydarzenia.
Nie zazdroszczę wyboru. Czy decydujemy się na rozwiązanie może pewniejsze i bezpieczniejsze (Nałęcz-Niesiołowski), czy dajemy trzyletnią szansę bardzo intrygującemu tandemowi? Hm.
Cóż, zarząd sam sobie winien, bo w przypadku takich instytucji, jak Opera Wrocławska, w chwilach szczególnie znaczących - po ponad dwudziestoletniej dyrekcji Ewy Michnik - nie trzeba koniecznie ogłaszać konkursu. Trzeba mieć na następcę pomysł. A są ludzie, którzy mogli w tej sprawie pomóc. Niestety, w komisji nie zasiadali.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI