Z Elfriede Jelinek ciągle nie jest łatwo czytelnikowi, choć właściwie powinniśmy się już zdążyć przyzwyczaić do jej artystycznej wizji. Zawsze kiedy czytam kolejną powieść noblistki nie mogę się oprzeć wątpliwościom: czy to aby jeszcze literatura wysokich lotów, czy może raczej manifest społeczny w formie literatury. Manifestom laury się nie należą, wystarczy szeroki odbiór.
Powieść "Pożądanie" stała się swojego czasu poważnym bestsellerem, w samych Niemczech sprzedano 150 tysięcy egzemplarzy. Wszystko przez marketingową strategię, ogłaszającą światu, że artystka napisała kobiecą książkę pornograficzną. My mamy okazję zapoznać się z polską wersją powieści "Lust" po 18 latach od premiery oryginału, po trzech latach od nagrody Nobla dla skandalizującej Austriaczki. Czasy są inne, na literackiej pornografii daleko się już nie zajedzie, zwłaszcza gdy autorka ma za sobą akademickie autorytety. Jeszcze na początku naszego wieku na pytanie o Elfriede Jelinek, większość odpowiadała: "kto taki?", lecz dziś polski wydawca może zaoferować "Pożądanie" jako okraszone dotknięciem wielkości "błyskotliwe antyporno", dodając za samą Jelinek, że chodzi o to, by czytelnik "nie tarzał się w tym dziele jak świnia w błocie, lecz by zbladł podczas lektury".
Dyrektor papierni wykorzystuje seksualnie swoją Gerti w sposób brutalny, a kobieta próbuje się w tej miłości przetrwania sprawdzić. Do czasu, gdy ucieka w beznadziejnie skesualną relację z mężczyzną wprawdzie młodszym, niekoniecznie lepszym. Tu przypomina się Erika z "Pianistki". W tle pojawiają się motywy następnych zdewaluowanych wartości współczesnego życia, obok karykatury miłości mamy upadek rodziny, człowieczeństwa, polityki. No i mogą sobie Państwo narzekać na nudę tchnącą z alpejskiego krajobrazu złych emocji, ale proszę przynajmniej autorki nie nudzić własnymi opiniami. Takie jest podejście Elfriede Jelinek, my możemy je przyjąć lub odrzucić.
No więc odrzucić szkoda, bo "Pożądanie" to jednak kawał soczystego literackiego mięsa, i co najbardziej cenne, całkiem językowo świeżego. Nieźle brzmi również polskie tłumaczenie: "Na zapleczach hitlerowskich stacji benzynowych znów się o siebie obijają, płeć o płeć na smyczach, roztapiają się pod kolorowymi parasolkami jak połówki ich porcji lodów. Tak szybko się to zawsze kończy, a tak długo trzeba pracować, góry zaś trwają. Powtarzając w nieskończoność, ludzie się po prostu tylko powielają. Głodna sfora wyjmuje genitalia przez sprytnie zamocowane na sobie drzwiczki. Okien nie ma, żeby nie trzeba było patrzeć na partnera. Trzyma się nas jak bydlęta, a my się martwimy się o postęp!".
Z pewnością Jelinek martwi się o człowieka, choć na każdej stronie okazuje bohaterom pogardę, wpisując ich w schemat teatru marionetek, którymi kieruje bez litości. Najgorzej ma kobieta, w świecie mężczyzn sprowadzana do roli ofiary bez szans na wyzwolenie, a nawet współczucie. W końcu mogłaby ten zaklęty krąg przerwać i nie pakować się w biologiczne romanse z władcami rzeczywistości. A może Jelinek wierzy w zmartwychwstanie?
Rzecz w tym, że agresywny model kultury patriarchatu minął i powieść z 1989 roku wydaje się teraz w treści historyczna. W ponowoczesną wersję Emmy Bovary też trudno mi uwierzyć. Trochę zmienił się kontekst. Przypominam sobie, co mówiła autorka w trakcie pisania "Pożądania" w jednym z wywiadów: "ten projekt to próba znalezienia estetycznej metody wyrażenia obsceny". I chociaż nie jestem całkowicie przekonany, że tylko to i niewiele więcej, zagłębiam się w języku tej książki. Z perwersyjną emocją obcowania z historią literatury niepięknej.
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.......................................................................................
Elfriede Jelinek POŻĄDANIE, przeł. E. Kalinowska, W.A.B., 2007