Zyskanie uznania Kazimiery Szczuki ma swoją cenę w rzeczywistości Planety Tesco-Ikei albo Planety TVN, jak kto woli. Agnieszka Drotkiewicz została siostrzanie pocałowana przez doktora nauk humanistycznych-gwiazdę mediów już jakiś czas temu. Teraz (w książce pt. „Teraz”) uczyniła bohaterką doktora nauk humanistycznych-szaraka z Kabatów. Kontrast jest oczywisty, zwłaszcza że książkowa Karolina z uniwersyteckiego Zakładu Kultury w Kryzysie ciągle szuka swojej tożsamości, kobiecości, no i sposobu na życie, a Kazimiera z Instytutu Badań Literackich ten okres pożegnała świetlny moment temu, a dziś zajmuje się nim analitycznie. Drotkiewicz jest również podopieczną innej znaczącej postaci polskiego rynku literackiego, Pawła Dunina-Wąsowicza, który wydał jej dwie pierwsze powieści, z uporem maniaka widząc w młodej autorce słabego „Paris, London, Dachau” materiał na pisarza. No i zdaje się, iż Szczuka z Wąsowiczem mieli rację, bo „Teraz” to książka miejscami ciekawa, choć też miejscami irytująca.
Irytuje przede wszystkim zamiłowanie Drotkiewicz do podrobów stylistycznych, chowania się za czyimś literackim parawanem, choć znajdą się tacy, co zobaczą w tej technice zwierciadło naszego teraz. Epoki telewizyjnych formatów, „Niani” w wersji polskiej. Karolina z powieści „Teraz” stoi w przeciągu między światem wartości coraz mniej znaczących (jak „literki”, literatura, kultura, nauki humanistyczne), a przestrzenią blichtru, o jakim marzy każda dziewczyna. Blichtru tak niemiłosiernie wykpiwanego przez Karolinę Korwin-Piotrowską, z którą Drotkiewicz rozmawiała na łamach „Wysokich obcasów”. „Wiem, że mam ostry język i potrafię celnie strzelić. Ten program pomaga budować pewne kryteria" - łudzi się Korwin-Piotrowska. - "Coraz bardziej lubię to robić i wiem, że cały show-biznes to ogląda”. "Widzisz, ja nie chcę być petentką w kolejce do stypendium socjalnego, ja chcę być królową" - wyznaje Pogorska. Czyli podobieństwo-kontrast kolejny. Tylko Karolinie z powieści „Teraz” dalej do gwiazd, bliżej do Emmy Bovary, przywołanej już na pookładkowym starcie cytatem z Flauberta.
Ale to, że bohaterce bliżej do Emmy, nie zbliża do pomysłu Drotkiewicz o Emmie jako patronce tej opowieści o trzydziestokilkulatce wyrażającej schizofreniczny stosunek do tytułowego teraz i siebie samej. Bovary Flauberta była mieszkanką trochę jednak innej kultury, żoną uwikłaną w społeczno-panieńskie wyobrażenia. Karolina jest wolna, nic jej nie grozi za wypróbowanie chudego Ryszarda, doktora Szymona czy Pawła Szwarcmana. Przeciwnie, dzięki mężczyznom sklei własne ja. Więc nie przekonuje mnie Drotkiewicz wyjściowo, bo trudno uwierzyć w prozę, która programowo nie chce zdobyć się na samowystarczalność. Jak feminizm Kazimiery Szczuki, pasożytnicze show Karoliny Korwin-Piotrowskiej. Tymczasem w czytaniu okazuje się, iż książka „Teraz” wcale nie potrzebuje kontekstu Flauberta, żeby znaczyć, powiedzieć jakąś część prawdy o współczesnej inteligentce z wielkiego miasta. Nie potrzebuje też publicznie jałowych dyskusji o tożsamości i przesadzonych diagnoz o cywilizacji hipermarketu, rubieżach kultury wysokiej. Ma bowiem wartą zauważenia bohaterkę. To ona zajmuje uwagę do logicznego finału, a nie zbyt liczne i zbyt powierzchowne komentarze do rzeczywistości.
Zastanawiam się, co by było, gdyby Agnieszka Drotkiewicz spróbowała samotnego literackiego rejsu, bez uwikłań w magazynowy styl twój, bez poszukiwania osobowych punktów odniesień, no i bez uporczywego dialogu z taką lub inną konwencją. Myślę, że, szczęśliwie, nie czytalibyśmy zdań takich jak „Przynosiłam ci z krwiobiegu miasta to, co najważniejsze”, ale też byłoby pewnie mniej krytycznych zachwytów. A w zamian więcej autorskiej satysfakcji.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
………………………………………………………………….
Agnieszka Drotkiewicz TERAZ, W.A.B., 2009